Jeśli kandydat Republikanów na prezydenta USA Donald Trump przegra wybory 8 listopada i odmówi uznania swojej porażki, może wywołać dwumiesięczny kryzys konstytucyjny, któremu mogą towarzyszyć przemoc i wandalizm - obawia się ekspert CFR Micah Zenko.

Podczas trzeciej i ostatniej debaty telewizyjnej w środę Trump odmówił zadeklarowania, że uzna nawet niekorzystny dla siebie wynik wyborów. "Ocenię to i powiem w swoim czasie. Będę was trzymać w napięciu" - powiedział. Jego słowa przyćmiły wszystkie inne tematy poruszone w debacie i są dość powszechnie krytykowane przez ekspertów jako niebezpieczne dla amerykańskiego systemu demokracji.

"Nie da się przesadzić mówiąc, jak poważne i potencjalnie szkodliwe są słowa Trumpa" - ocenił ekspert Rady Stosunków Międzynarodowych (CFR) Micah Zenko w analizie opublikowanej na stronie tego think tanku. Jego zdaniem wypowiedź tę należy traktować poważnie - to ostatnia deklaracja kandydata Partii Republikańskiej przed wielką krajową publicznością, wpisująca się w to, co mówi już od miesiąca. Trump zagroził wcześniej, że powoła specjalnego prokuratora, by prześwietlić, z zamiarem wsadzenia do więzienia, swą rywalkę w wyborach, Demokratkę Hillary Clinton. Wyraził też przekonanie, że wybory zostaną sfałszowane, i wezwał swych zwolenników do pilnowania lokali wyborczych w Filadelfii, St. Louis i Chicago. Zdaniem Zenko jest to "wezwanie do zastraszania wyborców" z mniejszości afroamerykańskiej.

Co gorsza - zauważył ekspert - Trump wmawia swym zwolennikom, że wybory to "ostatnia szansa" na uratowanie USA. "Albo wygramy te wybory, albo ostatecznie utracimy nasz kraj. Naprawdę uważam, że to ostatnia szansa" - mówił we wtorek na wiecu w Kolorado.

"Trump prawie na pewno nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo jest w tych słowach podobny do rewolucyjnych ruchów takich jak Czerwoni Khmerowie (...). Jeśli (wyborcy Trumpa) rzeczywiście uwierzą, że zaprzysiężenie Clinton na prezydenta USA będzie oznaczało jakiś koniec, to nawet niewielki odsetek wyborców może odrzucić (oficjalny) wynik i prowokować politycznie motywowany wandalizm czy przemoc" - ocenił Zenko. Retoryka, jakiej używa Trump, powinna być traktowana jako "wczesna zapowiedź potencjalnej przemocy i politycznej niestabilności" - podkreślił.

Reklama

Niestabilność polityczna, jaką może wywołać Trump, nie uznając swej wyborczej porażki, może zdaniem Zenko utrzymywać się nawet przez dwa miesiące. Przypomniał wypowiedź rzeczniczki Trumpa Kellyanne Conway, która w czwartek w wywiadzie dla programu "Good Morning America" zapewniła, że Trump szanuje demokrację, ale zastrzegła, że "nie uzna on wyborów, dopóki wyniki nie zostaną formalnie stwierdzone i zweryfikowane". Dopiero 6 stycznia 2017 roku obie izby Kongresu zbiorą się na specjalnej wspólnej sesji, by oficjalnie podliczyć głosy. Zgodnie z konstytucją to Kongres wybiera prezydenta USA, jeśli żaden z kandydatów nie otrzyma 270 głosów.

"To oznacza, że Trump może przez 59 dni cieszyć się uwagą mediów i wysyłać jadowite tweety, zanim zdecyduje, jak przyznać się do swej prawdopodobnej porażki. W tym czasie może wywołać kryzys konstytucyjny, by jeszcze bardziej podbudzać swych zwolenników do wyrażania złości lub by utrzymać na sobie uwagę opinii publicznej, nim wystartuje z projektem imperium medialnego" - napisał Zenko.

"Możemy mieć dwa miesiące oczerniania zasad amerykańskiej konstytucji i kwestionowania podstaw demokratycznego ładu" - podsumował ekspert.

Z Waszyngtonu Inga Czerny