W każdy czwartek rano mam ten sam dylemat – zastanawiam się, który z samochodów powinienem opisać. Albo inaczej: o którym chcielibyście przeczytać. I prawie zawsze dochodzę do wniosku, że na pewno nie jest to audi. Z prostego względu: jakie są auta z czterema pierścieniami w logo, wie każdy. Dopracowane, dobrze wykończone, komfortowe, ciche etc. Różnią się od siebie w zasadzie tylko nazwami, wielkością i cenami. Za każdym razem musiałbym więc pisać o nich dokładnie to samo. A to z kolei oznacza, że zanudziłbym was na śmierć.
ikona lupy />
Łukasz Bąk szef sekretariatu redakcji / Dziennik Gazeta Prawna
Jednocześnie nie chcę, aby bardzo ważni ludzie z Audi pomyśleli, że pożyczam od nich samochody i uczestniczę w organizowanych przez nich prezentacjach wyłącznie po to, żeby pojeździć, popić i pojeść na ich koszt. Efekt tego mógłby być straszny: nie mógłbym jeździć, pić i jeść na ich koszt. Ta okropna perspektywa nie dała mi przespać nocy ze środy na czwartek. Przeprowadziłem więc rachunek sumienia, z którego wynika, że powinienem natychmiast napisać o wszystkich modelach audi, którymi jeździłem w ciągu minionego roku, ale o tym zapomniałem. Trochę się tego uzbierało: A4 Avant, A4 Allroad, A3 Limousine, A3 Sportback, S8 plus, RS6 Performance, RS7 i Q2. No więc, nie traćmy czasu.
A4 Avant to po prostu A4 z plecakiem. To już naprawdę wszystko, co mam do powiedzenia na jego temat. Cała reszta jest jak w A4, a o nim akurat już pisałem pół roku temu. Zapamiętałem je jako dopracowany do perfekcji wóz, lecz jednocześnie nie potrafię sobie przypomnieć, jaki miało kolor.
Reklama
A4 Allroad to z kolei A4 Avant z paroma plastikowymi nakładkami na karoserii i prześwitem zwiększonym o 34 mm, co – zdaniem producenta – ma umożliwiać jazdę w terenie. Ale to trochę tak, jakby wydłużyć sobie penisa o 34 mm i twierdzić, że „to umożliwia więcej stosunków”. Jest to oczywistą bzdurą. Poza tym Allroad jest brzydsze od A4 Avant, gorzej się prowadzi na autostradach, a kosztuje o 8 tys. zł więcej.
A3 Sportback to znana wszystkim „trójka” po face liftingu, prawdopodobnie najlepszy obecnie produkowany samochód kompaktowy. Jest dopracowana, zgrabna, dobrze wykończona, komfortowa, cicha i... już gdzieś chyba o tym pisałem.
A3 Limousine to A3 z większym bagażnikiem, albo – jeśli jesteście mitomanami – mniejsze A4. Poza tym jest dopracowane, zgrabne, dobrze wykończone, komfortowe, ciche itd.
S8 plus miało 605 koni i kosztowało 900 tys. zł. Było tak żywiołowe, że zanim odpowiedziałem sobie na pytanie: „Gdzie by tu nim pojechać?”, już tam byłem. Najbardziej jednak spodobało mi się w nim to, że w gruncie rzeczy wcale nie chce się nim jeździć szybko. Wystarcza sama myśl, że można to robić...
RS6 Performance to po prostu RS6 (o którym już pisałem) wzbogacone o 45 koni, co daje ich łącznie 605. Szczerze mówiąc, w codziennym użytkowaniu tej dodatkowej mocy nie czuć. Ale generalnie w tym rodzinnym kombi nie czuć nic poza zapachem dziecięcych wymiocin.
RS7 Performance miało łyse przednie opony, a w tygodniu gdy je testowałem, akurat straszliwie lało, więc wszystko, co mogę o nim rzetelnie i szczerze napisać, to to, że było niebieskie. Albo czerwone.
Tak w błyskawicznym tempie doszliśmy do najnowszego dziecka koncernu z Ingolstadt, czyli Q2. Wiecie, że zawsze jestem z wami szczery, więc i tym razem nie zamierzam ściemniać – przejechałem nim łącznie 65 km. Ale z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to najlepsze audi, w jakim siedziałem w tym roku. Serio. Po pierwsze dlatego, że wygląda inaczej – sprawia wrażenie radośniejszego i bardziej młodzieżowego niż pozostałe modele. Wymyka się dotychczasowej filozofii marki, zgodnie z którą każdy model powinien przypominać wyglądem odźwiernego w Hiltonie.
Mam wrażenie, że Q2 powstało przez przypadek – jakiś pięcioletni dzieciak głównego projektanta w ramach dowcipu zwędził ojcu rysunki, zabrał je do przedszkola, tam wspólnie z kolegami nieco ubarwił, a później podrzucił z powrotem staremu. Ten niczego nieświadomy poszedł na spotkanie z zarządem i zaprezentował mu podrasowane dzieło syna. A że zarząd był akurat po ostrej imprezie, to nie wnikał zbytnio w szczegóły, tylko kazał uruchomić proces produkcyjny. A gdy wytrzeźwiał było już za późno, żeby to wszystko odkręcić. Tak powstało najweselsze audi w historii. I to nie tylko pod względem wyglądu, lecz także prowadzenia. W przekładni kierowniczej – jak tłumaczył mi jeden z bardzo mądrych pracowników Audi – zastosowano jakieś takie coś, że jak się kręci, to jest lepiej niż normalnie. I to faktycznie działa. Q2 prowadzi się trochę jak gokart. Serio. To pierwsze audi, w którym nie mogłem doczekać się zakrętów i na każdym krzyczałem „O kudwa!” z wrażenia.
Poza ciekawym wyglądem i wyjątkowym układem kierowniczym dostajecie tu wszystko to, co znacie z innych audi: te same multimedia, ten sam komfort, te same przełączniki i tak samo wygodne fotele. Innymi słowy, jest to samochód dla ludzi, którzy nigdy nawet nie pomyśleliby o zakupie audi. Teraz mogą to zrobić z czystym sumieniem. ⒸⓅ