W sezon zimowy Ukraina wchodzi praktycznie bez zapasów węgla. Zamiast uniezależniać się od dostaw strategicznego antracytu zależnych od decyzji Kremla rząd obrał kurs na surowiec z okupowanego Donbasu. Politykę rządu krytykują eksperci, a górnicy protestują.

Połowa z 14 ukraińskich elektrociepłowni opalanych jest antracytem, a ten jest wydobywany w kontrolowanych przez prorosyjskie bojówki kopalniach Donbasu. Zgodnie z oficjalną terminologią stosowaną przez ukraińskie władze bojówkarze to terroryści, a zajęty przez nich Donbas to strefa operacji antyterrorystycznej. W minionych latach sytuację ratował import antracytu. W tym roku rząd postanowił z niego zrezygnować. Jak się okazało, na rzecz węgla kupowanego u bojówkarzy, których sam uznaje za terrorystów.

– Jeśli mówimy o sektorze energetycznym to ja nie chcę, żeby prezydent, szef rządu czy minister zajmowali się poszukiwaniem węgla i firm, które będą go dostarczać. Mamy na Ukrainie 40-proc. deficyt węgla. Ma być obiektywnie określona cena, po jakiej można będzie zapewnić dostawy – ogłosił ukraiński prezydent Petro Poroszenko w czerwcu podczas konferencji prasowej.

Wypowiedź Poroszenki była pokłosiem afery z zatwierdzeniem przez Narodową Komisję Regulacji Energetyki i Usług Komunalnych na potrzeby wyliczeń taryf za energię elektryczną ceny krajowego węgla według tzw. formuły rotterdamskiej, czyli ceny węgla w porcie Rotterdam powiększonej o koszty dostawy do Ukrainy.

Węgiel jest, ale go nie ma

Reklama

Kiedy Poroszenko mówił o 40-proc. deficycie, kontrolowany przez niego ukraiński rząd zapewniał, że sprawa węgla jest pod kontrolą i o dostawy nie ma się co martwić.

– W tym roku możemy już nie kupować „niezrozumiałego” węgla z RPA – oświadczył na początku maja ukraiński minister energetyki i przemysłu węglowego Igor Nasalik.

W wywiadzie udzielonym stacji telewizyjnej 112 zapewniał, że został sformułowany technologiczny schemat pozwalający oszczędzać węgiel antracytowy, a zapasy węgla w pełni zabezpieczą przetrwanie zimy bez żadnych problemów.

Tymczasem wbrew zapewnieniom ministra zapasy węgla są dziś zdecydowanie niższe niż przed rokiem i w drugiej połowie sierpnia wynosiły łącznie raptem 880 tys. ton, z tej ilości na antracyt przypadało 330 tys. ton. Rok temu o tej porze na składach węgla było już ok. 1,2 mln ton.

Według informacji podawanych przez Igora Nasalika w okresie letnim elektrociepłownie spalały średnio 100-110 tys. ton węgla na dobę, a to oznacza, że dziś Ukraina ma zapasy węgla wystarczające maksymalnie na dziewięć dni. W wyniku działań rządu na progu zimy jest więc właściwie bezbronna wobec węglowego szantażu bojówkarzy z Donbasu i kontrolującego ich działania Kremla.

Na dodatek z 14 ukraińskich elektrociepłowni aż dziewięć należy do koncernu DTEK donieckiego oligarchy Rinata Achmetowa oskarżanego o związki z mafią i finansowanie prorosyjskich bojówek na Donbasie. Zaledwie trzy pozostają pod kontrolą państwa.

– Nie byłbym tak optymistyczny jak władze, bo sytuacja z węglem i formowaniem węglowego bilansu w kraju jest daleka od ideału – ocenia cytowany przez HołosUA ekspert energetyczny Dmitrij Marunicz.

Zgadza się z nim Wołodymyr Omelczenko, dyrektor programów energetycznych Centrum im. Razumkowa. Podkreśla on, że sytuacja w energetyce nie jest różowa i że trzeba było robić zapasy węgla wcześniej.

