Wiceminister energii o kosztach osuwiska w kopalni Turów dowiedział się wcześniej niż PGE, właściciel kopalni. Manipulacji nie było, bo kwota była za mała.
Do osuwiska w wydobywającej rocznie ok. 12 mln ton węgla brunatnego kopalni, która zaopatruje w surowiec pobliską Elektrownię Turów, doszło nad ranem 27 września. Od początku firma na swoich stronach internetowych na bieżąco informowała o zdarzeniu i prowadzonej akcji ratunkowej. Sprawą zainteresowali się także posłowie opozycji. Wystosowali do ministra energii interpelację. Pytali o konsekwencje finansowe osuwiska dla PGE. 20 października ich wątpliwości rozwiał w parlamencie wiceminister Grzegorz Tobiszowski. Poinformował, że w wynikach finansowych za III kwartał PGE uwzględni odpis w wysokości 15,5 mln zł, choć całkowite straty firmy z tytułu katastrofy w Turowie będą wyższe. Czy to załatwia sprawę? Niekoniecznie.
Wśród inwestorów pojawiły się bowiem wątpliwości: czy PGE jako spółka giełdowa nie powinien wystosować oficjalnego komunikatu, zapewniając tym samym uczestnikom rynku równy dostęp do informacji? Od 3 lipca obowiązuje unijne rozporządzenie MAR (Market Abuse Regulation), które nakazuje firmom giełdowym komunikowanie się z rynkiem na podstawie informacji poufnej – spółka powinna niezwłocznie informować o wszystkich zdarzeniach, które mogą mieć wpływ na kurs jej akcji.
– W stosunku do informacji przedstawionej w Sejmie na temat osuwiska w Kopalni Turów rozporządzenie MAR nie ma zastosowania, ponieważ PGE Polska Grupa Energetyczna nie zakwalifikowało jej jako informacji cenotwórczej, nie przekazując stosownego raportu do publicznej wiadomości w ramach obowiązków informacyjnych spółek publicznych – wyjaśnia Ministerstwo Energii.
Podobnie do sytuacji odnosi się sama firma, podkreślając, że informacja o stratach związanych z osuwiskiem w Turowie nie wypełnia definicji informacji poufnej.
Reklama
Haczyk tkwi gdzie indziej – interpelacja, którą złożyli posłowie, trafiła do PGE, a po udzieleniu przez firmę odpowiedzi wróciła do Ministerstwa Energii. Jak udało się nam ustalić, PGE nie podało w niej żadnej kwoty.
Skąd zatem wiceminister wiedział, że chodzi o 15,5 mln zł? Ministerstwo Energii nie odpowiada. Rozporządzenie MAR rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji lub plotek, które mogą wprowadzać inwestorów w błąd, klasyfikuje jako manipulację rynkiem. To przestępstwo zagrożone karą do pięciu lat więzienia.
– Tego rzędu kwoty nie są istotne dla spółki o takich obrotach – wyjaśnia Łukasz Dajnowicz, rzecznik Komisji Nadzoru Finansowego.
W zeszłym roku PGE miało 28 mld zł przychodów, wartość aktywów firmy to 61 mld zł. Czy kwota podana przez urzędnika jest prawdziwa, dowiemy się najpóźniej 8 listopada. Wtedy spółka opublikuje sprawozdanie finansowe za III kwartał.
Jakie straty musiałoby ponieść PGE, żeby wiadomość o ich wysokości urosła do miana informacji poufnej, która może mieć wpływ na kurs akcji? Dopóki firmy giełdowe prowadziły politykę informacyjną na podstawie rozporządzenia ministra finansów z 2009 r., granica „istotności zdarzeń” ustawiana była na przykład na poziomie 10 proc. wartości kapitałów własnych (w PGE kapitał to 40 mld zł). W MAR takich wytycznych nie ma – to firma musi za każdym razem ocenić, czy dana informacja może być dla inwestorów istotna. PGE konsekwencje osuwiska w Turowie uznało za finansowo nieistotne i zachowanie kursu na sesji 20 października, kiedy swoją wiedzą na ten temat z posłami dzielił się minister Tobiszowski, to potwierdza. Tego dnia notowania akcji PGE podrożały o 0,7 proc., do 10,8 zł. Ale to nie oznacza, że polityk zachował się właściwie.
– Politycy nie respektują zasad polityki informacyjnej, w których funkcjonują spółki giełdowe. Likwidacja Ministerstwa Skarbu Państwa i przekazanie nadzoru nad spółkami resortom oznacza spadek jakości nadzoru korporacyjnego, bo w resortach brakuje od tego fachowców. Takie sytuacje będą się powtarzać częściej – ocenia Jacek Socha, szef resortu skarbu w latach 2004–2005.
Resort energii, do którego trafił nadzór nad spółkami energetycznymi, celuje w korporacyjnych gafach. Ministrowi Tchórzewskiemu zdarzyło się zadeklarować w trakcie giełdowej sesji, że podniesie kapitał zakładowy w podległych mu firmach o 50 mld zł, co dla spółek oznaczałoby konieczność zapłacenia ok. 10 mld zł. Te słowa doprowadziły do załamania kursów akcji. Urzędnicy nie potrafili też policzyć proporcji między kapitałem zakładowym i zapasowym w PGE, co zmusiło resort do wprowadzania zmian w uchwałach walnego zgromadzenia. Ten sam resort potrafił też zaskakiwać zarządy spółek i giełdowych inwestorów, zmieniając na walnym wysokość przysługującej posiadaczom akcji dywidendy. ⒸⓅ