Zarząd województwa podlaskiego chce połączyć podległe mu PKS-y: Białystok, Łomża, Suwałki, Siemiatycze i Zambrów w jeden podmiot, bo uważa, że w innej sytuacji, w niedługim czasie, grozi im nawet upadłość. Ma się to odbyć w drodze tzw. inkorporacji, czyli wchłonięcia czterech pozostałych spółek przez PKS Białystok.

Pod koniec lipca plan połączenia trafił do sądu rejestrowego. 20 października wyznaczony przez sąd biegły rewident zaopiniował ten plan, następnie jego opinia została przesłana spółkom. "Biegły potwierdził, że plan jest sporządzony prawidłowo" - powiedział PAP Leszek Lulewicz, dyrektor departamentu infrastruktury w Urzędzie Marszałkowskim w Białymstoku.

Pod koniec października do urzędu marszałkowskiego wpłynęły od zarządów poszczególnych PKS-ów pierwsze zawiadomienia o planowanym połączeniu spółek, kolejne zawiadomienia będą wpływać w odstępie 14 dni - tłumaczy procedurę urząd.

"Ostatnim etapem fazy właścicielskiej procedury połączeniowej będzie podjęcie przez zgromadzenia wspólników/walne zgromadzenia akcjonariuszy łączących się spółek uchwał połączeniowych, w terminie 30 dni od daty pierwszego zawiadomienia" - wyjaśnia w przekazanej PAP informacji.

Reklama

Po podjęciu uchwał o połączeniu, następuje zgłoszenie przez zarząd każdej ze spółek - do sądu rejestrowego - uchwały o połączeniu. Ze wskazaniem, czy łącząca się spółka jest spółką przejmującą, czy przejmowaną. Dzień wpisu połączenia do KRS przez sąd rejestrowy będzie dniem połączenia spółek.

Przy tej formie połączenia nie będzie potrzebna zgoda sejmiku województwa. Na listopadowej, a bardziej prawdopodobne, że na grudniowej sesji, ma być przedstawiona radnym informacja o przebiegu procedury.

Przeciw połączeniu protestują związkowcy spółek PKS z Suwałk i Zambrowa. Zapowiadają, że jeśli do niego dojdzie, zaczną strajk i od 1 stycznia autobusy nie wyjadą w trasy.

Zbierają podpisy przeciwników łączenia. W Suwałkach udało się ich zebrać ponad 4 tys., w Zambrowie - 2 tys. Zdaniem związkowców ta inkorporacja doprowadzi do upadłości, uważają, iż w ten sposób - kosztem przedsiębiorstw w ich miastach - ratowany jest PKS Białystok i PKS Łomża. Obawiają się utraty miejsc pracy, choćby za sprawą łączenia niektórych struktur.

"Nie widzę w tej chwili żadnych podstaw prawnych i tak naprawdę merytorycznych (do protestu - PAP). Obawy są, wiadomo, każdy ma jakieś obawy, ja też mam jakieś obawy, jest to proces naprawdę bardzo trudny i wymagający" - powiedział Lulewicz.

Podkreślił przy tym, że prace są merytoryczne, opierają się na konkretnych danych finansowych i opiniach ekspertów. Zaznaczył, że - ze względu na tajemnicę handlową - o tych danych nie może mówić.

Rzeczniczka marszałka województwa podlaskiego Urszula Arter powiedziała PAP, że żadne podpisy do marszałka jeszcze nie trafiły, a informacje o strajku zna on z przekazów medialnych. Zaznaczyła, że rozmowy o połączeniu są prowadzone od miesięcy, a związkowcy sprzeciwiają się łączeniu od samego początku.

Cezary Sieradzki, prezes białostockiego PKS, czyli spółki, do której mają być przyłączane pozostałe firmy, poinformował PAP, że opinia biegłego rewidenta mówi o tym, iż "nie ma żadnych przeciwwskazań do łączenia". Zaznaczył, że była wydawana w oparciu o dane z połowy 2016 r. Wyjaśnił, że PKS przygotowuje się do połączenia od strony działalności spółki od nowego roku, tak by autobusy wyjechały na trasy, a pracownicy mieli zorganizowaną pracę.

Województwo podlaskie jest jedynym samorządem wojewódzkim w Polsce, który ma w nadzorze spółki PKS. Przejął je w 2011 r. od Skarbu Państwa. Łącznie pracuje tam ok. 800 osób. (PAP)