Historia Europy z ostatnich trzech dekad, a ostatnio przede wszystkim decyzja Brytyjczyków ws. Brexitu, w dobitny sposób pokazały, że porządek stworzony po 1989 roku okazał się być bardzo kruchy i podatny na zmiany - pisze prof. Philipp Ther z Uniwersytetu Wiedeńskiego.

Od czasu wybuchu kryzysu finansowego w 2008 roku w globalna hegemonia neoliberalizmu osłabiła się, a presja na to, aby faworyzować wolny rynek i odrzucać państwo socjalne i państwo opiekuńcze, stała się bardziej umiarkowana.

Prezydentowi Barackowi Obamie udało się wprowadzić pierwszy powszechny system ubezpieczeń zdrowotnych w historii USA. Krok ten sprawił, że Stany Zjednoczone znalazły się nieco bliżej europejskiego modelu. Stało się tak nie tylko ze względów altruistycznych, ale miało także uzasadnienie ekonomiczne. Otóż poprzedni system opieki zdrowotnej, zbudowany w oparciu o podmioty prywatne, był dalece za drogi - właśnie ze względu na jego społeczną wybiórczość.

Można także obserwować pewną tendencję w Chinach, które dokonały korekty swojej własnej wersji kapitalizmu. Ostatnie trzy dekady rozwoju podzieliły społeczeństwo Państwa Środka na małe grupki klasy wyższej, miejską klasę średnią, rzesze migrujących pracowników oraz gospodarczo zacofaną klasę niższą, która zamieszkuje tereny wiejskie. Podziały te – a Chiny są społeczeństwem o wiele bardziej nierównym niż społeczeństwo Rosji czy USA – generują coraz większe napięcia społeczne i protesty. W 2012 roku władze informowały o 180 tys. strajków i nieoficjalnych protestów.

Chiny nie mają demokratycznych instytucji, gdzie można by negocjować społeczne kompromisy i rozwiązania. Dlatego do czasu, aż Partia Komunistyczna nie zmniejszy swojego monopolu na władzę, paradoksalnie musi łagodzić napięcia społeczne poprzez zachęcanie do konsumpcji i prowadzenie bardziej aktywnej polityki społecznej. W ciągu kilku lat Państwo Środka stworzyło pole do podwyżek płac i masowej konsumpcji oraz próbowało zbudować państwo społeczne z systemem ubezpieczeń społecznych i zdrowotnych.

Reklama

Ale ta wersja społecznie sprawiedliwego, państwowego kapitalizmu może działać tylko wtedy, gdy gospodarka rośnie w szybkim tempie. Tymczasem w ostatnich latach chiński wzrost PKB znacząco spowolnił, podczas gdy zadłużenie sektora prywatnego i publicznego radykalnie wzrosło. Przyszłość tego modelu jest zatem otwarta.

W rosyjskiej wersji kapitalizmu państwowego wzrost gospodarczy jest hamowany przez brak społecznej bazy. Prywatne firmy są słabo rozwinięte, a rosyjski budżet opiera się głównie o dochody ze sprzedaży ropy i gazu. Do 2014 roku model ten do pewnego stopnia się sprawdzał, jednak spadek cen ropy w połączeniu z nałożeniem na kraj sankcji po inwazji na Ukrainę sprawiły, że coraz trudniej jest go dalej utrzymywać.

Euroazjatycka Unia Gospodarcza może dziś przypominać kiepską kopię Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej (RWPG) z czasów sowieckich. Niemniej dla krajów Europy Wschodniej wciąż stanowi to alternatywę dla integracji z Unią Europejską. Euroazjatycka Unia Gospodarcza zdaje się przyciągać w większym stopniu autokratów – i to nie tylko z powodu swojego luźnego podejścia do kwestii praw człowieka, demokracji partycypacyjnej czy ponadnarodowego zarządzania.

