Sześć miesięcy po tym, jak protestujący uzbrojeni w banany i skyr (lokalny jogurt) zmusili islandzkiego ministra do rezygnacji, dziś w czasie wyborów mogą dokończyć dzieła odsunięcia konserwatywnego rządu od władzy.

Z sondaży wynika, że odbywające się właśnie przyspieszone wybory może wygrać radykalnie odmienna opcja od obecnie rządzącej. Chodzi o opowiadającą się za demokracją bezpośrednią Partię Piratów.

Sytuacja na Islandii wpisuje się w ogólny trend: partie populistyczne, wykorzystując antyglobalizacyjne nastroje, rzucają wyzwanie dotychczasowemu porządkowi. Jeśli islandzka Partia Piratów wygra wybory, wówczas kraj ten stanie w awangardzie tego, co doradca ekonomiczny Allianz Mohammed El-Erian nazywa „polityką gniewu”.
Dla europejskich polityków głównego nurtu islandzkie wybory to ważna lekcja. Jej główne przesłanie głosi: nawet gospodarczy sukces nie gwarantuje wygranej przy urnie. Trzeba bowiem pamiętać, że dwie aktualnie rządzące partie na Islandii, czyli Partia Niepodległości i Partia Progresywna, doprowadziły do ustabilizowania finansów publicznych, zniosły kontrolę kapitału, a gospodarka doświadcza boomu dzięki rekordowemu zainteresowaniu turystów.

Zarządzanie oczekiwaniami

Reklama

Bjarni Benediktsson, islandzki minister finansów i lider Partii Niepodległości, spodziewa się, że rządzącej koalicji nie uda się zachować większości w parlamencie. Według niego wzrost popularności sił populistycznych w USA i w Europie to efekt panującego wśród wyborców błędnego przekonania, że politycy są odpowiedzialni nie tylko za utrzymanie obywateli, ale też za ich szczęście. “Musimy powiązać oczekiwania z tym, co politycy mogą rzeczywiście zrobić” – komentuje.

Partia Piratów – zgodnie ze swoją nazwą – oferuje wyborcom niezwykły zestaw idei. Chcą m.in. nowej konstytucji, która będzie promować przejrzystość. Domagają się również sztywnego kursu waluty, uniwersalnego dochodu podstawowego, 35-godzinnego tygodnia pracy, islandzkiego obywatelstwa dla Edwarda Snowdena, dekryminalizacji narkotyków i bardziej sprawiedliwiej redystrybucji dywidend ze sprzedaży islandzkich złóż naturalnych (konkretnie chodzi o wyższe podatki z połowu ryb i wyższe opodatkowanie międzynarodowych firm wydobywczych).

Ale w samym centrum postulatów Partii Piratów znajduje się przekonanie, że polityki powinny być kształtowane przez głosowanie online. Sprawia to, że niezwykle ciężko jest dziś ocenić ten postulat.

Dostrzegając pewien sceptycyzm wokół potencjalnego utworzenia rządu Partii Piratów, jeden z rzeczników prasowych tej Partii Smari McCarthy, uspokaja inwestorów: „Mamy realistyczne oczekiwania wobec tego, co jest pozytywne i co jest negatywne, dlatego nie będzie żadnych niespodzianek”.

Bez rewolucji

McCarthy broni nawet strategii obecnego rządu wobec amerykańskich funduszy, które utknęły na Islandii po załamaniu z 2008 roku. „Obecnie wdrażane plany są dobre” – ocenia McCarthy.

Ale ci, którzy oczekują rewolucji, mogą być niezadowoleni także z innych powodów.

Ze względu na duże rozbicie partyjne, islandzkie rządy zazwyczaj opierają się o koalicje. Kompromis w takiej sytuacji ma decydujące znaczenie. Z sondaży i wywiadów z liderami poszczególnych ugrupowań wynika, że na Islandii może dojść do zawiązania koalicji czterech partii pod przewodnictwem Partii Piratów. Oprócz niej do koalicji mogą wejść Ruch Zieloni-Lewica, socjaldemokratyczny „Sojusz” i ugrupowanie o nazwie „Świetlana Przyszłość”.

„Normalnym krokiem po wyborach byłaby współpraca dzisiejszych partii opozycyjnych w celu stworzenia rządu koalicyjnego” – komentuje Svandis Svavarsdottir z Ruchu Zieloni-Lewica.

Oczekuje się, że próg wyborczy 5 proc. przekroczy co najmniej 7 partii. Później to od prezydenta kraju Guni Th. Johannesson będzie zależało, komu powierzy misję tworzenia nowego rządu. Co ważne, niekoniecznie może to być lider zwycięskiego ugrupowania, ale osoba, która w ocenie prezydenta będzie miała największe szanse na utworzenie większościowego rządu.

„To potrwa zaledwie kilka dni” – komentuje Smari McCarthy.

>>> Czytaj też: Ciężka praca albo obniżki pensji. Finów czeka zaciskanie pasa