Szlaban na modernizację

Mimo że już ponad dwa lata temu ukraińskie kopalnie na Donbasie wydobywające antracyt wymknęły się spod kontroli Kijowa, do dziś nie przebudowano państwowych elektrociepłowni tak, by dostosować je do węgla innych marek. Pomimo że nie jest to operacja szczególnie droga – przeróbkę dwóch bloków Elektrociepłowni Zmijiwskiej w obwodzie charkowskim ministerstwo szacuje na 175 mln hrywien, czyli ok. 26 mln zł, a Centrum Badań Energetyki na 130 mln hrywien, niespełna 20 mln zł. Nie jest to też operacja długotrwała – przebudowa zajęłaby ok. pół roku. Za to efekt byłby odczuwalny – roczne zapotrzebowanie na antracyt w wyniku tej inwestycji spadłoby o 1,4 mln ton.

Kontrolowanych przez siebie elektrociepłowni nie zamierza też przestawiać na inne niż antracyt marki węgla oligarcha Rinat Achmetow.

– Nie będziemy w najbliższym czasie się tym zajmować. Skoncentrujemy się na tym, żeby mieć stabilne dostawy antracytu – poinformował pod koniec sierpnia dyrektor generalny DTEK Maksim Timczenko.

>>> Polecamy: "Bankopad" na Ukrainie. Katastrofa w branży finansowej rujnuje całą gospodarkę

Likwidują i nie płacą

W połowie lipca Igor Nasalik zapowiedział masową likwidację ukraińskich kopalń. Z 36 działających na kontrolowanych przez Kijów terenach zamkniętych ma zostać 11 lub 13. Jedynie siedem państwo chce pozostawić pod swoją kontrolą, pozostałe z niezlikwidowanych chce sprzedać.

Zamiast chronić te resztki sektora węglowego, jakie jeszcze zostały pod kontrolą Kijowa, władze obrały kurs na jego zniszczenie – przekonują ukraińscy związkowcy. Oskarżają ministerstwo o celowe doprowadzanie do upadku kopalń, które jeszcze znajdują się pod kontrolą rządu i mogłyby zapewnić dostawy paliwa własnego wydobycia.

Pod koniec lipca zdesperowani górnicy z kopalń Zachodniej Ukrainy, którym rząd wiele miesięcy nie wypłacał zarobków zablokowali trasę Lwów – Rawa Ruska – Hrebenne. 4 sierpnia związkowcy rozpoczęli połączoną z głodówką okupację siedziby ministerstwa energetyki i przemysłu węglowego w Kijowie. Ministerstwo zareagowało na protest dopiero 9 sierpnia po tym, jak podczas konferencji prasowej zwołanej przez protestujących dokonał samopodpalenia lider związkowy Wiktor Trifonow.

Według informacji Mychajła Wołynca, szefa niezależnego związku zawodowego górników, 100 mln hrywien przeznaczonych na wypłaty było celowo przetrzymywane przez ministerstwo energetyki i przemysłu węglowego na rachunku bankowym. W tym samym czasie górnikom przez wiele miesięcy nie wypłacano zarobków.

Problemy to szansa na zyski

W ocenie wielu ekspertów węglowa katastrofa została celowo wywołana przez rząd. Jej celem jest z jednej strony stworzenie sobie warunków do pobierania korupcyjnej renty z handlu z Donbasem, a z drugiej – stworzenie instrumentu węglowego szantażu pozwalającego wymusić na obywatelach akceptację dla realizacji zapisanej w tzw. porozumieniach mińskich odrzucanej dziś przez Ukraińców autonomii dla kontrolowanej przez Moskwę części Donbasu.

O tym, że władze są zainteresowane tym, by dostawy węgla odbywały się w sposób jak najmniej przejrzysty, są przekonani komentatorzy w Kijowie.

– Tani węgiel? Nie, nie potrzebny – ironizował na Facebooku Jurij Romanenko z think-tanku Instytut Przyszłości Ukrainy.

