Kolegów strajkujących na głębokości 500 metrów popiera ok. 350 górników z drugiej i trzeciej zmiany, którzy zgromadzili się przed bramą kopalni. Obawiają się o stan zdrowia znajdujących się pod ziemią kolegów, podkreślając, że od kilku godzin znajdują się w ciemnościach; lampy górnicze wytrzymują najwyżej 8-9 godzin i obecnie na dole nie ma światła.

W nocy pięciu strajkujących zemdlało; przewieziono ich do szpitala, lecz po badaniach zwolniono do domu.

Od wtorku wieczorem przedstawiciele właściciela obiektu, w którym pracuje 700 osób, prowadzą negocjacje z kopalnianym związkiem zawodowym, lecz na razie nie ma konkretnych wyników rozmów. "Nie zamierzamy ustępować, domagamy się spełnienia wszystkich naszych postulatów" - powiedział jeden ze strajkujących w rozmowie z bułgarskim radiem publicznym. Podkreślił, że chodzi nie tylko o zachowanie miejsc pracy, lecz także o wypłacenie zaległych od kilku miesięcy pensji.

Kierownictwo kopalni poinformowało, że we wtorek na konta górników przekazano 62 tys. lewów (31 tys. euro), lecz zdaniem związkowców to tylko część należnych im sum.

Reklama

W kopalniach należących do biznesmena Christo Kowaczkiego w mieście Bobowdoł na południowym zachodzie kraju pracuje 1700 osób. W kwietniu Kowaczki zamknął kopalnię Czerno More niedaleko czarnomorskiego portu Burgas na wschodzie kraju i zwolnił 700 pracowników, zobowiązując się do wypłacenia im odpraw. W połowie września zwolnieni górnicy kilkakrotnie blokowali drogi w regionie, domagając się świadczeń, których wciąż nie dostali.

Kowaczki jest jednym z największych w Bułgarii przedsiębiorców branży energetycznej; należy do niego kilka kopalń. W poprzedniej dekadzie kupił ciepłownie w pięciu dużych miastach, należy do niego m.in. ciepłownia w Bobowdole, największa na południowym zachodzie kraju. Biznesmen miał proces w sprawie o unikanie podatków na sumę 16,7 mln lewów (8,4 mln euro), lecz w 2014 roku został ostatecznie uniewinniony.

Z Sofii Ewgenia Manołowa (PAP)