Oba warianty kapitalizmu państwowego – chiński i rosyjski – są pełne sprzeczności. Ale ich autorytarna metka z częściowo wolnymi gospodarkami rynkowymi jest gospodarczym i politycznym wyzwaniem dla Zachodu. Premier Węgier Viktor Orban, który należy do grona wielbicieli tego modelu, od czasu kryzysu finansowego w 2008 roku, zmierza właśnie w tym kierunku.

W pewnym sensie rywalizacja pomiędzy tymi systemami jest dziś problemem w Unii Europejskiej. Tak jak neoliberalizm 25 lat temu, tak dziś państwowy kapitalizm nie tylko jawi się gdzieś na horyzoncie, ale jest już obecny w UE. Aby zmierzyć się z tym zewnętrznym, ale też do pewnego stopnia wewnętrznym wyzwaniem, Unia musi być tak bardzo zjednoczona, jak to tylko możliwe.

W rzeczywistości jednak polityki starych i nowych członków UE idą w innych kierunkach. Niektóre z postkomunistycznych krajów w dalszym ciągu obcinają świadczenia społeczne, w odpowiedzi na kryzys z 2008 roku, kontynuując tym samym neoliberalną ścieżkę rozwoju.

W pewnej mierze migracja siły roboczej z tych państw sprawiła, że presja zmalała. Ale fale migracji do Europy Zachodniej miały swoją polityczną cenę. Decyzja Brytyjczyków ws. Brexitu była przede wszystkim wyrazem populistycznego głosu przeciw imigracji z Europy Wschodniej.

Z kolei kraje Europy Południowej nie są tak chętne, aby wprowadzać reformy. Nie mają póki co środków, aby walczyć z kryzysem przy pomocy wydatków. Polityki oszczędnościowe mogły pomóc w redukcji deficytów, ale miały swoją gospodarczą i społeczną cenę.

W sensie politycznym Unia Europejska ponosi koszt prowadzenia neoliberalnych polityk – pomimo, że nie wdrażała tego podejścia przez cały czas i pełni. Neoliberalizm nie może być utożsamiany z polityką oszczędności, gdyż ta stanowi zaledwie jeden z dziesięciu punktów konsensusu waszyngtońskiego z 1989 roku. Jeśli ktoś myśli poważnie na temat przyjęcia neoliberalnej doktryny, to dodatkowo powinien wdrażać inne reformy, takie jak prywatyzacja przedsiębiorstw państwowych czy liberalizacja rynku pracy.

Od czasu klęski technokratycznego rządu Mario Montiego we Włoszech, obecny centrolewicowy premier Matteo Renzi próbował realizować to podejście. Renzi planuje bowiem zderegulować pewne sektory i uelastycznić prawo pracy, a przesunięcie się włoskiej Partii Demokratycznej w kierunku centrum przypomina działania Partii Socjaldemokratycznej Niemiec (SPD) z lat 2001-2005 czy brytyjskiej Partii Pracy pod rządami Tony’ego Blaira.

Tak jak Gerhard Schroeder, niemiecki kanclerz z lat 1998-2005, tak też Matteo Renzi nie chce wystawić na niebezpieczeństwo swojej polityki reform i nie prowadzi sztywnej polityki oszczędności. Zamiast tego włoski premier przyjął dość luźne podejście do określonego w Traktacie z Maastricht limitu deficytu na poziomie 3 proc.

Renzi jednak zmaga się z problemami, których Schroeder nie miał. Globalny kontekst gospodarczy jest mniej przyjazny, a zaufanie Włochów w zdolność prowadzenia skutecznych reform – podkopane. Wzrost gospodarczy jest rozczarowujący, a gospodarka utknęła w miejscu. Jeśli wprowadzane reformy nie przyniosą dobrych rezultatów, skutki mogą by fatalne.

Włochy bowiem mogą stać się krajem, który jest niezdolny do zarządzania, a strefa euro mogłaby się zawalić. Dlatego obecny rząd Włoch wymaga dziś tyle uwagi i wsparcia, co wcześniej kraje Europy Wschodniej. Jeśli zbilansowane reformy przyniosą skutek, to państwo włoskie uzyskałoby nową energię.

