Decyzja o udziale Polski w Azjatyckim Banku Inwestycji Infrastrukturalnych (AIIB) była słuszna i długofalowo musi się opłacić - mówi PAP reprezentujący w banku Polskę Radosław Pyffel. Wejście na Nowy Jedwabny Szlak to wielkie wyzwanie dla Polski, tej miary jak integracja z UE - wskazuje.

Radosław Pyffel, który w lipcu jako reprezentant Polski został wicedyrektorem w AIIB, powiedział w wywiadzie dla PAP, że w przeciwieństwie do Europy zmagającej się z szeregiem kryzysów, Azja Wschodnia wydaje się regionem stabilnym. I, w intencji Chińczyków, którzy założyli AIIB, stabilność może stać się azjatyckim towarem eksportowym. Zwrócił też uwagę, że w Europie już nie będzie się budować infrastruktury na tak wielką skalę, jak w Chinach czy Azji.

Nie będzie się jej budować także w Polsce, m.in. dlatego, że niedługo skończą się środki unijne. "Będzie się ją natomiast budować w Azji, która już teraz jest wielkim placem budowy i pozostanie nim przez najbliższą dekadę. W związku z tym każda firma, zastanawiając się nad tym, co będzie za pięć lat, powinna mieć na uwadze, że dzisiaj wszystkie drogi prowadzą do Azji, a w Azji jest AIIB" - podkreślił.

PAP: Niedawno został pan wicedyrektorem w Azjatyckim Banku Inwestycji Infrastrukturalnych, jakie są pańskie priorytety w tej roli?

Radosław Pyffel: AIIB, inaczej niż choćby Bank Światowy i EBOiR, dopiero się tworzy, dopiero ustalane są w nim reguły gry i moją rolą jest to, by ten nowo tworzący się bank w jak największym stopniu uwzględniał nasze spojrzenie. Chodzi o to, by głos Polski w banku był w jak największym stopniu uwzględniany. Chciałbym też wprowadzać do banku szerszą, środkowoeuropejską perspektywę, jestem bowiem jedynym dyrektorem z Europy Środkowej, choć w kolejce do udziału w AIIB czekają Węgry, Czechy i Rumunia; mówi się też o Litwie.

Reklama

Po drugie, moją rolą jest przekonywanie polskich firm, by korzystały z faktu, że Polska w tym banku uczestniczy i startowały w przetargach na realizację projektów finansowanych przez bank. Zachęcam polską branżę budowlaną do tego, żeby monitorowała projekty, które pojawiają się na stronie internetowej AIIB i brała udział w tych przetargach, a nawet zgłaszała własne projekty ze swoimi partnerami z Chin, Azji czy Europy. Nasz biznes musi się globalizować, jeśli chce korzystać z udziału Polski w tym banku. Jeżeli polskie firmy znajdą lokalnych partnerów, odnajdą się w lokalnych realiach i będą w stanie zgłaszać albo realizować projekty w tamtych regionach, to na tym banku skorzystamy.

Wejście na Nowy Jedwabny Szlak to wielkie wyzwanie dla Polski, tej miary jak integracja z Unią Europejską. Mogą nam pomóc doświadczenia jeszcze z okresu PRL, gdy Polacy budowali drogi w Iraku itd. Choć z drugiej strony od tamtej pory minęło już sporo czasu.

Wreszcie moim zamiarem jest pomoc wszystkim ludziom, którzy chcieliby się w tym nowo tworzonym banku zatrudnić. Polska jest udziałowcem/członkiem AIIB i pożądana jest jak największa liczba aplikacji z naszego kraju. W grze są stanowiska na bardzo wysokim szczeblu, dla kandydatów o 15-20-letnim doświadczeniu w bankowości, ale są też możliwości zatrudnienia dla młodych ludzi o wykształceniu ekonomicznym czy finansowym. Dzisiaj bank zatrudnia 30 osób, posiłkuje się tzw. supporting stuff i konsultantami zewnętrznymi, do końca roku ma jednak zwiększyć zatrudnienie trzy-czterokrotnie, a docelowo 25-krotnie w stosunku do stanu dzisiejszego. Namawiam więc do ubiegania się o pracę w AIIB. W Polsce jest naprawdę wielu zdolnych ludzi, dla których praca w AIIB byłaby atrakcyjna.

