- Polacy muszą się wzajemnie popierać, tak jak popierają się we wszystkich krajach na świecie. Władze amerykańskie popierają amerykańskich przedsiębiorców. Niemieckie – niemieckich. A polskie to łączą – czyli popierają amerykańskich i niemieckich - mówi Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.

Zarówno prezydent Andrzej Duda jak i premier Beata Szydło dużo mówią o tym, że najwyższy czas zacząć wspierać polskich przedsiębiorców, a nie zagranicznych. Ale czy kapitał ma w ogóle narodowość?

Oczywiście, że ma. Polacy muszą się wzajemnie popierać, tak jak popierają się we wszystkich krajach na świecie. Władze amerykańskie popierają amerykańskich przedsiębiorców. Niemieckie – niemieckich. A polskie to łączą – czyli popierają amerykańskich i niemieckich.

Proszę zwrócić uwagę, że Amerykanie, którzy głoszą w Polsce ideę wolnego handlu i mówią o jak najszerszej wolności gospodarczej, do czasów Hoovera byli całkowicie zamknięci na zagraniczny biznes. Dopiero po zbudowaniu potężnych koncernów, wielkich banków zaczęła się trochę otwierać. Nadal jednak jest to dość zamknięty rynek.

Czyli powinniśmy iść śladem Ameryki sprzed 100 lat?

Reklama

Powinniśmy pamiętać o tym, że zadaniem polskiej polityki jest wspieranie przede wszystkim Polaków, a nie np. Amerykanów. Opowieści, że kapitał nie ma narodowości, że biznes nie uznaje żadnych granic to bajki dla biednych. Trudno mówić o stuprocentowo wolnym rynku, gdy zachodnie przedsiębiorstwa przez 50 lat gromadziły kapitał, a my mieliśmy komunę. Albo inaczej: łatwo mówić, ale korzyści odniosą tylko ci najwięksi. A oni – tak się dziwnie składa – nie są Polakami

A nie ma Pan obaw, że jak zaczniemy tworzyć taką politykę, to w ramach rewanżu inne kraje polskich przedsiębiorców potraktują w ten sam sposób?

Nie mam obaw, że zmieni się na gorsze, bo już teraz jest źle. Proszę mi wierzyć, że rozmawiam z polskimi przedsiębiorcami i wiem, jak są traktowani w wielu krajach, z których przedstawiciele biznesu i władzy pouczają nas na temat potrzeby tworzenia wolnego rynku i równych zasad dla wszystkich. Tak więc jeśli ktoś by brał odwet, to my na nich, a nie oni na nas. Ale nie należy tego w ogóle postrzegać w tych kategoriach. Odpowiedzialna polityka gospodarcza państwa musi opierać się na wspieraniu tych, którzy stanowią jej podstawę, czyli drobnego rodzimego biznesu. Nie ma w tym nic dziwnego.

Na ile powinniśmy zmienić kierunek we wspieraniu biznesu? Czy polski rząd powinien pomagać finansowo koncernom w budowie fabryk nad Wisłą, np. tak jak w przypadku fabryki silników Mercedesa?

Oczywiście, że nie powinien. Jeśli Mercedes chce u nas wybudować fabrykę – niech buduje. Ale po co mamy my za to płacić? W latach 90. rzeczywiście była taka konieczność – musieliśmy się uczyć, dostawaliśmy know-how. Ale teraz jakie odnosimy korzyści z tego, że wielki globalny gracz otworzy u nas fabrykę, ale nie będzie płacił podatków?

Pracę da.

A co to jest 1000 czy nawet 2000 miejsc pracy w tej chwili? Sektor MŚP tworzy znacznie więcej, a jakoś o zwolnieniach podatkowych dla niego się tyle nie mówi. Gdy stworzymy dobre warunki do rozwoju dla polskich firm, naprawdę dobre warunki, to ci zagraniczni sami przyjdą i tak, widząc, że w Polsce jest potencjał do rozwoju.

Premier Morawiecki bardzo sprawnie opowiada o ułatwieniach dla biznesu. Ale za poprzedniej kadencji też wiele o tym mówiono, a niewiele zrobiono. Wierzy pan, że teraz się uda?

Wierzę, bo co innego mi pozostaje? Każdej władzy jako przedsiębiorcy dajemy kredyt zaufania i obecna także na taki kredyt zasługuje. A czy go wykorzysta to jest zupełnie inna sprawa. Zapowiedzi ujęte w tzw. konstytucji biznesu na pewno są dobre. Ale trzeba je nie tylko wprowadzić do porządku prawnego, lecz także zrealizować w praktyce. A z tym może być ciężko. Jeśli jednak poza deklaracjami będą działania, pokazywanie wizji urzędnikom – wierzę, że się uda. Bo rzecz w tym, żeby ten, kto na co dzień stosuje prawo, widział przykład idący od szefa. A wtedy może w potrzebę zmiany uwierzyć.

Za poprzedniego rządu na konferencji prasowej mówiono, że trzeba odciążyć przedsiębiorców, a następnego dnia wysyłano z ministerstw pisma do urzędów z wymogami, ile kar ma zostać nałożonych. Wiadomo, że w takiej sytuacji żaden urzędnik w kraju nie bierze na poważnie słów wygłaszanych w Sejmie, na konferencjach czy w studiu telewizyjnym.

Poprzedni rząd miał ciężko też z wprowadzeniem zmian. Przygotowano ustawę, która nigdy nie weszła w życie. Sądzi pan, że teraz będzie prościej, choćby dlatego, że za rozwój i finanse odpowiada ta sama osoba w rządzie?

To na pewno ułatwia sprawę o tyle, że wątpliwe by minister pokłócił się sam ze sobą. Raczej nie będzie jako minister finansów torpedował swoich pomysłów zgłaszanych jako minister rozwoju. A jak dobrze wiemy to z reguły resort finansów tworzył bariery.

Z drugiej strony mam też obawy, czy w którymś momencie polityka gospodarcza nie przerodzi się w politykę rodem z Excela, że proponowane rozwiązania dla przedsiębiorców będą asekuranckie, bo ze słupków będzie wychodziło, iż inaczej się nie da.

Unia personalna ma więc swoje zalety, ale ma też wady. A jak będzie – zobaczymy. Wiara.

>>> Polecamy: Węgry idą na europejski rekord. Budapeszt chce obniżyć podatek CIT do 9 proc.