W marcu ubiegłego roku Bruksela wszczęła procedurę wyjaśniającą w sprawie tego podatku i zakazała jego stosowania do czasu zakończenia postępowania.

Rząd Viktora Orbana wprowadził to rozwiązanie w 2014 r. Zgodnie z nim firmy miały być obciążone podatkiem sięgającym do 50 proc. w zależności od tego, jakie były ich wpływy z reklam. Im większe takie wpływy, tym obciążenie miało być wyższe.

Skargę na to rozwiązanie wniosła do Brukseli grupa RTL niemieckiego giganta medialnego Bertelsmann. RTL wskazywała, że podatek jest dyskryminujący i zagraża "medialnemu pluralizmowi" na Węgrzech. Podatek osłabiałby cieszącą się największą oglądalnością komercyjną stację telewizyjną na Węgrzech RTL Klub, na którą przypada 13,5 proc. rynku reklamowego.

>>> Czytaj też: Wojna o podatek handlowy: rząd szykuje skargę na decyzję KE. "Polska ma argumenty"

Reklama

Dochodzenie Komisji wykazało, że progresywny charakter daniny, zwiększający się od 0 do 50 proc. (w zależności od przychodu z reklam) faworyzuje niektóre przedsiębiorstwa, dając im tym samym niesprawiedliwą przewagę konkurencyjną. A to jest sprzeczne z prawem UE.

"W systemie podatkowym opartym o jednolitą stawkę, mniejsze firmy płaciłyby mniejsze podatki niż ich więksi konkurenci, ponieważ mają niższe wpływy z reklam. Ze względu na progresywne stawki wprowadzone ustawą z 2014 roku, spółki o niskich wpływach z reklam były zobowiązane do zapłaty znacznie niższego podatku, nawet w stosunku do ich wpływów reklamowych, niż przedsiębiorstwa z wyższymi dochodami z reklam. To dało firmom z niższymi wpływami z reklam przewagę ekonomiczną nad konkurentami" - wskazała KE w komunikacie.

Zakwestionowane zostały też przepisy ustawy, które pozwalają na odliczenie wcześniejszych strat z obrotów reklamowych. KE uznała, że selektywne przyznanie przywilejów tylko firmom, które ponosiły straty w 2013 r. jest niezgodne z prawem UE.

Jeszcze w lecie ubiegłego roku Węgry przedstawiły zmienioną wersję superpodatku reklamowego ze spłaszczoną stawką od 0 do 5,3 proc. KE pozytywnie oceniła ten krok, ale w piątkowej decyzji podkreśliła, że nie ma uzasadnienia dla odmiennego traktowania firm z mniejszymi i większymi wpływami reklamowymi.

Władze w Budapeszcie muszą więc teraz skasować przepisy, które wprowadzają nieuzasadnioną dyskryminację oraz zwrócić pobrany (już na podstawie znowelizowanej ustawy) podatek.

>>> Czytaj też: Koniec podatkowej suwerenności. Czy do takiej Unii Europejskiej chcieliśmy przystąpić?