"Eksperci stwierdzili, że za poważne łamanie praw człowieka odpowiadają głównie osoby działające w imieniu państwa oraz osoby z nimi powiązane" - głosi raport sporządzony przez trzech śledczych w ramach Niezależnego Śledztwa ONZ w sprawie Burundi (UNIIB).

Skrytykowali oni bezkarność, z jaką spotykają się sprawcy, a także postawę rządu w Bużumburze, który neguje, jakoby nieprawidłowości miały miejsce. Autorzy napisali także o wielkiej skali zorganizowanego łamania praw człowieka, zaznaczając, że "duże jest niebezpieczeństwo zbrodni ludobójstwa". Nie mogli wykluczyć, że skala poważnych naruszeń jest tak duża, że można mówić o zbrodni przeciwko ludzkości.

W ramach przygotowania raportu śledczy zweryfikowali 564 egzekucje, które miały miejsce od kwietnia 2015 roku, kiedy to wybuchły protesty związane z zapowiedzią trzeciej kadencji prezydenta Pierre'a Nkurunzizy. Ponadto napisali, że otrzymali dowody gwałtów, okrutnych tortur, morderstw, zniknięć i masowych aresztowań. Ich zdaniem, ofiar są tysiące. Jeden ze świadków powiedział o istnieniu list osób przeznaczonych do eliminacji.

"UNIIB ustalił, że ogromna większość ofiar została zidentyfikowana jako osoby przeciwne, albo za takie uważane, wobec trzeciej kadencji prezydenta Nkurunzizy, albo jako członkowie partii opozycyjnych" - głosi raport, oparty na 227 rozmowach ze świadkami.

Reklama

Śledczy opracowali listę osób odpowiedzialnych za łamanie prawa, którą przekazali wysokiemu komisarzowi ONZ ds. praw człowieka z myślą o przyszłych dochodzeniach prokuratorskich. Zdjęcia satelitarne mają być dowodami na istnienie masowych grobów, jednak rząd nie zgodził się, by te miejsca zostały przebadane przez ONZ.

Według danych ONZ w wyniku fali przemocy związanej z trzecią kadencją Nkurunzizy z Burundi uciekło blisko 300 tys. osób.

Willy Nyamitwe z imieniu rządu Burundi nazwał raport motywowanym politycznie i stronniczym. (PAP)