Stawiamy na to, by sprzęt dla polskiej armii produkowany był w Polsce; zapraszamy do Polski zagranicznych inwestorów, chcemy, by tu budowali nowoczesne firmy - mówiła w poniedziałek w zakładach PZL-Świdnik S.A. premier Beata Szydło.

Premier zwiedziła zakład i spotkała się z załogą PZL-Świdnik. Towarzyszyli jej wiceministrowie: obrony - Bartosz Kownacki i rozwoju Radosław Domagalski-Łabędzki.

"Polski przemysł ma być nie tylko kołem zamachowym rozwoju gospodarczego tutaj w Polsce, ale ma również dawać równe szanse rozwoju dla polskich firm, które mają konkurować z najlepszymi na świecie. To jest nasza ambicja, ambicja polskiego rządu" - mówiła szefowa rządu.

Premier przypomniała, że odbudowę polskiego przemysłu zakłada Program odpowiedzialnego rozwoju przygotowany przez wicepremiera Mateusza Morawieckiego. Zaznaczyła, że chodzi o to, by w Polsce powstawały nowoczesne firmy, nowoczesne fabryki, w których będzie produkowany dobry, uznany na całym świecie sprzęt.

"Jesteśmy w zakładzie, który co prawda ma właściciela zagranicznego, ale właściciela, który prowadzi mądrą politykę, rozwija firmę, która tutaj w Polsce zatrudnia kilka tysięcy osób. Daje również poprzez pracę zatrudnienie innym podmiotom gospodarczym, nie tylko w regionie. Wreszcie, tutaj w Polsce płaci podatki i tak rozumiemy patriotyzm gospodarczy" - powiedziała Szydło.

Reklama

Nawiązała też do kwestii zakupu śmigłowców wielozadaniowych dla polskiej armii. Jak mówiła, "obowiązkiem polskiego państwa jest bronić interesów państwa, interesów polskiej gospodarki". "Rozmowy dotyczące tego przetargu (ws. Caracali - PAP) tak były prowadzone. Postawiliśmy warunki, które z punktu widzenia obronności oraz z punktu widzenia ekonomii były dla polskiego państwa najkorzystniejsze i były dobrymi warunkami dla naszych partnerów. Mimo to nie chciano ich przyjąć. Dlatego nie było możliwości, aby dłużej te rozmowy kontynuować" - powiedziała premier.

Caracal został wybrany do końcowych rozmów w przetargu na wielozadaniowe śmigłowce dla wojska w kwietniu ub. roku. 30 września 2015 r. rozpoczęły się negocjacje umowy offsetowej, której podpisanie było warunkiem zawarcia kontraktu. W ubiegłym tygodniu Ministerstwo Rozwoju poinformowało, że ofertę offsetową Airbus Helicopters uznało za niezadowalającą, a dalsze negocjacje są bezprzedmiotowe.

Do sprawy zakończenia rozmów offsetowych ws. Caracali odnieśli się także towarzyszący premier w Świdniku wiceministrowie obrony i rozwoju.

Wiceszef MON podkreślił, że interes bezpieczeństwa państwa wymaga tego, żeby to zakłady w Polsce produkowały i serwisowały śmigłowce. "To, co mógł zrobić ten rząd, to już nie negocjować wysokość kontraktu i ilość śmigłowców, ale postawił sobie jedno podstawowe zadanie: jeżeli w tej sprawie jest wymagany offset, to musi być to offset, który nas obroni przed obywatelami, który wytłumaczy, dlaczego musieliśmy ostatecznie zawrzeć tę umowę" – powiedział Kownacki.

"Skoro warunki offsetu (...) nie zostały spełnione, skoro nie zapewniały interesu bezpieczeństwa państwa, nie mogliśmy podpisać tej umowy" – dodał Kownacki.

Wiceminister podkreślał, że negocjacje nie mogły trwać w nieskończoność, bo potrzeby sił zbrojnych wymagają, aby w możliwie szybkim terminie mieć odpowiednie, nowoczesne śmigłowce.

"Nie mogliśmy pozwolić sobie na negocjacje dwu- czy trzyletnie. W naszej ocenie decyzja o tym, żeby zakończyć negocjacje, była w optymalnym, najlepszym z możliwych terminów, a przypomnę, że negocjowaliśmy blisko rok" – ocenił Kownacki.

Wiceminister zapewnił, że możliwie szybko przygotowywane będą nowe postępowania, które zagwarantują bezpieczeństwo sił zbrojnych. "Nie ma zagrożenia, że z dnia na dzień czy z miesiąca na miesiąc polska armia przestanie latać. Mamy tę sytuację pod kontrolą; analizujemy, które ze śmigłowców jako pierwsze powinny być wymieniane, a które powinny być remontowane i to będziemy brali pod uwagę przy kolejnych przetargach" – powiedział wiceminister obrony.

