"Do tej pory zasada była prosta: im więcej studentów, tym więcej pieniędzy dla szkół wyższych. Według projektu Ministerstwa Nauki ma być tak, że uczelnia dostanie najwięcej pieniędzy z tytułu tzw. składnika studenckiego, gdy na jednego pracownika naukowego będzie przypadać 11-13 studentów" – czytamy w artykule.

Oznacza to chude lata dla mniejszych uczelni publicznych, a w perspektywie – ich nieuchronne zamknięcie. Tylko największe szkoły wyższe o rozbudowanej kadrze naukowej, jak UW czy UJ, nie będą musiały pozbywać się studentów. Natomiast takie uniwersytety jak Gdański, Łódzki czy Opolski będą musiały co roku przyjmować o kilka tysięcy słuchaczy mniej, żeby utrzymać optymalny według ministerstwa stosunek 11-13 studentów na jednego pracownika.

"Teoretycznie te mniejsze uczelnie mogłyby zatrudnić więcej wykładowców, ale nie mają na to pieniędzy" – powiedział gazecie Aleksander Temkin z Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej.

Jego zdaniem nowy algorytm pokazuje, o co tak naprawdę chodzi ministrowi Gowinowi. "Celem jest wypchnięcie studentów z mniejszych uczelni publicznych do największych szkół publicznych i prywatnych" – ocenia Temkin.

Reklama

"O ile kierunek zmian, tzw. większa elitarność uczelni, jest raczej chwalony przez środowisko akademickie, o tyle tempo ich wprowadzania i szczegóły nowego algorytmu budzą wątpliwości" – podsumowuje "Gazeta Wyborcza".

>>> Czytaj też: Nadchodzi trzecia wojna światowa. Polska będzie w centrum konfrontacji