Niemcy pracowały nad konsolidacją państwa społecznego przez wiele lat. Rosnące wpływy z podatków, które udało się wypracować różnym rządom pod przewodnictwem Angeli Merkel, zostały wykorzystane nie po to, aby ulżyć podatnikom, ale aby zbilansować budżet i wydatki na cele społeczne.

Polska, Słowacja oraz – po chwili wahania – Czechy, poszły tą samą drogą. Oszczędzanie nie jest już ich priorytetem. Zamiast tego kraje te budują swoje państwa opiekuńcze.

Zwrot o 180 stopni wokół reform państwa opiekuńczego pokazuje to bardzo wyraźnie. Na początku lat 90. XX wieku, europejskie rządy – najpierw na Wschodzie, potem na Zachodzie, w coraz większy, stopniu oddawały systemy ubezpieczeń emerytalnych i zdrowotnych w prywatne ręce. Oznaczało to nowy wymiar prywatyzacji, który dotykał kluczowych dla państw dobrobytu rozwiązań społecznych.

Po kryzysie finansowym trend się zatrzymał, a w kilku obszarach nawet odwrócił. System prywatnych ubezpieczeń zdrowotnych został, albo wchłonięty całkowicie przez państwo (tak jak na Węgrzech – gdzie starano się zasypać dziurę budżetową), albo w dużej mierze cofnięty (tak jak w Polsce i na Słowacji – gdzie fundusze emerytalne generowały wysokie koszty administracyjne). Przywrócono w ten sposób stary system oparty o solidarność pokoleń.

Zmiany te miały wpław na społeczne wartości oraz polityki poszczególnych rządów. Zakwestionowano prostą dychotomię pomiędzy „złymi” firmami państwowymi, a „dobrymi” prywatnymi – tak charakterystyczną dla epoki neoliberalizmu.

Europejski model państwa społecznego lub państwa dobrobytu nie jest już postrzegany jako przestarzały i ma przyszłość.

Wciąż jednak ten zwrot w kierunku społecznej gospodarki rynkowej nie jest zjawiskiem uniwersalnym. Podczas gdy Niemcy konsolidują wewnętrznie swoje państwo dobrobytu, jednocześnie nakazują krajom Europy południowej prowadzenie polityki oszczędności. Programy oszczędnościowe w istocie mogą być nieuniknione, jeśli przekroczy się pewien poziom zadłużenia, ale rzadko kiedy programy te przyczyniają się do poprawy losu upośledzonych klas i warstw, szczególnie przyszłości młodego pokolenia.

Tak długo, jak długo będzie istniał silny nacisk na politykę fiskalną i oszczędności, to Angela Merkel będzie postrzegana jako adwokat nie tyle społecznej, co aspołecznej gospodarki rynkowej.

To z kolei doprowadzi do nieuniknionych napięć w Unii Europejskiej oraz do wzrostu poparcia dla partii populistycznych. Trend ten jest widoczny od czasu wyborów do Parlamentu Europejskiego w 2014 roku. Można oczywiście ignorować fakt, że społeczeństwa Unii Europejskiej są od siebie coraz bardziej oddalone (również po części w wyniku napływu uchodźców w 2015 roku). Można też mieć nadzieję, że przyszłość będzie lepsza. Ale zanim zostawimy przeszłość rynkom, bogatsze kraje powinny rozpocząć polityczną debatę na temat potencjalnych konsekwencji – takich jak masowa migracja pracowników oraz dalsze osłabianie się Unii Europejskiej.

Historia Europy z ostatnich trzech dekad, a ostatnio przede wszystkim decyzja Brytyjczyków ws. Brexitu, w dobitny sposób pokazały, że porządek stworzony po 1989 roku okazał się być bardzo kruchy i podatny na zmiany.

Powyższy tekst jest fragmentem książki pt. „Europe Since 1989” („Europa od 1989 roku”) autorstwa Philippa Thera, która zostanie opublikowana 5 października nakładem wydawnictwa Princeton University Press.

>>> Czytaj też inny fragment książki prof. Philippa Thera: Neoliberalny pociąg wykoleił Europę. Stary porządek sypie się na naszych oczach