Agencje podają sprzeczne informacje co do zdarzeń w hotelu. Według AFP w hotelu Bisharo wybuchła nad ranem domowej roboty bomba. Część budynku zawaliła się, zabijając co najmniej 12 osób.

Z kolei agencja AP poinformowała, powołując się na świadków ataku, że bojownicy Al-Szabab wdarli się do hotelu przy użyciu granatów i ładunków wybuchowych, przeszukali pokój po pokoju i zabili 12 gości.

Al-Szabab przyznała się oficjalnie do ataku na hotel za pośrednictwem swego radia Andalus, twierdząc, że zabiła 15 "niewiernych".

Organizacja ta jest także sprawcą poprzedniego ataku w tym samym mieście 6 października. Napastnicy zdetonowali wtedy silne ładunki wybuchowe przy bramie do osiedla na obrzeżach Mandery i otworzyli ogień. Zginęło sześć osób.

Reklama

Mimo podejmowanych od dawna wysiłków władzom Kenii nie udaje się powstrzymać napływu islamistycznych bojowników Al-Szabab przez 700-kilometrową granicę z Somalią. W ciągu trzech lat dżihadyści z tej somalijskiej partyzantki zabili w Kenii ok. 500 osób, uderzając tym samym w turystykę, która jest kluczowa dla gospodarki kraju.

Do większości zamachów dochodzi na północnym wschodzie, przy nieszczelnej granicy z Somalią, ale Al-Szabab atakuje także popularne wśród turystów tereny na wybrzeżu oraz stolicę, Nairobi. Do najgłośniejszego i jednego z najkrwawszych ataków doszło tam we wrześniu 2013 roku, gdy w centrum handlowym Westgate zginęło ponad 70 osób. W kwietniu 2015 roku islamiści zabili prawie 150 osób na uniwersytecie w Garissie, na wschodzie Kenii.

Ataki są odwetem za obecność kenijskich wojsk w Somalii. Kenia wysłała swoją armię do Somalii w 2011 roku, żeby wesprzeć interweniujące tam już wcześniej wojska Unii Afrykańskiej i Etiopii w wojnie z dżihadystami.(PAP)