Bardzo liczę także na współpracę w ramach naszej konstytuanty, której przewodniczy moja szefowa Vanessa MacDougall, z takimi krajami jak Wielka Brytania, Szwajcaria czy kraje skandynawskie. Dotychczas ta współpraca układa nam się doskonale.

PAP: Członkostwo w AIIB wiąże się z opłacaniem składki. Czy jest pan przekonany, że ta inwestycja nam się zwróci?

R.P.: Uważam, że decyzja o udziale Polski w AIIB była słuszna i długofalowo musi się opłacić.

PAP: Czy naszego pola manewru nie ogranicza jednak to, że Polska ma tylko 0,81 proc. głosu w banku? Nasza siła nie jest więc zbyt imponująca.

R.P.: W takiej sytuacji jak Polska, albo jeszcze gorszej, jest kilkadziesiąt krajów na 57 uczestniczących w AIIB. Tak po prostu jest, że nie jesteśmy Chinami, Indiami ani nawet Wielką Brytanią, która ma ok. 4 proc. głosów w AIIB. Jesteśmy tylko 20. gospodarką świata. Jednak w takich instytucjach nikt nigdy nie podejmuje decyzji samodzielnie, tylko w porozumieniu z innymi krajami.

W strukturze banku wyodrębniono 12 tzw. konstytuant, spośród których dwie grupują kraje europejskie. W naszej, jak już wspominałem, są też kraje skandynawskie, Wielka Brytania, Szwajcaria - luźno związane z UE, a w drugiej - państwa twardego jądra UE: Niemcy, Holandia, Włochy, Francja itd. Kolejna konstytuanta zrzesza kraje pozaazjatyckie i pozaeuropejskie - m.in. Brazylię. Pozostałych 9 to konstytuanty azjatyckie.

Oczywiście liczę też na współpracę z takimi krajami jak Kazachstan, kraje Azji Centralnej, Wietnam, państwa Azji Południowo-Wschodniej, oczywiście Chiny i Indie. Spośród 57 krajów uczestniczących w AIIB jest wiele takich, z którymi mamy tradycyjnie dobre stosunki, w których nasza branża budowlana może znaleźć potencjalnych partnerów. Nasza pozycja w banku będzie zależeć tak naprawdę od naszych zdolności negocjacyjnych i liczby partnerów, z którymi poprowadzimy wspólne projekty.

Mogliśmy oczywiście nie wchodzić do banku. Tak postąpiły inne kraje Europy Środkowej, ale teraz tego żałują, bo nie mają wpływu na to, jak zostanie ukształtowany. Pamiętajmy, że układ sił na świecie się zmienia; mówi się o tym, że XXI wiek będzie wiekiem Azji. Dlatego rola AIIB też będzie rosła. Oczywiście samo uczestnictwo w banku nie jest jeszcze sukcesem, ale będzie nim odnalezienie się w AIIB i na Nowym Jedwabnym Szlaku, czyli w świecie, w którym Zachód nie jest już siłą decydującą.

PAP: Różnica potencjału między Polską a Chinami jest oczywista, ale do tego dochodzi to, że Chiny patrzą bardzo długofalowo, doskonale wiedzą, czego chcą, a u nas często ciągle jeszcze pokutuje podejście: "Jakoś to będzie".

R.P.: To nie powód, żeby się załamywać, gros świata ma dziś dylemat związany z rosnącą potęgą Chin, a równorzędnym partnerem dla nich są tylko USA. Jakoś musimy na to wyzwanie odpowiedzieć. AIIB daje nam ku temu możliwości.

PAP: Przypomnijmy, że bank jest powołany do finansowania inwestycji w Azji, w tym w ramach Nowego Jedwabnego Szlaku.

R.P.: Tak, raczej nie będą to inwestycje w Opolu czy Suwałkach, tylko w Azji. Aktualnie w grze jest pięć projektów, którymi warto zainteresować naszą branżę budowlaną: rewitalizacja slumsów w Dżakarcie; budowa autostrady w Pakistanie; budowy sieci dróg przygranicznych w Tadżykistanie, projekty w Bangladeszu i Mjanmie. Trwają prace nad szóstym projektem w Kazachstanie.

PAP: Jednak jakieś ryzyka też wiążą się z takimi przedsięwzięciami. W Azji obowiązuje inna etyka, mentalność. Nie wszystkie te kraje są stabilnymi demokracjami w naszym rozumieniu.

