Nowemu saudyjskiemu ministrowi ds. ropy Khalidowi Al-Faliha zaledwie sześć miesięcy zajęło doprowadzenie do zakończenia trwającej dwa lata polityki pompowania ropy do woli. Arabia Saudyjska jest pod ścianą. Zmienia naftową politykę o 180 stopni.

Podczas zorganizowanego w tym tygodniu szczytu OPEC państwa porozumiały się w sprawie nieznacznego ograniczenia wydobycia ropy. Łączna produkcja tego surowca w kartelu ma oscylować w granicach 32,5-33 mln baryłek dziennie. Dotychczas było to ok. 33,24 mln baryłek dziennie.

Historyczna decyzja

Ostatni raz podobną decyzję podjęto w 2008 roku. Porozumienie OPEC zostało w dużej mierze wymuszone przez pogarszający się stan finansów publicznych Arabii Saudyjskiej. Królestwo ma dziś najwyższy deficyt budżetowy z 20 największych gospodarek świata, a to może opóźnić pierwszą międzynarodową emisję obligacji zaplanowaną przez ten kraj. Do problemów Arabii Saudyjskiej dochodzą jeszcze kwestie prawne – amerykański Senat uchylił w środę weto Baracka Obamy, a to pozwoli na pozwanie rządu Arabii za ataki terrorystyczne z 11 września 2001 roku. Aż 9 z 11 zamachowców było bowiem obywatelami tego kraju.

„Arabia Saudyjska chce wyższych cen” – mówi Amrita Sen, główny analityk ds. ropy w firmie konsultingowej Energy Aspects w Londynie.

Reklama

Konsekwencje takiej decyzji mogą być olbrzymie. Naftowi giganci, tacy jak Exxon Mobil mogą szybko stanąć na nogi i wrócić do zamrożonych wcześniej projektów. Wyraźniej poprawie ulegną finanse pogrążonych w kryzysie państw OPEC – w tym Wenezueli. Rosja i inne niezależne, bogate w ropę państwa będą musiały zdecydować, czy chcą iść drogą wyznaczoną przez Saudów. Amerykańscy producenci ropy i gazu z łupków, których wcześniej chciał wykończyć OPEC, będę teraz wykorzystać wyższe ceny ropy do inwestowania w nowe odwierty, a amerykańscy konsumenci, którzy do tej pory cieszyli się najniższymi cenami paliw od ponad dekady, zapłacą znacznie więcej za tankowanie.

Jeszcze miesiąc temu, Ali Al-Naim - poprzednik obecnego ministra ds. ropy Arabii Saudyjskiej, ogłosił, że „nie ma znaczenia czy ceny ropy będą wynosić 20, 40, 50 czy 60 dol. za baryłkę”. Teraz nowy szef resortu Khalid Al-Falih przyznaje, że ceny oscylujące wokół 50 dol. za baryłkę powinny jeszcze bardziej wzrosnąć, by przyciągnąć długoterminowe inwestycje.

W 2014 roku, kiedy Arabia Saudyjska przewodziła polityce zalewania rynku ropą przez OPEC, władze w Rijadzie kalkulowały, że jeśli produkcja ropy zostanie zredukowana, ceny i tak nie wzrosną do poziomu, który zrekompensuje straty. Tym razem jest inaczej.

„Arabia Saudyjska zakłada, że niewielkie ograniczenie wydobycia przełoży się na wyższe ceny ropy i zapewni wyższe dochody” – mówi Jamie Webster, analityk Center on Global Energy Policy na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku.

>>> Czytaj też: Koniec norweskiego eldorado. Krezusi sięgają po rezerwy [TYLKO NA FORSAL]

Co zyskali, a co stracili Saudowie?

Forsując politykę pompowania ropy do woli, Arabia Saudyjska osiągnęła pewne cele. Niskie ceny ropy uderzyły w amerykański naftowy boom i zmusiły koncerny energetyczne do ograniczenia inwestycji w nowe projekty o ok. 1 bln dol. Mogło to stworzyć potencjalne deficyty w podaży na kolejną dekadę. Strategia Arabii wystraszyła inwestorów, którzy teraz dwa razy zastanowią się, zanim ulokują swoje pieniądze w ryzykowne przedsięwzięcia naftowe. Wyraźnie wzrosła też sprzedaż samochodów z silnikami benzynowymi na świecie, co jeszcze bardziej zwiększyło popyt na paliwa.

Mimo to, w ciągu ostatnich dwóch lat, nie wszystko układało się po myśli Rijadu. Rezerwy walutowe Arabii Saudyjskiej skurczyły się o ponad 150 mld dol., rząd przestał płacić podwykonawcom, a płace państwowych urzędników i ministrów zostały obcięte o 20 proc.

Jak wynika z szacunków Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Arabia Saudyjska zakończy ten rok deficytem w wysokości 13,5 proc. PKB. Wzrost gospodarczy wyniesie zaledwie 1 proc. Dla porównania, wzrost PKB Iranu ma przyspieszyć do 4 proc.

Nieograniczona produkcja ropy wywołała chaos na rynku. Ceny surowca spadły z poziomu 100 dol. za baryłkę do 12-miesiecznego minimum w wysokości 30 dol. Koncerny naftowe zaciskały pasa, zamrażały projekty i wyprzedawały aktywa. Ale wciąż produkowały ropę. Taka sytuacja może jednak wciąż trwać mimo zmiany stanowiska Arabii Saudyjskiej.

Wydobycie trwa w najlepsze

Goldman Sachs szacuje, że porozumienie w sprawie ograniczenia produkcji ropy może przyczynić się do zwiększenia cen baryłki o ok. 10 dol. Analitycy pozostają jednak sceptyczni w kwestii tego, w jaki sposób umowa ta będzie realizowana. W czwartek rano ropa typu Brent na giełdzie w Londynie była wyceniana na 48,67 dol. i traciła 2 centy. Jeszcze w środę jej ceny rosły o 5,9 proc., najmocniej od kwietnia.

W tym samym czasie, gdy Saudowie zgodzili się wydobywać mniej ropy, najdroższe na świecie pole naftowe – warty 50 mld dol. Kashagan w Kazachstanie – ma zostać ponownie uruchomione. Inwestycja, nad którą pracowano przez niemal dekadę, wpompuje w 2017 roku na i tak już przepełniony ropą rynek dodatkowe tysiące baryłek tego surowca.

Pełną parą pracują też rosyjskie koncerny. Gdy kraje OPEC zbierały się na szczycie w Algierii, Moskwa ogłosiła, że Rosja pobiła we wrześniu historyczny rekord wydobycia ropy – 11 mln baryłek dziennie. To o ok. 400 tys. baryłek więcej niż w sierpniu i mniej więcej tyle samo, co produkcja ropy w należącym do OPEC Ekwadorze.

Meksyk, Norwegia i inne nie należące do OPEC kraje mogą dołączyć do Rosji i kontynuować masową produkcję ropę. Podobnie mogą postąpić amerykańskie koncerny z branży łupkowej. Stephen Schork, szef firmy konsultingowej Schork Group z Pensylwanii, przyznaje, że jest zaskoczony decyzją OPEC i ma wątpliwości, czy Arabia Saudyjska będzie w stanie skłonić innych producentów ropy do współpracy. „Na rynku wciąż będzie zbyt dużo ropy” – mówi Schork.

>>> Czytaj też: Największa zagadka rynku ropy: jak dużo surowca posiadają Chiny?