Jeśli opozycja zdoła doprowadzić w tym terminie do referendum, opóźnianego pod różnymi pretekstami przez lewicowy rząd, Krajowa Rada Wyborcza (CNE) powinna - zgodnie z prawem - ogłosić nowe wybory prezydenckie. Wynik referendum wydaje się bowiem przesądzony: według wenezuelskiego instytutu badania opinii publicznej Dataanalisis, 75 proc. Wenezuelczyków opowiada się obecnie za zmianą rządu.

Zapowiadały to wybory parlamentarne z grudnia 2015 roku, które dały opozycji zdecydowaną większość w parlamencie.

Jednak jeśli rządowi uda się odroczyć referendum do przyszłego roku, Maduro - w razie jego wygrania przez opozycję, co jest do przewidzenia - zostanie zastąpiony do 2019 roku przez wiceprezydenta; to stanowisko zajmuje obecnie Aristobulo Isturiz, który cieszy się jego pełnym zaufaniem.

CNE zdołała już pod różnymi pretekstami opóźnić cały proces o 120 dni.

Reklama

Sam prezydent Maduro deklaruje otwarcie, że "priorytetem dla Wenezueli nie są wybory, lecz walka z kryzysem gospodarczym". Oskarża co tydzień swych przeciwników o "przygotowywanie zamachu stanu"

Tymczasem MUD zakomunikował, że zbieranie przez opozycję podpisów pod żądaniem referendum odwoławczego przebiega pomyślnie; powinna ona uzyskać poparcie 20 proc. wyborców, tj. 4 mln osób, dla przeprowadzenia referendum.

Po spełnieniu przez opozycję wszystkich wymogów CNE po obliczeniu głosów będzie miała 90 dni na wyznaczenie daty referendum. W takim przypadku mogłoby się ono odbyć dopiero w połowie pierwszego kwartału 2017 roku.

Wenezuelska opozycja replikuje, że zgodnie prawem referendum mogłoby się odbyć jeszcze w tym roku, co otworzyłoby drogę do usunięcia ze stanowiska szefa państwa, pod którego rządami Wenezuela przeżywa ciężki kryzys gospodarczy z trzycyfrową inflacją. (PAP)