Długo nie było pana w Polsce?

Dwa tygodnie.

Gdy po powrocie czytał pan w gazetach o aferze reprywatyzacyjnej, w której w rolach głównych występują dziekan warszawskiej ORA, siostra znanego mecenasa i urzędniczka Ministerstwa Sprawiedliwości, to co pan czuł? Wstyd? Oburzenie?

Raczej zaniepokojenie. Mamy do czynienia z wielorakimi problemami, i to zarówno z punktu widzenia formalnoprawnego, jak i naszych wyśrubowanych zasad etyki adwokackiej. Sprawie nadano też niebywały rozgłos, nie czekając na jej dokładne wyjaśnienie. Wyciągnięto już w zasadzie potępiające wnioski.

Reklama

Zbyt szybko?

Wydaje mi się, że samo zaalarmowanie opinii publicznej na pewno było konieczne. Natomiast zdecydowane wypowiadanie się w pewnych sprawach było zbyt pochopne. Przynajmniej takie odnosiłem wrażenie. W tej chwili mamy lekkie opamiętanie. Sprawa jest dokładnie badana. Trzeba wyjaśnić, dlaczego tak się stało, oraz zastanowić się, co zrobić, by uniknąć takich sytuacji w przyszłości.

Mówił pan o wyśrubowanych standardach wynikających z kodeksu etyki. Czy nie dostrzega pan rozdźwięku między deklarowanymi wartościami a postawami adwokatów?

Zawsze jest tak, że jest pewien ideał, do którego się dąży, i normalne życie, w którym trudno tym wymaganiom sprostać. Tak samo jest z zasadami etyki adwokackiej, które wymagają bardzo wiele od adwokata, niemal bycia ideałem.

Jeśli jednak mówimy o dziekanie największej izby w kraju, to chyba wymagania co do etyki powinny być większe niż, nikogo nie urażając, u adwokata z małego miasteczka.

To nie ulega wątpliwości, że w odniesieniu do działacza samorządu adwokackiego, w szczególności wysokiego szczebla, wymagania są większe. Tylko jest pytanie, czym jest wykonywanie zawodu adwokata, a czym normalne funkcjonowanie w życiu codziennym. Adwokat powinien zachowywać te wyśrubowane normy także w życiu prywatnym. No ale zawsze ktoś może zapytać, gdzie kończy się życie zawodowe, a gdzie zaczyna prywatne. Ludzie przecież zarabiają pieniądze, wydają, lokują je – chcąc zabezpieczyć los swoich rodzin, podejmują różne działania. Czy tego rodzaju działania, które traktuje się jako zwyczajne, domowo-gospodarcze, mogą rzutować tak bardzo niekorzystnie na ocenę postawy adwokata? Mam pewne wątpliwości.

Czy podejmowanie działalności biznesowej w ogóle licuje z zawodem adwokata? Czy można rozdzielić te dwie sfery, czy adwokatem się jest od godz. 8 do godz. 16, a potem już można być biznesmenem?

Nie, adwokatem się jest całą dobę i przez całe życie. Stety albo niestety. Prowadzenie działalności biznesowej w moim przekonaniu kłóci się z wykonywaniem zawodu adwokata. Najlepszym dowodem jest to, że w naszym kodeksie są nawet wprost wymienione zawody, których nie można wykonywać, i okoliczności, w których nie może się adwokat znaleźć. Natomiast jest problem, czy ulokowanie prywatnych pieniędzy – obojętnie w jakiej formie – jest sprzeczne z działalnością adwokacką. Do tej pory nie było takich sytuacji, w których to zagadnienie było tak ostro zarysowane, teraz staje to na porządku dziennym. Kiedyś nie było też takich pokus i możliwości, teraz są one coraz większe. Ale już pierwszy prezes Naczelnej Rady Adwokackiej, pan mecenas Ponikowski, mówił, że wykonywanie tego zawodu jest na obrzeżach prawa i bezprawia. I teraz chodzi o to, jak znaleźć tę granicę, by nie naruszyć prawa i nie wejść na drogę bezprawia.

Czy możemy już mówić o kryzysie w adwokaturze?

Nie, aż tak mocno bym tego nie ujął. Mamy do czynienia ze sprawami, które na pewno znajdą jakieś odbicie w przepisach etyki adwokackiej. Proszę pamiętać, że takie czy inne odchylenia czy uchybienia to jest normalna rzecz.

No właśnie, jest pan adwokatem z doświadczeniem sięgającym sześciu dekad, a swoją aktywność w samorządzie adwokackim zaczynał pan od funkcji rzecznika dyscyplinarnego. Czy tych uchybień jest wobec teraz więcej, niż drzewiej to bywało? Jest gorzej czy lepiej, niż to bywało?

Wydaje mi się, że jest po prostu inaczej. A przez to być może w stosunku do niektórych okresów, bo nie zawsze też tak było idealnie, może są przekroczone pewne granice. To wynika też z tego, co było wielkim osiągnięciem polityków, a w moim przekonaniu wręcz przeciwnie, czyli z deregulacji. To nieograniczone wejście do zawodu wcale niekoniecznie dobrze wpłynęło ani na wykonywanie usług prawnych, ani na wymiar sprawiedliwości jako taki. Opowiadało się tym młodym, że pieniądze leżą na ulicy i wystarczy się po nie schylić. Poza tym jak patrzę na młodych adwokatów wchodzących dopiero do zawodu teraz i dawniej, to jest to nieporównywalne.

Ale chodzi panu o wiedzę, przygotowanie do zawodu, czy ich oczekiwania, wymagania i aspiracje na progu kariery są wyższe?

O wiele wyższe wymagania materialne.

Treść całego artykułu można znaleźć tutaj.