R.P.: Może to co powiem, nie będzie zbyt popularne, ale jeżeli spojrzymy dziś na mapę świata, to zobaczymy, że dzisiaj to Europa Zachodnia jest targana różnymi kryzysami. Azja Wschodnia należy z kolei do najbardziej stabilnych regionów. I, w intencji Chińczyków, którzy założyli AIIB, stabilność może się stać azjatyckim towarem eksportowym. Instrumentem "eksportu stabilności" może być np. - o czym mówił m.in. Viktor Orban - Nowy Jedwabny Szlak. Druga sprawa to to, że w Europie już nie będzie budować się infrastruktury na taką skalę. W Polsce niedługo też się skończą inwestycje infrastrukturalne, pamiętajmy, że niedługo wyczerpią się środki unijne. Będzie się ją natomiast budować w Azji, która już teraz jest wielkim placem budowy i pozostanie nim przez najbliższą dekadę. W związku z tym każda firma, zastanawiając się na tym, co będzie za pięć lat, powinna mieć na uwadze, że dzisiaj wszystkie drogi prowadzą do Azji, a w Azji jest AIIB.

PAP: Jednak ze względu na wspomniane różnice, prowadzenie tam biznesu nie jest proste.

R.P.: AIIB działa według globalnych norm i standardów. Pamiętajmy, że bardzo wielu ludzi, którzy do tego banku przeszli, pracowało wcześniej m.in. w Banku Światowym. Po drugie, pamiętajmy, że nawet jeżeli to jest pewnego rodzaju wyzwanie, to logika współczesnego świata nakazuje wychodzić poza Europę. Po trzecie wreszcie, uważam, że Polska, jeżeli chce się dalej rozwijać, musi wyjść poza swoją strefę komfortu. Da się na tych rynkach odnosić sukcesy i trzeba się tego nauczyć.

W Polsce potrzebujemy zmiany klimatu wokół Azji. Nasze spojrzenie ciągle jest nieufne, cały czas wyobrażamy sobie, że świat wygląda tak, jak w latach 80. XX wieku, tymczasem od tamtej pory mnóstwo się zmieniło. Zmiana postrzegania Pacyfiku to ważne zadanie m.in. dla mediów.

PAP: Jednak podstawowym celem AIIB jest służenie chińskim interesom. Nie jest to przecież instytucja charytatywna, której zadaniem jest rozwój całej Azji.

R.P.: No cóż, mogę tylko powtórzyć to, co mówią władze banku i prezes Jin Liqun. Dotychczas projekty rozwojowe w Azji realizował Asian Development Bank, w którym większościowe udziały miały USA i Japonia. Chiny stworzyły więc alternatywę i zaprosiły do udziału inne kraje. Jeśli ktoś nie chce realizować projektów z AIIB, to może wybrać ADB, MFW albo BŚ. Mamy więc do czynienia z konkurencją, a konkurencja może być tylko zdrowa. Monopole nigdy w długiej perspektywie nie były korzystne. A kto nam tym banku skorzysta, zależy od sprawności i konkurencyjności projektów, które będą zgłaszane przez firmy z poszczególnych krajów.

PAP: A nie ma takiego zagrożenia, że bank stanie się instrumentem wzmacniania hegemonii Chin?

R.P.: Chiny, powołując AIIB, postąpiły w myśl zasady: nie palcie komitetów, zakładajcie własne. Jednocześnie udział Chin w tym banku jest mniejszy niż ich wkład. Działajmy tak, żeby to była inicjatywa win-win - przynosząca korzyści dla wszystkich zaangażowanych.

PAP: Kiedy więc będzie można zrobić bilans naszego udziału w AIIB?

R.P. Wiem, że to nie będzie łatwe zadanie, ale się go podjąłem. Teraz mam za zadanie wynegocjowanie dobrego udziału Polski w tym banku. W Polsce jest olbrzymia presja na natychmiastowe wyniki. Tymczasem AIIB to jednak bank chiński, z siedzibą w Pekinie, który przejął wiele cech chińskiej kultury. A tam na wszystko się patrzy w perspektywie dekad. Polski udział w banku tak naprawdę będzie można ocenić po czterech latach - tyle trwa moja kadencja, chciałbym więc być rozliczany po czterech latach, a nie po dwóch miesiącach czy po roku.

Rozmawiała Sonia Sobczyk (PAP)