„Od ewentualnych prawnych konsekwencji referendum w sprawie kwot dużo ciekawsza jest jego stawka wewnątrzpolityczna. W niedzielę okaże się, czy Viktor Orban podjął dobrą decyzję, stawiając w centrum swej polityki kwestię imigracji. Czy może powinien zmodyfikować strategię, bo ten temat nie wystarczy do wygrania wyborów w 2018 r.” – wskazuje komentator portalu Szabolcs Dull.

Podkreśla on, że partie węgierskie na podstawie wyników referendum będą mogły precyzyjnie zmierzyć, które grupy wyborców i w jakich częściach kraju można zmobilizować kwestią imigracji. Dla rządzącego Fideszu będzie to natomiast próba generalna przed kolejnymi wyborami - będzie mógł sprawdzić, na jaki elektorat jest w stanie liczyć.

Według portalu prawne skutki referendum są proste: jeśli ponad połowa uprawnionych wyborców odda w nim ważny głos, to parlament musi stworzyć jakiś akt prawny. Szef kancelarii premiera Janos Lazar wspominał też o ewentualności zmian w konstytucji, ale o ich treści niewiele wiadomo.

Jeśli natomiast referendum będzie nieważne, czyli jeśli mniej niż 50 proc. wszystkich wyborców odda ważny głos, to parlament nie jest do niczego zobowiązany i tylko od Fideszu zależy, czy złoży jakiś projekt – pisze Index.

Reklama

>>> Czytaj też: Premier Orban o imigrantach: gdyby nie Węgry, Europa by upadła

Portal podkreśla, że w referendum można będzie zmierzyć wiele istotnych z punktu widzenia węgierskiej sceny politycznej parametrów: ilu wyborców może zmobilizować Orban tematem imigracji, czy uda mu się także przyciągnąć elektorat lewicowy, jak duża grupa wyborców jest skłonna czynnie wystąpić przeciwko rządowi (co wykaże liczba nieważnych głosów, o takie głosowanie apeluje bowiem opozycja) i w których miejscach kraju antyimigracyjna kampania rządu była najskuteczniejsza.

„Otrzymamy więc reprezentatywną i obejmującą cały kraj informację o obecnym politycznym układzie sił, z której partie mogą wyciągnąć niezliczone wnioski na następne wybory” – podkreśla portal.

Index ocenia, że za zdecydowane zwycięstwo Fideszu będzie można uznać w tym referendum przytłaczający odsetek odpowiedzi przeczących przy ponad 50-procentowej lub nieco tylko niższej frekwencji.

”Jeśli frekwencja będzie za niska – a sądząc na podstawie rozmów z członkami Fideszu w ostatnich tygodniach granica wynosi 40 proc. (czyli około 3,2 mln wyborców) - to Fidesz będzie musiał zrewidować swą dotychczasową politykę i strategię” – czytamy. Orban będzie w takim przypadku musiał się zastanowić, z jakim przesłaniem pójść do wyborów w 2018 r., bo zwiększyć swe poparcie.

Index podkreśla, że opozycja – zarówno skrajnie prawicowy Jobbik, jak i lewica – przyjęły w kampanii referendalnej pasywną postawę. Portal tłumaczy to tym, że w interesie Jobbiku leży jak najrzadsze podejmowanie kwestii imigrantów, bo „w tym temacie Fidesz odbiera partii powietrze do oddychania”.

„A lewica jest w jeszcze gorszej sytuacji od Jobbiku. 2 października wieczorem raczej nie będzie bowiem świętować zwycięstwa (…), prawdziwego zwycięstwa nie oczekują ani jedni, ani drudzy, w tym referendum nie o nich chodzi. W sensie politycznym 2 października chodzi o strategię Viktora Orbana. W niedzielę okaże się, czy musi ją zmienić” – konkluduje portal.

>>> Czytaj też: Węgrzy kontra Europa. Jaki jest prawdziwy cel referendum w sprawie imigrantów?