Bruksela może skorzystać z dyscyplinującego instrumentu, jakim jest zasada makro-warunkowości przy wydawaniu środków unijnych. Oznacza to, że Komisja może reagować, jeśli uzna, że państwo nie wykonuje zaleceń dotyczących polityki gospodarczej, które na ogół są zawarte w dokumencie nazywanym Country Specific Recommendation (CSR) adresowanym do poszczególnych krajów. Jedną z tych rekomendacji jest zmniejszanie deficytu do z góry wyznaczonego celu. Jak wynika z rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady dotyczącego unijnych funduszy, „Jeżeli państwo członkowskie nie podejmie skutecznych działań (...) Komisja może zaproponować Radzie zawieszenie całości lub części płatności w odniesieniu do odpowiednich programów lub priorytetów”.

Zaleceniem dla Polski jest zmniejszanie średniego deficytu do 1 proc. PKB. Taki poziom – według KE – zabezpieczy polskie finanse publiczne przed skutkami kryzysu gospodarczego. W razie dekoniunktury deficyt by rósł, ale do bezpiecznego pułapu ok. 3 proc. PKB. Polski rząd sam zadeklarował, że będzie ten cen realizował, a przyszły rok, gdy deficyt ma wzrosnąć, to wyjątek. Rząd obiecał Komisji, że od 2018 r. co roku będzie redukował dziurę w finansach o 0,25 pkt proc. PKB.

Problem w tym, że wypełnienie tej obietnicy będzie trudne w obliczu planów zwiększania wydatków przez rządzącą partię. Prawdopodobieństwo zejścia z deklarowanej przez rząd ścieżki spadającego deficytu jest duże. Przykład to zgrubny plan na rok 2018. Wstępne prognozy wskazują, że rząd będzie miał do dyspozycji ok. 17 mld zł ekstra – ok. 10 mld zł z poprawy ściągalności podatków i 7 mld zł dzięki wzrostowi gospodarczemu. Tymczasem lista potrzeb jest długa. Około 9 mld zł pochłonie obniżenie wieku emerytalnego. Dotrzymanie słowa w sprawie obniżania deficytu to ok. 5 mld zł. Zostanie 3 mld zł – a to dramatycznie mała kwota w skali całego roku. Dla porównania sama waloryzacja emerytur w 2017 r. będzie kosztowała 2,6 mld zł. Rząd może stanąć więc przed wyborem: zmniejszać deficyt zgodnie z obietnicą czy mieć więcej pieniędzy na inne cele. Jeśli nie dotrzyma własnych deklaracji, Bruksela może go za to skarcić, wstrzymując finansowanie ze środków europejskich. – To scenariusz, który poważnie jest brany przez nas pod uwagę – usłyszeliśmy od przedstawiciela rządu, z którym na ten temat rozmawialiśmy. Co prawda KE nigdy nie sięgnęła do tak drastycznych środków, ale stosunki między Warszawą a Brukselą nie są ostatnio najlepsze.

Ekonomiści doradzają spokój, przypominając, że KE już nieraz wykazywała pobłażliwość dla członków UE łamiących budżetową dyscyplinę. – Relacje rządu z Brukselą rzeczywiście nie są najlepsze, ale Komisja ma wiele problemów z dyscypliną fiskalną w innych krajach, wśród członków strefy euro. Najlepszym przykładem jest Portugalia z propozycją przyszłorocznego budżetu, który łamie ustalenia z Komisją. Na tle innych kłopotów i biorąc pod uwagę, że Komisja nie ma najlepszych stosunków z polskim rządem to może być jakieś pogrożenie, ale nie spodziewałbym się, żeby to była bardzo intensywna akcja – mówi Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. Jego zdaniem, o ile nie zostanie przekroczony próg 3 proc. deficytu sektora finansów publicznych, ostrzejsze działania KE byłoby trudno uzasadnić.

Reklama

Szanse na utrzymanie deficytu poniżej progu 3 proc. PKB w 2017 r. nieco wzrosły. To zasługa dobrego wyniku tegorocznego, którego spodziewają się ekonomiści. Im niższy deficyt w tym roku, tym więcej „miejsca” w przyszłorocznym planie dochodów i wydatków. Według Michała Rota, ekonomisty PKO BP, jest szansa, że w tym roku luka między dochodami i wydatkami sektora rządowego i samorządowego zmniejszy się do 2 proc. PKB z 2,6 proc. w roku ubiegłym. – Zdecyduje o tym nadwyżka w samorządach, której wartość może wynieść 0,5-1 proc. PKB. Po I półroczu, dzięki wstrzymaniu inwestycji nadwyżka w samorządach wyniosła ok. 16 mld zł i nic nie wskazuje na to, żeby w drugiej połowie coś się w tym przypadku zmieniało – mówi ekonomista. Jego zdaniem deficyt budżetu państwa może w całym roku wynieść 42 mld zł, czyli o 12,7 mld zł mniej, niż zakłada ustawa budżetowa.

Z podobnych powodów niższego deficytu w tym roku spodziewa się też Grzegorz Maliszewski z Banku Millennium. Choć jego zdaniem dobry wynik w przyszłym roku wcale nie jest taki pewny. Duży będą miały czynniki, które od rządu nie zależą, np. dynamika wzrostu PKB i jego struktury. – Jest szansa, że w tym roku będzie to poniżej 2,6 proc. PKB prognozowanych przez Ministerstwo Finansów. Ale utrzymanie deficytu poniżej 3 proc. PKB w przyszłym roku będzie możliwe pod warunkiem, że samorządy cały czas nie będą inwestować i generować nadwyżkę – mówi Maliszewski.

Rząd podtrzymuje swoje deklaracje, że będzie pilnował budżetowej dyscypliny. Wczoraj odbyło się w Sejmie pierwsze czytanie projektu ustawy budżetowej. Po raz pierwszy w roli prezentującego budżet wystąpił wicepremier Mateusz Morawiecki, który powiedział, że projekt łączy trzymanie dyscypliny finansów z celami prorozwojowymi. – Nasze założenia to utrzymanie stabilizującej reguły wydatkowej, by wzmocnić przeświadczenie rynków finansowych i zewnętrznych obserwatorów, że budżet jest bezpieczny, po drugie mamy kotwicę bezpieczeństwa w postaci deficytu nieprzekraczającego 3 proc PKB , choć nie uważamy tego za dogmat, to jest do dla nas kotwica, której się trzymamy. Trzeci element to zapewnienie wszelkich świadczeń w polityce społeczno-gospodarczej, które odpowiadają strategii naszego rządu, czyli inkluzywnemu wzrostowi, który służy całemu społeczeństwu, a nie wybranym grupom – podkreślał Mateusz Morawiecki.

>>> Czytaj też: Koła rządowe w Berlinie: Rosja pozostaje dla nas strategicznym partnerem