Od czasu gdy ustawodawca pozbawił samorządy kompetencji do korzystania z urządzeń rejestrujących prędkość, w Polsce liczba fotoradarów spadła niemal o połowę – dziś na przydrożnych masztach funkcjonuje 400 rejestratorów. Należą one do inspekcji transportu drogowego, a konkretnie – Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym (CANARD).

Jak jednak wynika z naszych nieoficjalnych ustaleń, około setki tych urządzeń ma podwyższoną tolerancję na wykroczenia popełniane przez kierowców. To samo może dotyczyć innych urządzeń inspekcji drogowej, np. systemu odcinkowego pomiaru prędkości.

O komentarz poprosiliśmy Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa (MIB). Resort nie widzi w tym problemu. – Rotacyjne podniesienie progów rejestracji naruszeń na urządzeniach jest podyktowane koniecznością zapewnienia sprawnego funkcjonowania systemu automatycznego nadzoru nad ruchem drogowym – przekonuje Elżbieta Kisil, rzeczniczka resortu.

Tłumaczy, że chodzi o prowadzenie czynności w sprawach o wykroczenia w przewidzianych przez przepisy prawa terminach. Jej zdaniem z obowiązujących przepisów nie wynika obowiązek ustawiania przez inspekcję transportu drogowego progu wyzwolenia na poziomie maksymalnie 11 km/h powyżej obowiązującego limitu. To dość zaskakująca deklaracja. Bo w 2014 r. NIK stwierdziła, że „maksymalny tolerowany prawem błąd wynosi 10 km/h” oraz że „tolerancja w ustawieniach fotoradaru wyzwalającego zdjęcie przy prędkościach większych od dopuszczalnej o 25–35 km/h jest nie tylko niezgodna z obowiązującymi przepisami, ale także utrwala niebezpieczny zwyczaj znacznego przekraczania przez wielu kierowców dozwolonej prędkości”.

Reklama

>>> Czytaj też: Odbieranie prawa jazdy bez oceny motywów kierowcy niekonstytucyjne. TK wydał wyrok

Z czego wynika ten dwugłos? Artykuł 129h ust. 5 pkt 3 wspomina o tym, że minister transportu, wydając rozporządzenie o sposobie dokonywania pomiarów przez fotoradary, weźmie pod uwagę także możliwość błędu kierowcy do 10 km/h włącznie w utrzymaniu dopuszczalnej prędkości.

Jak więc należy rozumieć ten przepis? – Delegacja ustawowa mówi o błędzie kierowcy, czyli daje obywatelowi prawo do pomyłki w utrzymaniu dopuszczalnej prędkości. Ale nie jest napisane, od jakiego progu zaczynamy robić zdjęcia. A więc sprawa jest postawiona w drugą stronę, tzn. nie można robić zdjęć, jeśli ujawniałyby one przekroczenia prędkości o 10 km/h lub mniej. Żaden przepis nie stanowi natomiast, że wszelkie wykroczenia powyżej 10 km/h ponad limit muszą być rejestrowane – tłumaczy nam jeden z pracowników inspekcji drogowej.

Jak dodaje nasz rozmówca, gdyby nadzorcy systemu fotoradarowego w Polsce działali w innych warunkach prawnych (np. przejście z obecnego trybu wykroczeniowego do popularnego na Zachodzie trybu kar administracyjnych) i mieli większe zasoby kadrowe, wówczas karanie wszystkich kierowców z cięższą nogą byłoby możliwe. – Musimy jednak podejmować takie działania, które pozwolą na zapewnienie sprawnego funkcjonowania systemu automatycznego nadzoru nad ruchem drogowym – przyznaje w rozmowie z DGP.
Jak zaznacza w rozmowie z nami resort infrastruktury, kontrolerzy NIK wydając swoją opinię, również brali pod uwagę realia. Ich zdaniem „przyjęta przez GITD strategia, w okresie budowy systemu CANARD, koncentrowania się na najpoważniejszych przekroczeniach dopuszczalnej prędkości oraz dążenia do nieuchronności kary dla najbardziej niebezpiecznych uczestników ruchu drogowego, w stosunku do alternatywy braku wymaganej przepisami prawa reakcji organu państwowego na stwierdzone wykroczenia była uzasadniona w kontekście istniejących wówczas uwarunkowań technicznych i kadrowych”.

Faktem jest także, że nawet przy podwyższonej tolerancji urządzeń inspektorzy mają pełne ręce roboty. Tylko w I półroczu 2016 r. urządzenia inspekcji działające przy drogach odnotowały 625 tys. naruszeń przepisów. Teoretycznie wszystkimi tymi sprawami mogłoby się zająć się 200 osób obecnie zatrudnionych w CANARD i delegaturach GITD do obsługi systemu. To oznacza, że na jedną osobę przypada ponad 3,1 tys. spraw. A do tego dochodzą jeszcze te z ubiegłego roku, które są ciągle w toku. W praktyce jest jednak jeszcze gorzej, bo część z tych 200 osób nie jest bezpośrednio zaangażowana w czynności wyjaśniające, ale wykonuje inne prace, np. zajmuje się technicznym utrzymaniem urządzeń w terenie czy prowadzeniem kontroli z wykorzystywaniem urządzeń mobilnych.

Na razie nic nie wskazuje na to, by sytuacja miała się zmienić. O problemie wydajności systemu fotoradarowego i wynikających z tego konsekwencji mówi się już od kilku lat. Rząd PO-PSL przez ponad cztery lata (system funkcjonuje od lipca 2011 r.) nic z tym tematem nie zrobił. Nowa władza też nie kwapi się do daleko idących zmian, choć już zdążyła je zapowiedzieć. Zgodnie z nimi inspekcja miałaby się stać formacją mundurową, zaś sam CANARD znalazłby się pod nadzorem policji. Jednak od momentu przedstawienia projektu ustawy w marcu br. w sprawie niewiele więcej się zadziało. Tym bardziej nie jest jasne, czy inspekcja może liczyć na dodatkowy zastrzyk gotówki, który pozwoliłby np. na zatrudnienie dodatkowych ludzi.

>>> Czytaj też: Efekt odcinkowych pomiarów prędkości? Kierowcy jeżdżą za wolno