Rynkowi potentaci stali się ofiarami własnego sukcesu. Jeśli projekt posłów PiS wejdzie w życie, większość spółek wcześniej czy później upadnie
Z roku na rok udział sieci aptecznych w polskim rynku farmaceutycznym rośnie. Zauważyli to jeszcze w poprzedniej kadencji Sejmu posłowie PO. Sugerowali, że swoboda działalności gospodarczej na tak newralgicznym rynku musi zostać ograniczona. I zapowiadali zmiany systemowe.
– Niektórzy mają interes w tym, aby za kilka lat w Polsce pozostały dwie, trzy wielkie sieci mające 90 proc. udziałów w rynku. Problem polega na tym, że gdyby to nastąpiło, ci przedsiębiorcy byliby w stanie nawet szantażować rząd – wskazywał w czerwcu 2015 r. na łamach DGP poseł PO Rajmund Miller.

Propozycja mrożąca krew w żyłach

Ale mimo hucznych zapowiedzi Platforma nic z aptecznym rynkiem nie zrobiła. Reakcji doczekaliśmy się dopiero teraz. Posłowie PiS przedstawili bardzo restrykcyjny projekt nowelizacji prawa farmaceutycznego, o którym pisaliśmy szeroko wczoraj. W skrócie: jeden podmiot (jego właścicielem będzie mógł być jedynie farmaceuta) założy maksymalnie cztery apteki. Ponadto przy tworzeniu nowych placówek uwzględniana będzie liczba tych już działających w danej miejscowości. Zgody na otworzenie nowych punktów wydawane będą wyłącznie tam, gdzie jedna apteka przypada na więcej niż 3000 osób. Co to w praktyce oznacza dla sieci aptecznych?
Reklama
– Zamrożenie rynku i kapitału – nie ma wątpliwości dr Dobrawa Biadun, ekspertka Konfederacji Lewiatan. W najlepszym razie sieci apteczne nie będą się rozwijały. W gorszym, lecz bardziej prawdopodobnym: spotkają się z nasilonymi kontrolami, których efektem będzie utrata zezwoleń. To kluczowa kwestia. W sytuacji, gdy duży przedsiębiorca straci zezwolenie, będzie mógł wystąpić o nowe. Ale obowiązywać będzie go już limit czterech placówek na jeden podmiot.

Wiele zarzutów

Przedstawiciele sieci aptecznych nie kryją rozczarowania projektem. Na posiedzeniu sejmowego zespołu ds. regulacji rynku farmaceutycznego jeden po drugim krytykowali przedstawiony przez posłów projekt.
Leszek Jargan z grupy Apteka Blisko Ciebie przekonywał, że dostosowywanie przepisów do potrzeb aptekarzy słabiej radzących sobie na rynku to błąd. Ustawodawca powinien bowiem wspierać tych, którzy inwestują w nowoczesne placówki i zatrudniają dobrze wykształcony personel. A to charakteryzuje właśnie sieci, także te nieduże.
– Jest wiele aptek, które od czasów Gierka nie były remontowane, młodzi farmaceuci nie chcą w nich pracować – przypominał Jargan. I wskazywał, że dziś konsumenci chcą czegoś innego niż 20 lat temu. A poselski projekt, prowadzący do ograniczenia konkurencji, spowodowałby równanie rynku w dół, a nie w górę.
Na to, że rozwiązanie ograniczające konkurencję na rynku zaszkodzi pacjentom, zwraca uwagę także Monika Bugajewska-Tykarska z Ziko Apteka. Jej zdaniem na silną pozycję pacjenta składać się muszą i dobra opieka farmaceutyczna, i dobra cena leku. Proponowane rozwiązanie zaś doprowadziłoby do uzależnienia konsumentów od apteki znajdującej się w pobliżu miejsca zamieszkania. A – jak uważa Bugajewska-Tykarska – brak naturalnej konkurencji na rynku w oczywisty sposób nie przysłuży się pacjentom choćby w wymiarze finansowym.

Dawka ostrożności

Parlamentarzyści uważają jednak, że zastrzeżenia przedstawicieli sieci aptecznych są przesadzone. Jeśli bowiem nawet kilka sieci zniknie z polskiego rynku, w ich miejsce powstaną apteki założone przez młodych polskich farmaceutów, dla których najważniejsze będzie właściwe podejście do opieki nad pacjentami, a nie zysk.
– To naiwne założenie. Koszt otwarcia jednej apteki wynosi około pół miliona złotych – komentuje dr Dobrawa Biadun. Jej zdaniem młodych farmaceutów nie będzie stać na zakładanie własnych placówek. – Jeżeli znikną te należące do sieci, powstanie na rynku wyrwa – podkreśla ekspertka Lewiatana.
Nawet jeśli powstałyby lokalne indywidualne apteki, to i tak odbije się to na portfelach pacjentów. Powód? Drobni przedsiębiorcy nie będą mieli tak silnej karty przetargowej w negocjowaniu cen z hurtowniami farmaceutycznymi, jak mają obecnie duże spółki.
Część ekspertów uważa jednak, że przedstawiciele sieci straszą konsekwencjami, które wcale nie wystąpią.
– Podchodziłabym z dużą dozą ostrożności do głosów o wzroście cen czy ograniczeniach w dostępności leków – komentuje mec. Daria Wierzbińska, wspólnik w kancelarii Świeca i Wspólnicy specjalizująca się w prawie farmaceutycznym.