W zainicjowanym przez popularnego showmana Sławi Trufonowa referendum głosowało 50,59 proc. wyborców. Bułgarskie prawo stawia jednak bardzo wysokie wymagania dla takich głosowań – by doprowadzić do referendum trzeba zebrać co najmniej pół miliona podpisów, a by wyniki były wiążące, w głosowaniu powinno wziąć udział co najmniej tylu wyborców, co w ostatnich wyborach parlamentarnych i 50 proc. z nich musi odpowiedzieć na pytania twierdząco. W wypadku obecnego referendum wymagana frekwencja wynosiła 3 500 585 osób. Nie została jednak osiągnięta.

Zgodnie z propozycją stronników Trufonowa, którzy zebrali ok. 700 tys. podpisów pod wnioskiem o referendum, Bułgarzy mieli odpowiedzieć na sześć pytań, dotyczących zmiany obecnej ordynacji wyborczej z proporcjonalnej na większościową, zmniejszenia liczby posłów z 240 do 120, wprowadzenia obowiązku udziału w wyborach, umożliwienia elektronicznego głosowania oraz bezpośredniego wyboru regionalnych szefów sił bezpieczeństwa.

Jedno z pytań dotyczyło zmiany systemu finansowania partii politycznych. Obecnie wszystkie partie, które otrzymały powyżej 1 proc. głosów w wyborach parlamentarnych, otrzymują dotację w wysokości 11 lewów (ok. 6 euro) rocznie za każdy oddany na nie głos. Inicjatorzy referendum proponowali zmniejszenie tej kwoty do 1 lewa (50 eurocentów).

Parlament zatwierdził te pytania, jednak prezydent Rosen Plewnelijew zaskarżył część z nich do Trybunału Konstytucyjnego. Według głowy państwa część pytań dotyczy zmian systemowych w strukturach władz, a takie zmiany może dokonywać wyłącznie Ustawodawcze Zgromadzenie Narodowe.

Reklama

Ostatecznie po orzeczeniu TK zostały trzy pytania – o zmianę systemu proporcjonalnego na większościowy, o obowiązkowym głosowaniu oraz o dotacjach dla partii politycznych. Według CKW na pierwsze i trzecie pytanie padło ok. 71 proc odpowiedzi „tak”, na drugie - 62 proc.

Oznacza to, że te trzy pytania zostaną teraz skierowane do parlamentu. W jednej z kwestii – o obowiązkowym głosowaniu - już zapadła decyzja. Obowiązek głosowania wprowadzono w znowelizowanej wiosną bieżącego roku ordynacji wyborczej.

Zdaniem obserwatorów posłowie, wybrani zgodnie z obowiązującym obecnie systemem proporcjonalnym z list partyjnych, prawdopodobnie nie zgodzą się ani na wprowadzenie systemu większościowego, ani na ograniczenie dotacji.

Zgodnie z oficjalnymi wynikami niedzielnych wyborów prezydenckich zwyciężył kandydat opozycyjnej Bułgarskiej Partii Socjalistycznej Rumen Radew. Otrzymał on 25,43 proc. głosów. Drugie miejsce zajęła Cecka Caczewa, przedstawicielka partii GERB (Obywatele na rzecz europejskiego Rozwoju Bułgarii), głównej siły w rządzącej od dwóch lat koalicji - uzyskała 21,96 proc. głosów. Radew i Caczewa zmierzą się teraz w drugiej turze wyborów, która odbędzie się w najbliższą niedzielę.

Po ogłoszeniu wstępnych wyników pierwszej tury w niedzielę wieczorem premier Bojko Borysow zapowiedział, że złoży dymisję, jeżeli Caczewa przegra, co jego zdaniem doprowadzi do destabilizacji państwa.

Obecnie GERB prowadzi intensywne rozmowy o uzyskaniu poparcia dla Caczewej od kandydatów, którzy odpadli w pierwszej turze. Kampania GERB stała się znacznie ostrzejsza; odbywa się pod hasłami "powstrzymać komunistów" i "nie dopuścić do władzy czerwonego generała".

Radew, który w odróżnieniu od rywalki z komunistyczną partią nigdy nie był związany, oznajmił, że „nie będzie targować się” ze sztabami partyjnymi i wezwał obywateli do udzielenia mu poparcia w imię zmiany obecnej sytuacji.

Zdaniem analityków wyraźne antysystemowe głosowanie w referendum może zadziałać na korzyść Radewa.

Fakt, że niedzielne głosowanie miało charakter protestu, przyznała we wtorek wicepremier i szefowa MSW Rumiana Byczwarowa. „Uważam, że są podstawy, aby wsłuchać się w głos obywateli. Występuje niezadowolenie, które znalazło wyraz w poparciu dla Radewa. Zdajemy sobie z tego sprawę. Widać, że głosowanie było protestem przeciwko rządzącej większości" – oświadczyła.

Z Sofii Ewgenia Manołowa (PAP)