Jeszcze żadne wybory w Gruzji nie były tak wyrównane, jak sobotnie parlamentarne. Nie świadczy to jednak o dobrej kondycji gruzińskiej demokracji, lecz o tym, jak bardzo Gruzini są nią rozczarowani.

Jeszcze w przeddzień wyborów prawie dwie trzecie gruzińskich wyborców nie było zdecydowanych, na którą z partii politycznych oddać w sobotę głos. „Jesteśmy tak samo rozczarowani rządzącymi, jak opozycją – mówi PAP tbiliski politolog Ramaz Sakwarelidze z Klubu Niezależnych Ekspertów. - Znów stawia się nas przed wyborem mniejszego zła. Gruzini są już tym zmęczeni”.

Sakwarelidze nie wierzy sondażom, przeprowadzanym na zlecenie stacji telewizyjnych sprzyjającym władzom (jak „Imedi”) bądź opozycji („Rustawi-2”). Te przychylne władzom przewidują niewysoką, ale zdecydowaną wygraną rządzącej od 2012 r. roku partii Gruzińskie Marzenie – Demokratyczna Gruzja, która stosunkiem głosów 20:10 ma pokonać główną partię opozycyjną - Zjednoczony Ruch Narodowy. Sondaże życzliwsze „narodowcom” przepowiadają z kolei ich zwycięstwo, a w najgorszym wypadku remis ze wskazaniem na nich. Powołując się na własne badania i obserwacje socjologiczne i z psychologii, Sakwarelidze prognozuje wygraną „marzycieli” i to, że zdobędą w wyborach aż jedną trzecią głosów. „Narodowcy” według niego zdobędą najwyżej 12-13 proc. głosów. Dodatkowo pół tuzina partii przekroczy lub zbliży się do 5-procentowego progu wyborczego, osiągnięcie którego dopuści uczestników wyborów do podziału poselskich mandatów proporcjonalnie do liczby zdobytych głosów (w Gruzji 77 posłów wybieranych jest w wyborach proporcjonalnych, a 73 w większościowych, w jednomandatowych okręgach). „Według moich obliczeń nie dwie trzecie, ale prawie połowa wyborców nie może się zdecydować, na kogo głosować – mówi PAP Sakwarelidze. – Ale nawet ta mniejsza liczba niezdecydowanych i tak jest niepokojąco wielka i fatalnie świadczy o gruzińskich elitach politycznych, którym gruzińscy wyborcy nie wierzą i nie pokładają w nich żadnych nadziei”.

Poprzednim wyborom sprzed czterech lat towarzyszyły zupełnie inne nastroje. Po ośmiu latach rządów dawnego ludowego bohatera rewolucji róż z 2003 r., prezydenta Micheila Saakaszwilego, Gruzini zwrócili się przeciwko niemu, mając dość arogancji „narodowców” i ich wrogości wobec wszelkiej krytyki. Niechęć do Saakaszwilego narastała mimo jego zasług w walce z korupcją, reformach gospodarczych i dziele podnoszenia Gruzji z państwa upadłego w nowoczesne i rozwinięte. „Sukcesy uderzyły Saakaszwilemu i jego ludziom do głowy i zachowywali się, jakby wszystkie rozumy pozjadali – mówi Sakwarelidze. – Ludzie mieli tego dość”.

Jesienią 2012 r. mimo wszystkich sukcesów i zasług Saakaszwilego gruzińscy wyborcy oddali głosy i władzę najbogatszemu Gruzinowi, miliarderowi Bidzinie Iwaniszwilemu, który wrócił z Rosji, gdzie zbił majątek, i założył w Tbilisi własną partię Gruzińskie Marzenie. Wygrana Iwaniszwilego przeszła do historii jako pierwsze pokojowe przejęcie władzy przez opozycję w niepodległej Gruzji. Ale cztery lata rządów „marzycieli” zamiast spełnić nadzieje Gruzinów, przyniosły im głównie rozczarowania.

Reklama

>>> Czytaj też: Gruzja: Po szczycie NATO – próba gruzińskiej cierpliwości [ANALIZA]

„Gruzińska gospodarka, która rozwijała się za czasów Saakaszwilego, w ostatnich dwóch latach ma się coraz gorzej. To także wynik międzynarodowej koniunktury, ale do kryzysu przysłużyły się także rządy +marzycieli+ – mówi PAP Sakwarelidze. – Nie przyjęto nas do NATO, ani nie zniesiono wiz do Europy, a jedna piąta Gruzji (zbuntowane prowincje Abchazja i Południowa Osetia) dalej okupowana jest przez rosyjskie wojska. Tempo wzrostu gospodarczego, sięgające dwa lata temu prawie 5 proc., w zeszłym roku spadło o połowę. Zaczęły za to rosnąć drożyzna i bezrobocie. Ponad połowa społeczeństwa jest zdania, że za rządów +marzycieli+ nic się nie zmieniło, a jedna trzecia uważa, że ich sytuacja ekonomiczna się pogorszyła. Gruzini uznali, że +marzyciele+ nie dotrzymali obietnic wyborczych sprzed czterech lat, ale pamiętają jeszcze dobrze rządy +narodowców+ i też nie życzą sobie ich powrotu do władzy. Straciwszy jakikolwiek szacunek dla partii politycznych, ludzie stracili zainteresowanie polityką i wyborami”.

Rozczarowanie rządzącymi i opozycją sprawiło, że na politycznej scenie pojawiło się zapotrzebowanie i miejsce na „trzecią siłę”. Rolę tę spróbował przejąć światowej sławy śpiewak operowy, 61-letni Paata Burczuladze, który atakując zarówno „marzycieli”, jak i „narodowców”, stanął do wyborów na czele własnej partii „Państwo dla ludu”. Ale operowy bas okazał się zwyczajnym populistą, a kiedy w sierpniu ujawniono, że podawał do chrztu syna jednego z najgroźniejszych w Gruzji „ojców chrzestnych” miejscowej mafii Tariela Onianiego, jego wielbiciele uznali, że choć jest wielkim artystą, to niczym nie różni się od innych polityków.

„Ludzie nie wierzą politykom, ani niczego się po nich nie spodziewają, a politycy nie umieją zaproponować ludziom żadnego sensownego programu działania. Żeby zdobyć sobie poklask, fundują więc wyborcom igrzyska – mówi Sakwarelidze. – Licytują się najgorszymi oskarżeniami i insynuacjami. Cztery lata temu o wygranej +marzycieli+ przesądziły ujawnione nagrania dowodzące stosowania tortur w gruzińskich więzieniach. To pogrążyło ludzi Saakaszwilego, których od dawna oskarżano o łamanie obywatelskich swobód. Po czterech latach obrzucania się błotem +narodowcom+ nie zostało już nic nowego, o co mogliby oskarżyć +marzycieli+, a +marzycielom+ – +narodowców+. Cztery lata temu we wszystkich stacjach telewizyjnych pokazywano nagrane ukrytą kamerą filmy o torturach. Dziś nadaje się serial, który o tamtym zdarzeniu opowiada”.

>>> Czytaj też: Kraje UE za zniesieniem wiz dla obywateli Gruzji