Brytyjski rząd wydał natychmiast oświadczenie o swoim rozczarowaniu decyzją Trybunału, a także zapowiedział złożenie odwołania od orzeczenia.

Decyzja Trybunału stanowi problem dla Theresy May, która chciała jednostronnie rozpocząć proces wychodzenia z Unii Europejskiej do końca marca 2017 roku.

W reakcji na orzeczenie, wartość brytyjskiego funta, który był najsłabiej radzącą sobie główną walutą świata, wzrosła do trzytygodniowego maksimum (wzrost o 0,6 proc. względem dolara). To efekt poprawy nastrojów wśród inwestorów, którzy uznali, że dzięki decyzji Trybunału spadło prawdopodobieństwo tzw. twardego Brexitu.

“Wielu proeuropejskich parlamentarzystów mówiło wcześniej, że gdyby mieli możliwość zagłosowania ws. uruchomienia procedury wyjścia z UE, zagłosowałoby na tak” - komentuje James Knightley, ekonomista z ING Banku. „Wielka Brytania uruchomi artykuł 50. traktatu Lizbońskiego, ale możliwe jest opóźnienie terminu” – uważa ekonomista.

Reklama

Orzeczenie Wysokiego Trybunału ws. Brexitu pokazuje, że proces jest daleki od zakończenia. Niemniej decyzja ta pozwoli zmniejszyć obawy o „twardy Brexit”, zaś funt może zyskać na wartości i odrobić straty z ostatnich miesięcy – uważa Valentin Marinow z Credit Agricole w Londynie.

Brytyjski Wysoki Trybunał (High Court) rozpatrywał tę sprawę ze względu na pozew zwolenników Unii Europejskiej na czele z właścicielką startupu Giną Miller, którzy utrzymywali, że uruchomienie art. 50 tylko przez rząd bez zgody parlamentu byłoby sprzeczne z prawem.

“Byliśmy częścią tej debaty i chcieliśmy nieco trzeźwić rząd, zanim pójdziemy dalej” – komentowała Miller po ogłoszeniu wyroku. „Mam nadzieję, że rząd podejmie mądrą decyzję i nie złoży odwołania, a dyskusja trafi na forum parlamentu” – dodała.

Prawnicy reprezentujący zwolenników UE uważają, że próba uruchomienia art. 50 przez Theresę May stanowiłaby niekonstytucyjny zamach na władzę, który podeptałby setki lat prawnego precedensu.

“Premier Theresa May będzie musiała w większym stopniu ujawnić swoje plany” – komentuje Stephanie Flanders z JPMorgan Asset Management. „Oznacza to więcej przejrzystości i więcej dyskusji w kraju” - dodaje.

Część Partii Konserwatywnej powie "nie"?

Okazuje się, że największymi obrońcami głosu 48 proc. Brytyjczyków, którzy w referendum opowiedzieli się za pozostaniem w Unii Europejskiej, może być część posłów Partii Konserwatywnej.

Co prawda rządząca partia Theresy May dysponuje większością głosów w brytyjskim parlamencie, ale przewaga ta wynosi zaledwie 16 mandatów. W tej sytuacji wpływowi zwolennicy Unii Europejskiej w łonie ugrupowania, tacy jak była minister edukacji Nicky Morgan, była minister ds. biznesu Anna Soubry czy były prokurator generalny Dominic Grieve, mogą wpływać na część swoich partyjnych kolegów i sprzeciwiać się działaniom rządu.

Ich niepokój wynika z wcześniejszych wypowiedzi Theresy May, która zaznaczyła, że jej priorytetem w czasie negocjacji z Unią Europejską jest kontrola nad imigracją, a nie pozostanie częścią wspólnego rynku UE. W konsekwencji takiego podejścia Wielka Brytania mogłaby doświadczyć tzw. twardego Brexitu, a perspektywa ta budzi coraz więcej obaw.

„Poparcie dla łagodnego Brexitu w łonie Konserwatystów jest na tyle duże, że może zagrozić parlamentarnej większości” – komentuje Nicky Morgan, była minister edukacji. >>> Czytaj więcej na ten temat