Tym razem Deutsche Bank nie zmaga się z niespodziewanymi zawirowaniami rynkowymi czy z kryzysem zadłużenia. Chodzi raczej o obawę, że amerykański Departament Sprawiedliwości nałoży na firmę karę wysokości 14 mld dol. za handel „toksycznymi” obligacjami, które zabezpieczały kredyty hipoteczne przez wybuchem kryzysu finansowego w 2008 roku. To o połowę więcej, niż bank przeznaczył na wypadek takich okoliczności. Spowodowało to spadek akcji niemieckiego banku do rekordowo niskich poziomów, zaś niemiecki rząd jak dotąd nie zadeklarował, że pomoże największemu bankowi w tym kraju.

Wydarzenia te pokazują, że Europa nie opanowała ważnej lekcji po ostatnim kryzysie finansowym – że największe banki muszą mieć dużo kapitału, który absorbowałby straty w przypadku zawirowań. Dzięki temu bilans takiej instytucji pozostaje stabilny. W przeciwnym razie rząd ryzykuje, że będzie postawiony przez zabójczą alternatywą: albo uratuje bank przy pomocy pieniędzy podatnika, albo pozwoli na dramatyczne w skutkach dla całego systemu bankructwo.

Zamiast po kryzysie finansowym z 2008 roku budować odpowiednie zabezpieczenia kapitałowe, europejskie banki wolały wypłacać miliardy euro dywidend. Od 2009 do 2015 roku Deutsche Bank wypłacił ok. 5 mld euro w dywidendach. Dziś instytucja ta należy do najgorzej dokapitalizowanych banków w Europie, za kapitałem wysokości niższej niż 3 proc. wartości aktywów. To niezwykle mało.

Deutsche Bank to najbardziej systemowo zagrożona instytucja w Europie. Jej aktywa mają wartość równą ponad połowie rocznego PKB Niemiec. W razie bankructwa konsekwencje dla całego Kontynentu byłby tragiczne.

Reklama

Europejscy liderzy, a w szczególności Europejski Bank Centralny, który nadzoruje największe instytucje bankowe w strefie euro, musi przeprowadzić proces dokapitalizowania. Oznacza to przeprowadzenie stress testów, które pokażą realną skalę potrzeb banków. Dodatkowo powinno się określić, które banki mogą w razie czego zbankrutować, a które w razie konieczności powinno się ratować z publicznych środków.

Jeśli władze wykażą wystarczającą determinację, to zaufanie na rynku może powrócić, a banki zwiększą ilość kapitału od prywatnych inwestorów (tak jak zrobiły to amerykańskie banki po 2009 roku).

Strefa euro desperacko potrzebuje lepiej dokapitalizowanych banków. Nie tylko po to, aby uniknąć katastrofy, ale aby uzdrowić rachityczną gospodarkę. Jeśli balansowanie na krawędzi jednej z największych instytucji finansowych świata nie jest w stanie skłonić europejskich polityków do działania, to trudno sobie wyobrazić, co mogłoby ich skłonić.

>>> Czytaj też: Bankowa czarna seria? Kolejny europejski gigant może zwolnić tysiące osób