Dzień po wyborach w Meklemburgii-Pomorzu Przednim, w których istniejąca dopiero od trzech lat AfD po raz pierwszy wyprzedziła największą i najsilniejszą niemiecka partię - CDU - czołowi politycy antyislamskiego i antymigracyjnego ugrupowania nie kryli dumy i zadowolenia.

Fotoreporterzy i dziennikarze, którzy pojawili się na zwołanej w samo południe w Berlinie konferencji prasowej, ujrzeli na tle plakatu "Tak wyglądają zwycięzcy" roześmiane twarze szefów AfD - Frauke Petry i Joerga Meuthena - oraz "jedynki" na liście partii w Meklemburgii Leifa-Erika Holma.

W wyborach do regionalnego parlamentu kraju związkowego znajdującego się na północnym wschodzie Niemiec AfD, która w tym landzie po raz pierwszy brała udział w głosowaniu, zdobyła 20,8 proc. głosów, natomiast CDU tylko 19 proc. Media i eksperci interpretują jednoznacznie ten niekorzystny dla chrześcijańskich demokratów wynik jako sprzeciw wyborców wobec polityki migracyjnej rządu w Berlinie.

Komentatorzy piszą o klęsce, upokorzeniu i żółtej kartce dla Merkel na rok przed wyborami do ogólnoniemieckiego parlamentu - Bundestagu.

Reklama

"To zapewne początek końca rządów kanclerz Angeli Merkel" - powiedział Holm. "Wynik wyborów pokazuje, co obywatele myślą o polityce otwartych drzwi" - podkreślił. Petry zarzuciła CDU "ignorancję" i "arogancję władzy". Jak zaznaczyła, porażka chadeków w landzie, który jest ich matecznikiem, "z pewnością boli". "Będziemy nadal pracowali nad tym, by przepędzić z tego landu i Merkel, i jej CDU" - dodała szefowa AfD.

Buńczuczne zapowiedzi polityków AfD zdają się nie robić większego wrażenia na niemieckiej kanclerz. Przebywająca w Chinach na szczycie G20 Merkel przyznała na spotkaniu z dziennikarzami, że jest "bardzo niezadowolona" z wyniku wyborów, które świadczą jej zdaniem o braku zaufania wyborców do rządu i wiary w jego zdolność do rozwiązania kryzysu uchodźczego.

Merkel zapowiedziała lakonicznie, że będzie zabiegała o odzyskanie zaufania, nadmieniając po raz kolejny, że podjęte przez nią wcześniejsze decyzje dotyczące imigrantów uważa za słuszne. Wskazała też na odniesione już sukcesy, w tym znaczne ograniczenie liczby imigrantów w tym roku.

Merkel gra jak zwykle na czas, ale problem polega na tym, że nie ma czasu - ocenia agencja dpa.

CDU, zdając sobie sprawę z niebezpiecznej sytuacji, robi dobrą minę do złej gry. "Merkel przeprowadziła nas przez niejeden kryzys" - zapewnił sekretarz generalny CDU Peter Tauber. CDU obawia się odnowienia sporu z bawarską CSU, która wielokrotnie domagała się zaostrzenia polityki migracyjnej, w tym ustalenia górnego pułapu liczby migrantów, których Niemcy mogą przyjąć.

Prasa spekuluje, że premier Bawarii Horst Seehofer mógłby wejść do rządu Merkel, stając się przeciwwagą dla zbyt liberalnej kanclerz.

Koalicjant CDU w rządzie Merkel - SPD - otwarcie krytykuje politykę kanclerz, zapominając, że akceptował wszystkie decyzje podejmowane przez wspólny rząd. Szef SPD i minister gospodarki w jej rządzie Sigmar Gabriel powiedział: "Nie wystarczy powiedzieć +damy radę+. Trzeba jeszcze stworzyć warunki, by integracja imigrantów zakończyła się sukcesem". Socjaldemokraci zarzucają chadekom blokowanie projektów służących integracji imigrantów, a także blokowanie programów socjalnych mających zapobiec powstaniu wśród Niemców wrażenia, że są w porównaniu z cudzoziemcami dyskryminowani.

SPD próbuje przedstawić swój wynik wyborów w Meklemburgii jako sukces, choć partia w porównaniu z poprzednimi wyborami w 2011 roku straciła prawie pięć punktów procentowych, uzyskując 30,6 proc. głosów. Socjaldemokraci coraz wyraźniej dystansują się od koalicyjnego partnera, CDU, chociażby w kwestii umowy handlowej UE-USA.

Za dwa tygodnie regionalny parlament wybiorą mieszkańcy stolicy Niemiec - Berlina. Ze względu na znaczne wpływy lewicy w tym mieście nie należy spodziewać się takiego trzęsienia ziemi, jak na północy kraju, jednak i tutaj AfD może uzyskać wynik powyżej 10 proc., a CDU spaść poniżej 20 proc.

"Lód, na którym stoi CDU, stał się bardzo cienki" - stwierdza telewizja publiczna ARD. Niepewność co do dalszych losów Merkel, która jak dotąd odmawia zdeklarowania się, czy będzie się ubiegać o reelekcję, pogłębia kryzys w CDU. Na wszystkie pytania dziennikarzy szefowa rządu odpowiada niezmiennie, że poinformuje o swojej decyzji "we właściwym czasie".

W najnowszym, opublikowanym w zeszłym tygodniu sondażu tylko 46 proc. wyborców chciałoby, by Merkel zachowała fotel kanclerza, 51 proc. sprzeciwia się jej reelekcji. Sytuacja w Meklemburgii z pewnością nie zwiększyły szans Merkel na ponowny wybór. Nie można wykluczyć, że pod koniec roku Merkel zrezygnuje - ocenia agencja dpa.

Wybory do Bundestagu odbędą się na jesieni przyszłego roku.

Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)