Wtórował mu ekspert ekonomiczny Aleksander Ochrymenko.

– Trzeba zrozumieć: biznes to biznes. Każdy minister, który obejmuje swoją posadę, chce zarobić na procentach od transakcji. Jeśli będzie mu się opłacać kupować węgiel za pośrednictwem rajów podatkowych w USA, od razu będzie decyzja o kupnie węgla u Amerykanów. Jeśli będzie mu się opłacało wieźć węgiel ze „strefy operacji antyterrorystycznej”, będziemy wieźć stamtąd – komentował serwisowi informacyjnemu Znaj.

Ekspert Instytutu Strategii Energetycznych Jurij Korolczuk oceniał w komentarzu dla agencji informacyjnej Galinfo, ze rząd zawalił sprawę zgromadzenia zapasów węgla (a szczególnie antracytu) na składach elektrociepłowni.

– Zarządzenie [Rady Ministrów], którym był zatwierdzony plan przygotowania sektora paliwowo-energetycznego do zimy, nie zostanie wykonane. Można jednoznacznie stwierdzić, że rząd świadomie sabotował wykonanie własnego zarządzenia. W efekcie kwestie dostaw importowanego węgla z RPA i z Rosji będą wyznaczały przebieg sezonu grzewczego 2016/2017. Zachowana zostanie zależność systemu energetycznego od dostaw węgla z niekontrolowanych przez Kijów terenów Donbasu – mówił ekspert.

I dodawał, że kryzys z zabezpieczeniem elektrociepłowni i dostawami węgla nosi sztuczny charakter i jest opłacalny dla otoczenia prezydenta Petra Poroszenki.

Ile można zarobić na handlu antracytem z Donbasu, pokazuje ujawniona w połowie sierpnia przez media sprawa zakupu tego paliwa przez państwowe przedsiębiorstwo Derżhidrohrafija. Za dostawę zapłaciło ono firmie z kapitałem zakładowym 100 hrywien (ok. 15 zł), zarejestrowanej w Kijowie przez mieszkańca Antracytu (miasto w niekontrolowanej przez władze części Donbasu), dwukrotnie więcej, niż wynosiła cena rynkowa.

Niebezpieczne związki

Na początku sierpnia okazało się, że zamiast „niezrozumiałego” węgla z RPA ukraiński rząd postanowił otwarcie już uzależnić się od dyktatu kontrolowanych przez Kreml prorosyjskich separatystów z Donbasu.

– Powiem otwarcie: nie obejdziemy się bez dostaw z Donbasu, chyba że niedobór zrekompensujemy dostawami z rosyjskiego Kuzbasu – oznajmił na początku sierpnia minister Nasalik, jaki jeszcze dwa miesiące wcześniej zapewniał o pełnym zabezpieczeniu ukraińskiego zapotrzebowania na antracyt.

Dwa tygodnie wcześniej ukraińskie media opublikowały nagranie ze spotkania Nasalika (wówczas jeszcze deputowanego prezydenckiego Bloku Petra Poroszenki) z jednym z liderów prorosyjskich bojówek, do którego doszło w 2015 r. w zajętym przez bojówkarzy Doniecku.

Ujawnione nagranie pokazuje, jak w jednej z donieckich restauracji Nasalik ustala z jednym z szefów bojówkarzy – „ministrem dochodów i podatków” w tzw. Donieckiej Republice Ludowej Aleksandrem Timofiejewem – plan handlu węglem z Donbasu.

„Timofiejew „nacjonalizował” przedsiębiorstwo węglowe Kopalnia im. Zasiadka, doprowadził do bankructwa Makijiwwugillja (koncern górmiczy na Donbasie), nielegalnie wywoził do Rosji węgiel i organizował kontrabandę broni do Donbasu” – przypomniały przy tej okazji media w Kijowie.

Kiedy sprawa wyszła na jaw, Nasalik przekonywał, że do Doniecka pojechał poproszony o odszukanie przetrzymywanego przez bojówkarzy ukraińskiego żołnierza.