Kanclerz Niemiec Angela Merkel przyznała w środę, że jej polityka otwartych drzwi dla uchodźców doprowadziła w kraju do fali agresji ze strony prawicowej opozycji, zaznaczyła jednak, że obrany przez jej rząd kurs w tej sprawie nie zmieni się.

To pierwsza wypowiedź Merkel w tej sprawie, odkąd w poniedziałek kilkuset protestujących przedstawicieli prawicy wygwizdało ją podczas obchodów Dnia Jedności Niemiec w Dreźnie.

W wywiadzie dla tygodnika "Die Zeit" szefowa rządu w Berlinie zauważyła, że bez wątpienia poziom agresji w Niemczech wzrósł drastycznie w ostatnim roku.

"Obecnie konfrontacje w mediach społecznościowych coraz bardziej się zaostrzają. (...) Taka jest dzisiejsza demokracja" - powiedziała Merkel. Podkreśliła, że mimo narastającego sprzeciwu podtrzymuje podjęte przez jej rząd decyzje i będzie nadal starała się tłumaczyć je wyborcom.

"Polityka się zmienia, ale jej fundament pozostał stały" - zaznaczyła.

Reklama

"Jeśli mówię o błędach, to mam na myśli cały system unijnej polityki uchodźczej i migracyjnej, postępowanie Europy wobec uchodźców i migrantów na przestrzeni wielu lat" - dodała.

Po dwóch porażkach swej partii CDU w wyborach regionalnych w ostatnim czasie Merkel powiedziała, że chciałaby móc cofnąć czas i lepiej przygotować kraj na przyjęcie migrantów.

Wypowiedź ta została odebrana jako gest pojednawczy wobec prawicowego skrzydła chadeckiego bloku, ale Merkel nie posunęła się do zaproponowania konkretnych ustępstw w polityce migracyjnej - zauważa Reuters.

Krytycy Merkel twierdzą, że decyzja o otwarciu niemieckiej granicy, ogłoszona na jesieni ubiegłego roku, została odebrana jako "zaproszenie", które spowodowało falę wyjazdów z Bliskiego Wschodu do Europy.

W zeszłym tygodniu MSW w Berlinie podało, że w 2015 roku na terytorium Niemiec przedostało się ok. 890 tys. osób ubiegających się o azyl, a nie, jak przyjmowano wcześniej, 1,1 mln.