W wypowiedzi dla PAP ekspert zauważył, że Trump - który w styczniu 2017 roku oficjalnie obejmie urząd prezydenta USA, "wciąż najpotężniejszego mocarstwa na świecie z największą armią, z największymi wydatkami na zbrojenia, gwaranta Sojuszu Północnoatlantyckiego", w kampanii wyborczej wygłaszał "niefortunne wypowiedzi dotyczące trwałości NATO i gotowości USA do przyjścia z pomocą" państwom, których bezpieczeństwo może być zagrożone, np. krajom nadbałtyckim czy Rumunii lub Polsce.

Trump jeszcze jako kandydat Partii Republikańskiej na prezydenta USA "zaczął stawiać warunki i zastanawiać się, czy ta odpowiedź (USA w ramach kolektywnej obrony sojuszników) będzie automatyczna". "Oczywiście nikt nie życzy sobie, aby NATO musiało udowadniać, że jest zwartym sojuszem, ale już same te słowa mogą budzić niepokój" - podkreślił politolog.

Jak dodał, "z punktu widzenia Polski Trump w trakcie tej kampanii dosyć zdawkowo, ale miło dla naszego ucha mówił, że kocha Polonię i naród polski, uważa, że nasz kraj jest wspaniały", jednak zdaniem Zapały nie jest jasne, czy "pójdą za tym konkretne posunięcia".

"O kilku rzeczach można powiedzieć, że +są na stole+: realizacja decyzji NATO z lipcowego szczytu w Warszawie, umiejscowienie amerykańskiej brygady pancernej w naszym kraju, decyzje o być może przyspieszeniu budowy tarczy antyrakietowej w Redzikowie. To wszystko mogą być kwestie, na które będzie musiała odpowiadać administracja Donalda Trumpa" - wskazał.

Reklama

"Pamiętamy także o tym, jak wiele ciepłych słów wypowiadał o (rosyjskim prezydencie) Władimirze Putinie, o tym, że Rosja potrzebowała silnego lidera - być może po to, by pokazać, że USA również potrzebują silnego lidera" - przypomniał ekspert, co jego zdaniem sprzyjałoby raczej konfrontacjom niż zacieśnianiu współpracy.

Wskazał, że "jeśli to Donald Trump chce być liderem numer jeden na świecie, to nie będzie pozwalał na to, by Władimir Putin zyskiwał nad nim przewagę, by go ogrywał". Z drugiej strony Putin jest "na pewno znacznie bardziej doświadczonym politykiem i osobą, której amerykański prezydent nie może zlekceważyć, i na pewno nie pójdzie łatwo na tego rodzaju pochlebstwa, jakie mógł usłyszeć pod swoim adresem w trakcie kampanii (prezydenckiej w USA)". Zdaniem politologa oznacza to, że "prawdopodobnie prędzej czy później dojdzie do dyplomatycznego zwarcia".

"W ostatnich dniach tej kampanii (Trump) sugerował, że wygrana Hilary Clinton spowoduje rozpoczęcie trzeciej wojny światowej. Nikt nie dał się zwieść tej sugestii. Ale czy on sam może doprowadzić do konfliktu? Myślę, że nie byłby do tego zdolny" - ocenił Zapała. (PAP)