Republikański przewodniczący Izby Reprezentantów, Paul Ryan, powiedział, że nie wystąpi na wspólnym wiecu z Trumpem w sobotę, co poprzednio planował.

Swoje poparcie dla Trumpa wycofał też republikański kongresman z Utah, Jason Chaffetz.

Przewodniczący Krajowego Komitetu Partii Republikańskiej (RNC) Reince Priebus oświadczył, że wybryk Trumpa jest niedopuszczalny.

Na zdobytej przez waszyngtoński dziennik taśmie, nagranej potajemnie w 2005 r., zarejestrowano prywatną rozmowę obecnego kandydata Republikanów na prezydenta z Billym Bushem – gospodarzem telewizyjnego programu „Access Hollywood”, w którym wcześniej wystąpił nowojorski miliarder.

Reklama

Trump opowiada o tym, jak podrywał zamężną, niewymienioną z imienia i z nazwiska kobietę, chwaląc się, że „mocno się do niej dobierał”. Próbował ją całować i nakłonić do seksu, co zostało wyrażone czteroliterowym angielskim słowem „f...”. Trump powiedział następnie, że bardzo się rozczarował, gdy zrozumiał, że obiekt jego awansów „ma wielkie, sztuczne cycki”. Na koniec dodał: „Jeśli jesteś gwiazdą, one pozwalają ci na wszystko. Mogę położyć rękę na jej ... i ona się na to zgodzi."

>>> Czytaj też: Trump tłumaczy, dlaczego nie płacił podatków. "Wiedziałem jak zwyciężać"

Rozmowa została nagrana w czasie, gdy Trump był żonaty z obecną żoną Melanią. Nie wiadomo, kiedy miał miejsce opisywany w niej epizod.

Po publikacji tych informacji w internetowym wydaniu dziennika „Washington Post”, Trump wydał oświadczenie, w którym przeprosił wszystkich, dla których, język, jakiego użył, mógł być rażący.

„To było takie pytlowanie w męskiej szatni, prywatna rozmowa, która odbyła się wiele lat temu. Bill Clinton (były prezydent i mąż Hillary – PAP) powiedział mi dużo gorsze rzeczy, kiedy graliśmy w golfa” - oświadczył kandydat GOP.

Za „Washington Post” wiadomość o podsłuchanych wynurzeniach Trumpa podchwyciły inne media. „New York Times” skomentował ją pisząc: „Nagranie może udaremnić jego wysiłki, aby wyglądać po prezydencku”.

Inni zwracają uwagę, że taśma potwierdza opinie na temat stosunku Trumpa do kobiet, krytykowanego jako seksistowski. Przy innych okazjach Trump nazywał kobiety "świniami", używał także poniżających określeń pod ich adresem i publicznie kpił z ich wyglądu.

Tego samego dnia telewizja CNN podała, że republikański kandydat do Białego Domu kwestionuje oficjalne ustalenia w głośnej przed laty sprawie ciężkiego pobicia i zgwałcenia kobiety w Parku Centralnym w Nowym Jorku, która uprawiała tam jogging.

O czyn ten, dokonany w kwietniu 1989 r., oskarżono pięciu czarnych nastolatków z Harlemu. Zostali oni uznani za winnych i skazani na długoletnie kary więzienia. W połowie ubiegłej dekady okazało się, że byli niewinni – sprawcą był odsiadujący wówczas karę za inne przestępstwa morderca, który miał też na koncie gwałty.

Jego winy dowiodły badania DNA, podczas gdy wyrok wydany na „pięciu z Central Parku” - jak nazywano skazanych – opierał się jedynie na tym, że większość z nich przyznała się do niepopełnionego czynu. Jak się okazało, przyznali się, gdyż policji udało się ich zmanipulować albo zastraszyć. Psychologowie twierdzą, że młodzi ludzie są szczególnie podatni na takie policyjne metody.

Pięciu z Central Parku zostało zwolnionych z więzienia i miasto wypłaciło im wysokie odszkodowanie. Trump jednak powiedział w tym tygodniu telewizji CNN, że nadal jest przekonany, że to właśnie oni byli winni.

Bezpośrednio po ataku na kobietę, która ledwo go przeżyła, Trump wzywał do przywrócenia kary śmierci w Nowym Jorku.

Trump przeprasza, ale nie okazuje skruchy

Donald Trump przeprosił, ale w wyzywający sposób, za swoje wypowiedzi w nagranej na taśmie rozmowie z pracownikami telewizji w 2005 r., którym opowiedział w wulgarnych słowach, jak starał się nakłonić do seksu nowo poznaną kobietę.

W nocy z piątku na sobotę (czasu USA) sztab kampanii Trumpa opublikował nagrane wcześniej na video jego wystąpienie, w którym przeprasza za seksistowskie wypowiedzi sprzed 11 lat, ale stara się je bagatelizować i podkreśla, że nagłośnienie ich przez media jest „odwracaniem uwagi” od prawdziwych problemów Ameryki.

„Nigdy nie mówiłem, że jestem człowiekiem bez zarzutu i nie udawałem, że jestem kimś innym, niż jestem. Powiedziałem i zrobiłem rzeczy, których żałuję. Słowa opublikowane dzisiaj, nagrane na video 11 lat temu to jeden z tego przykładów. Ci, co mnie znają, wiedzą, że słowa te nie odzwierciedlają tego, jaki jestem. Powiedziałem to, zrobiłem błąd i przepraszam za to” - powiedział Trump przed kamerami.

Potem jednak kontynuował, rozpraszając wątpliwości, że wcale nie zamierza ustąpić.

„Podróżowałem po kraju, mówiąc o zmianach dla Ameryki. Podróże te zmieniły także mnie. Spędziłem czas z matkami, które straciły swoje dzieci na wojnie, z robotnikami zwolnionymi z pracy z powodu przenoszenia fabryk do innych krajów, z ludźmi ze wszystkich warstw społecznych, którzy chcą po prostu lepszej przyszłości. Odczułem pokorę widząc wiarę, jaką we mnie pokładają. Obiecuję, że będę lepszym człowiekiem jutro. I nigdy was nie porzucę” - powiedział.

Na koniec zmienił temat i zaatakował swoją demokratyczną przeciwniczkę w wyborach, Hillary Clinton.

„Bądźmy szczerzy. To jest nic innego jak coś, co odwraca uwagę od ważnych problemów, które stoją dziś przed nami. Tracimy miejsca pracy, jesteśmy mniej bezpieczni niż 8 lat temu i system polityczny jest całkowicie zepsuty. Hillary Clinton i jej podobni ludzie doprowadzili kraj do katastrofy. Powiedziałem pewne głupie rzeczy, ale jest wielka różnica między słowami a działaniami innych. Bill Clinton krzywdził kobiety, a Hillary atakowała, dręczyła, upokarzała i zastraszała jego ofiary. Pomówimy o tym w najbliższych dniach. Do zobaczenia w niedzielę!” - oświadczył.

W niedzielę wieczorem (czasu USA) w St. Louis w stanie Missouri odbędzie się druga debata telewizyjna Trumpa z Clinton.

>>> Czytaj też: "Washington Post": Trump mógłby wycofać wojska z Japonii, Korei Południowej i Europy