"Interes bezpieczeństwa państwa wymaga tego, żeby zakłady w Polsce produkowały i serwisowały śmigłowce. To jest oczywiste w przypadku jakiegokolwiek zagrożenia, że zakłady które produkują w danym kraju, będą dostarczały w pierwszej kolejności na potrzeby armii tego państwa. Nie możemy więc być zdani na dostawy z innych państw" – dodał Kownacki.

Domagalski-Łabędzki podkreślił, że celem negocjacji było zrealizowanie offsetu "zabezpieczającego interes ekonomiczny państwa polskiego, jak i bezpieczeństwo", ale "strona francuska nie była w stanie przyjąć naszych propozycji".

"Te negocjacje miały zabezpieczyć interes naszego przemysłu obronnego, miały doprowadzić do tego, by poziom innowacyjności w tym sektorze miał wzrosnąć. Niestety zakończyły się niepowodzeniem" – powiedział Domagalski-Łabędzki.

Dodał, że teraz "otwiera się nowy rozdział, jeżeli chodzi o możliwość zakupu helikopterów wielozadaniowych", a to wielka szansa dla zakładów w Polsce, które – jak podkreślił – płacą podatki, podnoszą poziom innowacyjności, tworzą miejsca pracy oparte na wiedzy i doświadczeniu ludzi. "Czyli te miejsca pracy, na których nam szczególnie zależy w ramach planu odpowiedzialnego rozwoju" – zaznaczył wiceminister rozwoju.

Podkreślił, że polskie zakłady muszą się również starać o zamówienia eksportowe, które stwarzają możliwość uzyskiwania lepszej rentowności i rozwijania potencjału przemysłu obronnego. Zapewnił, że ministerstwo rozwoju będzie wspierać te zakłady w postępowaniach eksportowych, aby mogły się rozwijać na rynkach międzynarodowych.

Wiceprezes Leonardo Helicopters (którego częścią jest PZL-Świdnik) Krzysztof Krystowski powiedział dziennikarzom, że wizyta przedstawicieli rządu daje wielkie nadzieje. Jego zdaniem wybór Caracali nie był korzystny dla polskiego wojska, bo "nie ma śmigłowca do wszystkiego i żadna armia świata nie używa jednego śmigłowca do wszystkich zadań".

"Jesteśmy firmą, która ma całą gamę śmigłowców od najmniejszego niespełna dwutonowego SW4 do największego 15-tonowego AW101. Jeśli ktoś chce śmigłowiec średni, mamy AW149. Jeśli chodzi o śmigłowce Głuszec, jesteśmy w stanie w ciągu roku (...) zmodernizować śmigłowce Sokół do wersji Głuszec" - powiedział.

Jak dodał, śmigłowce Głuszec to gotowe polskie rozwiązanie, w którym nie ma potrzeby offsetu, bo prawie 100 proc. wartości tego produktu powstaje w Polsce. "My musimy uzbroić polskie śmigłowce w rakiety przeciwpancerne; dzisiaj takich śmigłowców nie mamy. Głuszec się do tego nadaje idealnie" – ocenił Krystowski. Przypomniał, że PZL-Świdnik produkuje śmigłowce od 60 lat.

Przetarg na wielozadaniowe śmigłowce dla wojska rozpisano wiosną 2012, początkowo na 26 śmigłowców. Później rozszerzono go na 70 maszyn wykorzystujących wspólna platformę dla różnych wersji. W kwietniu 2015 r. MON do końcowego etapu – praktycznych prób i negocjacji offsetowych – zakwalifikował ofertę Airbus Helicopters. Ze względu na cenę liczbę wiropłatów zmniejszono do 50.

MON podało, że tylko Airbus z maszyną H225M Caracal spełnił wymogi formalne. Oferty konkurencji odrzucono m. in. ze względu na zbyt odległy termin dostawy (śmigłowce AW149 oferowane przez WSK-PZL Świdnik będące własnością Leonardo Helicopters) i brak uzbrojenia (śmigłowce Black Hawk w wersji eksportowej, które oferowało PZL Mielec należące do firmy Sikorsky).

Zakłady PZL-Świdnik dostarczyły w sumie do 40 krajów ponad 7,4 tys. śmigłowców. Dla polskiego wojska od 2009 r. dostarczyły 31 nowych śmigłowców. Spośród ok. 200 śmigłowców, które użytkuje polskie wojsko, ponad 160 zostało wyprodukowanych w Świdniku. W ub. roku spółka uzyskała przychody w wysokości 952 mln zł, z czego 70 proc. z eksportu. Zysk brutto wyniósł 143,5 mln zł, daniny dla państwa - 123 mln zł. Zatrudnia ponad 3 tys. pracowników. W 2010 r. PZL-Świdnik został częścią grupy Agusta-Westland, obecnie nazywającej się Leonardo Helicopters.

>>> Czytaj też: Miłosz: Francuzi obrazili się za Caracale? Merci za taki sojusz [OPINIA]