KE zaproponowała w środę wprowadzenie limitu emisji CO2 dla wspieranych z publicznych pieniędzy wytwórców energii elektrycznej, którzy mieliby działać w ramach rynku mocy. Chce w ten sposób zapobiegać ukrytemu subsydiowaniu elektrowni węglowych. Bruksela chce, by wszelkie nowe elektrownie, które miałyby korzystać ze wsparcia w ramach mechanizmu zdolności wytwórczych, spełniały wyśrubowane normy środowiskowe. Proponowany limit emisji CO2 na jedną kilowatogodzinę (kWh) wynosi 550 g, co na obecnym poziomie rozwoju techniki wyklucza elektrownie węglowe (eksperci wskazują, że wyższa emisja jest przewidziana nawet dla budowanych nowoczesnych bloków elektrowni Opole).

KE chce też zmienić rynek energetyczny w UE tak, by dopasować go do potencjału dojrzałego już sektora odnawialnych źródeł. Z jednej strony wykluczone mają być elementy wsparcia dla OZE, z drugiej strony rynek ma się tak zmienić, by było im łatwiej. W pakiecie Komisja zaproponowała też zakaz urzędowej regulacji cen elektryczności, prawo do sprzedaży mocy wytworzonych w przydomowych instalacjach, elastyczne, reagujące na ceny kontrakty - to propozycje przedstawione, które mają pozytywnie odbić się na sytuacji konsumentów energii w UE. Chce też podnieść cel efektywności energetycznej na 2030 r. do 30 proc. Oznaczać to będzie większy niż planowano wysiłek państw członkowskich, by ograniczyć zużycie energii.

PKEE, organizacja zrzeszająca największe w Polsce przedsiębiorstwa branży, w przekazanym w czwartek oświadczeniu napisała, że wprowadzenie wymogu emisyjności dla jednostek uczestniczących w rynkach mocy, na poziomie 550 kg/MWh "eliminuje możliwość skierowania przyszłego krajowego rynku mocy do konwencjonalnych jednostek węglowych, które mogą osiągnąć minimalną emisyjność na poziomie 750 kg/MWh."

Zdaniem komitetu przyjęcie proponowanego progu emisji, oznaczałoby możliwość utworzenia rynku mocy tylko dla elektrowni gazowych. To jednak zwiększyłoby zależność energetyczną nie tylko Polski, ale też całej Unii Europejskiej.

Reklama

"Wprowadzenie pięcioletniego okresu przejściowego, w którym wskazany limit byłby adresowany jedynie do nowych jednostek wytwórczych nie rozwiązuje tego problemu. W tym czasie nie bylibyśmy w stanie zapewnić 28 GWe (gigawatów mocy elektrycznej), które przy wprowadzeniu tego wymogu musiałyby zostać wykluczone z rynku mocy ani też zapewnić równowartości tej ilości energii elektrycznej poprzez import" - zauważa PKEE.

PKEE zwraca uwagę, że drugi z warunków dopuszczalności rynku mocy, czyli sporządzenie europejskiej oceny wystarczalności mocy może być użytecznym narzędziem dla oszacowania ryzyka wystąpienia sytuacji niedoboru dostaw. Jednak - zdaniem organizacji wprowadzenie tego narzędzia nie jest jednak odpowiedzią na ryzyko niedoboru dostaw, szczególnie w sytuacji, gdy wystąpi ono w sąsiadujących państwach członkowskich. Dlatego PKEE postuluje wprowadzenie "odpowiedniego" okresu przejściowego, w którym wynik europejskiej oceny wystarczalności mocy nie będzie decydujący dla utworzenia krajowego rynku mocy.

"Połączenia transgraniczne nie powinny być postrzegane jako jedyne rozwiązanie w sytuacji niedoboru dostaw. Istniejące interkonektory nie gwarantują bowiem dostaw energii w sytuacji niedoboru. We wniosku legislacyjnym powinny zostać uwzględnione regulacje mające na celu rozwiązanie problemu niedoboru dostaw w graniczących ze sobą państwach członkowskich. Konieczne jest zatem wprowadzenie regulacji prawnych minimalizujących negatywne skutki wystąpienia wyżej wymienionego niedoboru" - napisano w stanowisku PKEE.

Jak napisano w stanowisku, w realizacji obowiązkowego udziału OZE w krajowym miksie energetycznym, państwa członkowskie powinny być wspierane poprzez system zachęt.

PKEE uważa jednak, że trzeba będzie doprecyzować środki, które posłużą realizacji celu OZE. Organizacja zaznaczyła, że na obecnym etapie prac, nie wiadomo, czy zaproponowana przez KE platforma finansowa będzie realizować, ze środków przekazanych przez dane państwo członkowskie, inwestycje zlokalizowane na obszarze kontrybuującego państwa członkowskiego. Jak przekonuje PKEE platforma taka miałaby być obligatoryjnie zasilana ze środków finansowych pochodzących od państw członkowskich, które nie będą w stanie utrzymać bazowego udziału energii z OZE w finalnym zużyciu energii brutto, począwszy od 2021 r.

Organizacja chwali za to propozycję stopniowego zmniejszania przywilejów, którymi cieszą się wytwórcy energii ze źródeł odnawialnych. "Popieramy podejście KE, zgodnie z którym pierwszeństwo w dostępie do sieci (priority access) będzie - za wyjątkiem kilku przypadków - wyeliminowane".

PKEE uważa też, że proponowany przez KE system zarzadzania Unią Energetyczną powinien być wprowadzony za pomocą dyrektywy, a nie rozporządzenia. "Dyrektywa jest najbardziej elastycznym instrumentem harmonizacji, który odzwierciedla zróżnicowaną sytuację startową pomiędzy różnymi państwami członkowskimi – jest to szczególnie widoczne we wrażliwym obszarze polityki energetycznej" - napisano w oświadczeniu.

PKEE krytykuje też długoterminowe strategie klimatyczne. Zdaniem Komitetu, 50-letnia perspektywa sięga zdecydowanie za daleko. "Praktyka pokazuje, że propozycje KE dotyczące rynku elektroenergetycznego wymagały dotąd zasadniczych rewizji w okresie nawet częstszym niż dekada. Dlatego publikowane w 2020 r. długoterminowe strategie z perspektywą do 2070 (!) stanowiłyby instrumenty oderwane od realiów, z niewielką szansą by sprostać rzeczywistym wyzwaniom podejmowanych już dziś działań klimatycznych" - napisano.

Komitetowi podobają się za to propozycje związane efektywnością energetyczną. "Pozytywnie odbieramy unijny cel efektywności energetycznej na poziomie 30 proc. w 2030 r., który jest istotny w kontekście możliwości rozwoju dodatkowego obszaru działalności w ramach sektora energetycznego w Polsce" - napisano w oświadczeniu.

Do Pakietu Zimowego, odniósł się w środę wiceminister energii Andrzej J. Piotrowski, choć bez szczegółów.

Powiedział jedynie, że propozycje te na pewno będą dyskutowane, bo znalazły się tam zapisy, które - jak podkreślił - "naszym zdaniem są kontrowersyjne".

"Uściślono tam pewne dane, które w naszym odczuciu opierają się o zadęcie i chciejstwo". Wiceminister zapowiedział "ostrą dyskusję" wokół propozycji Komisji.

"KE pozwoliła sobie na wprowadzenie zapisów i propozycji (...), które na pewno nie były dyskutowane z nami, jeśli chodzi o szczegóły, a które istotnie zmieniają wydźwięk całości" - mówił. (PAP)