Już od dwóch tygodni notowania ropy naftowej utrzymują się w niemal nieprzerwanym ruchu spadkowym. Cena surowca gatunku Brent jeszcze w połowie października oscylowała w okolicach 52-53 USD za baryłkę, a obecnie zeszła poniżej 48 USD za baryłkę.

Kilkudolarowy spadek miał miejsce także na rynku amerykańskiej ropy West Texas Intermediate, która pod koniec października znajdowała się poniżej bariery 50 USD za baryłkę, a obecnie porusza się nieznacznie poniżej poziomu 46 USD za baryłkę.

Obecnie spadek cen ropy naftowej wyhamował, na co wpływ miało kilka informacji fundamentalnych. Po pierwsze, w Stanach Zjednoczonych zanotowano rekordowo duży tygodniowy wzrost zapasów tego surowca. Amerykański Departament Rolnictwa wczoraj podał, że w minionym tygodniu zapasy ropy naftowej w USA wzrosły aż o 14 mln baryłek, co jest największą wartością od początku prowadzenia statystyk przez departament, czyli od początku lat 80. Pewnym prognostykiem takiej zmiany mógł być już wtorkowy raport Amerykańskiego Instytutu Paliw, który wyliczył wzrost na poziomie 9,3 mln baryłek.

Obecny wzrost zapasów następuje po wcześniejszej serii ich dynamicznych zniżek, więc inwestorzy nie reagują na niego panicznie. Ponadto, tak wyraźne zmiany zapasów to w dużej mierze efekt niestabilnych liczb dotyczących importu ropy naftowej do USA w ostatnim czasie – w minionym tygodniu import był duży, co odbiło się właśnie na danych dotyczących zapasów.

Drugim czynnikiem, który obecnie pozytywnie wpływa na ceny ropy naftowej, są informacje o ataku bojówek na ważny ropociąg w Nigerii, który może doprowadzić do kolejnego zaburzenia eksportu ropy naftowej z tego kraju. Tu jednak również reakcja inwestorów jest umiarkowana, ponieważ tego typu informacje są już zdyskontowane przez rynek: Nigeria od wielu lat jest krajem niestabilnym politycznie i gospodarczo, a przerwy w produkcji i eksporcie ropy stały się tam już regułą, a nie wyjątkiem.

Reklama

Paweł Grubiak - prezes zarządu, doradca inwestycyjny w Superfund TFI