W ciągu ostatnich dwóch lat, za sprawą rekordowo niskich stóp procentowych, inwestycje mieszkaniowe w Norwegii wzrosły o 12 proc., przekraczając poziom wydatków inwestycyjnych w sektorze wydobywczym ropy i gazu. Boom inwestycyjny na rynku nieruchomości okazał się zbawienny i pozwolił uchronić norweską gospodarkę przed recesją i to pomimo, że w tym samym czasie w wyniku taniejącej ropy zagraniczne inwestycje zmniejszyły się 29 proc. Tak gwałtowny spadek zaangażowania zagranicznych inwestorów był potężnym ciosem dla gospodarki największego eksportera ropy w Zachodniej Europie.
Panaceum na pogarszającą się sytuację na rynku ropy okazały się właśnie inwestycje na rynku nieruchomości. W ciągu ostatniego roku liczba rozpoczętych budów wzrosła o 20 proc., a ceny domów rosły w tempie prawie 10 proc. w stosunku rocznym. I póki co, lekarstwo na zadyszkę norweskiej gospodarki ma jeszcze jakiś czas potrwać - przynajmniej w ocenie analityków z banku Nordea, którzy oczekują dalszego, zrównoważonego wzrostu w sektorze mieszkaniowym.
Eric Bruce, analityk z banku Nordea, ocenia, że pozytywne bodźce z inwestycji mieszkaniowych zrównoważyły negatywne impulsy z inwestycji naftowych. W jego opinii dla norweskiej gospodarki boom na runku nieruchomości był nawet silniejszym bodźcem, ponieważ mieszkania w dużej mierze produkowane są w Norwegii z małym udziałem inwestycji zagranicznych. Importowane elementy inwestycji mieszkaniowych wynoszą tylko 20 proc. W przypadku inwestycji w przemysł wydobywczy udział urządzeń importowanych jest dwukrotnie większy.
I teraz trzeba zadać pytanie warte miliardy norweskich koron. Jak długo potrwa hossa na norweskim rynku nieruchomości?
>>> Czytaj też: Austria wejdzie do Grupy Wyszehradzkiej? "Grupa miałaby silniejszą pozycję w UE"