Jak mówił wiceprezes CEPA i szef warszawskiego biura tego amerykańskiego think tanku Marcin Zaborowski, postanowienia szczytu o wzmocnionej wysuniętej obecności wojskowej na wschodniej flance przybierają właśnie konretny kształt. Dodał zarazem, że "chociaż w Polsce i krajach bałtyckich mamy większe poczucie bezpieczeństwa niż wcześniej, to jednak niespecjalnie bezpiecznie czujemy się w tej części świata". Wskazał w tym kontekście na wydarzenia we wschodniej Ukrainie i w obwodzie kaliningradzkim.

"Z perspektywy Stanów Zjednoczonych najważniejszym osiągnięciem szczytu jest utrzymanie jedności sojuszu, przed szczytem wiele osób wyrażało wątpliwości, czy to się uda" – powiedział zastępca ambasadora USA, John C. Law.

Dodał, że "niektórzy chcieliby zasiać ziarno podziału" i będą podejmować takie działania, np. wykorzystując Brexit. "Rosja stara się promować takie podziały, zachęcać niektórych z naszych członków do zajmowania innego stanowiska, zastraszać ich; wyzwaniem jest zachowanie i wzmocnienie jedności" – powiedział.

Podkreślił, że od przyszłego roku na wschodnich obrzeżach NATO będzie stacjonować ok. 5 tys. amerykańskich żołnierzy, co oznacza kilkukrotny wzrost, a "USA będą w stanie odpowiadać na zagrożenia tam, gdzie to będzie potrzebne". Do zagrożeń zaliczył ponadto terroryzm oraz - ze strony Rosji - wsparcie dla separatystów na Ukrainie, działania destabilizacyjne na Ukrainie, ruchy rosyjskich okrętów i samolotów, wsparcie dla reżimu w Syrii i działania w cyberprzestrzeni. Podkreślił, że podstawowe znaczenie dla NATO ma artykuł 5 traktatu mówiący o wspólnej obronie w razie ataku na jednego z sojuszników.

Reklama

Łotewski dyplomata i b. minister obrony Imants Liegis zapewnił, że jego kraj poważnie traktuje art. 3, który zobowiązuje sojuszników do dbałości o własne zdolności obronne. "Szczyt skierował sojusz z powrotem na wspólną obronę, ostatnie spotkanie ministrów obrony pokazało, że są plany i konkretne zobowiązania" – powiedziała doradzająca prezydent Estonii w sprawach bezpieczeństwa Merle Maigre.

Podkreśliła, że siły stacjonujące na wschodniej flance muszą być gotowe do szybkiej i sprawnej reakcji w razie zagrożenia. Dodała, że "ilość ma znaczenie", dlatego ważne jest, by do wsparcia wysuniętych jednostek i sił natychmiastowego reagowania gotowe były siły drugiego rzutu. Mówiła, że atak na jednego sojusznika byłby atakiem na wszystkich.

"Chodzi o to, by nikt nie pomyślał, że w razie agresji nie będzie reakcji wszystkich 28 sojuszników" – zaznaczył zastępca szefa sztabu Korpusu Północ-Wschód, amerykański generał brygady Frank W. Tate. Zapewnił, że także aktywność amerykańskich sił stacjonujących w regionie na podstawie umów dwustronnych będzie skoordynowana z działaniami NATO. Podkreślił, że dzięki pewności, iż NATO będzie respektować własne zobowiązania, nie trzeba utrzymywać dziesiątek tysięcy wojsk, jak za czasów zimnej wojny, gdy sojusz liczył znacznie mniej państw.

Renatas Norkus z MSZ Litwy podkreślał znaczenie współpracy wielonarodowych batalionów z siłami lokalnymi, mówił o konieczności przygotowywania się do wojny hybrydowej, która może oznaczać "nie tylko wykorzystanie zielonych ludzików, ale i zielonych czołgów". Za obszar, którym warszawski szczyt nie zajął się wystarczająco, uznał rosyjskie działania na Bałtyku, Morzu Czarnym i w Arktyce.

Brytyjski ekspert Ian Kearns, współzałożyciel European Leadership Network, ocenił, że Rosja jest gotowa nie tylko utrudniać rozszerzenie NATO – wywierając np. naciski na Czarnogórę i sąsiednie kraje, ale także – destabilizować UE. Przestrzegł, że Brexit może "zarażać" kolejne kraje.

"Szczyt potwierdził, że NATO pozostaje silnym sojuszem również po zakończeniu zimnej wojny, był sygnałem, że zachowa swój charakter, utrzyma zdolności do odstraszania i obrony" – powiedziała Gerlinde Niehus z wydziału dyplomacji publicznej NATO. Zaznaczyła, że równolegle ze wzmacnianiem zdolności obronnych trzeba utrzymywać gotowość do dialogu z Rosją.

Natalia Jewtichewicz z Rosyjskiej Rady ds. Międzynarodowych mówiła, że w Rosji zaniepokojenie budzi zawieszenie współpracy w ramach Rady NATO-Rosja. "Jest ryzyko błędnej oceny sytuacji, a to niebezpieczne, gdy po obu stronach są mocarstwa jądrowe" – powiedziała.

Przedstawiciel Łotwy Imants Liegis zauważył, że – inaczej niż w czasach ZSRR – działania Rosji są często zaskakujące. Zwrócił uwagę na „nieprzewidywalność prezydenta Putina” i to, że działania Rosji często „mają charakter bezprecedensowy”.

Odnosząc się do obaw, że w razie wyborczego zwycięstwa Donalda Trumpa USA stracą zainteresowanie Europą, gen. Tate podkreślił, że „wojna w Europie zawsze była wojną dla Stanów Zjednoczonych”, które są zdecydowane dotrzymać zobowiązań wobec NATO Europy. „Jeśli nie z innych względów, to z powodów historycznych, kulturowych i ekonomicznych w naszym interesie jest utrzymanie pokoju w Europie” – podkreślił. (PAP)