Jak oświadczył szef syryjskiej dyplomacji, przyjęcie tej propozycji byłoby równoznaczne z "naruszeniem suwerenności" kraju.

"Ta propozycja została całkowicie odrzucona" - podkreślił Mualim na konferencji prasowej po spotkaniu z przedstawicielem ONZ. Syria nie zgadza się na to, by pozostawić 275 tys. ludzi we wschodnim Aleppo w charakterze "zakładników 6 tys. rebeliantów" - oznajmił.

Mistura nie wypowiedział się po rozmowach z szefem syryjskiego MSZ.

Wcześniej w tym tygodniu Mistura ostrzegał, że syryjski rząd odniesie "pyrrusowe zwycięstwo" w Aleppo, jeśli nie osiągnie politycznego porozumienia z opozycją. Podkreślał, że koncentrowanie się Damaszku na działaniach zbrojnych powoduje, że rośnie liczba umiarkowanych rebeliantów, którzy przechodzą na stronę dżihadystów.

Reklama

Tymczasem niedziela była kolejnym dniem bombardowań wschodniej części Aleppo, która nadal znajduje się w rękach przeciwników rządów prezydenta Baszara el-Asada. Jak podają Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka i służby medyczne, tego dnia na budynek mieszkalny spadła bomba beczkowa zabijając sześcioosobową rodzinę. Władze w Damaszku od dawna zaprzeczają jakoby wykorzystywały tego typu ładunki wybuchowe, które zrzucane są z wojskowych śmigłowców. Ich wykorzystanie potępiło ONZ.

Tego samego dnia na szkołę w dzielnicy opanowanej przez siły rządowe spadły pociski artyleryjskie wystrzelone przez rebeliantów. W wybuchu zginęło 10 osób, w tym siedmioro dzieci - poinformowało Obserwatorium.

Dzień wcześniej w bombardowaniach prowadzonych przez rządowe siły zginęły co najmniej 54 osoby.

Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) alarmowała w sobotę, że po kilku dniach ciężkich ataków lotniczych nie działa już żaden szpital we wschodnich, rebelianckich częściach Aleppo.

Ciężkie bombardowania z ziemi i powietrza tych dzielnic Aleppo trwają od wtorku. Są one elementem strategii wojsk rządowych, która ma doprowadzić rebeliantów do poddania się i opuszczenia miasta. (PAP)