Irakijczyk pocałował jedną z uczestniczek zabawy sylwestrowej wbrew jej woli i lizał ją po twarzy, natomiast Algierczyk groził chłopakowi innej dziewczyny, mówiąc "oddasz mi ją albo już nie żyjesz" - podał berliński dziennik, powołując się na prokuratora z Kolonii Ulricha Bremera.

Obaj mężczyźni otrzymali w lipcu kary roku więzienia w zawieszeniu.

Po wydarzeniach w Kolonii przypadki molestowania seksualnego zgłosiły 662 kobiety. Oprócz napaści seksualnych doszło też do rabunku i kradzieży. Część kobiet padła ofiarą zarówno molestowania seksualnego, jak i napaści rabunkowych.

W przypadku przestępstw przeciwko mieniu bilans działań wymiaru sprawiedliwości wypada nieco lepiej. Sądy skazały 22 mężczyzn, w większości imigrantów z Afryki Północnej - Maroka i Algierii. Jeden skazany jest Niemcem. Najwyższą karę otrzymał imigrant z Algierii - rok i jedenaście miesięcy pozbawienia wolności.

Reklama

Prokuratura wdrożyła 267 śledztw przeciwko 333 podejrzanym. Wśród było 109 osób ubiegających się o azyl. 53 osoby przebywały na terytorium Niemiec nielegalnie. Niemal połowa śledztw została umorzona ze względu na brak dowodów lub zniknięcie podejrzanych.

Przed tegorocznym Sylwestrem policja zapowiedziała działania mające zapobiec powtórce sytuacji sprzed roku. Porządku w okolicach dworca głównego i katedry kolońskiej ma pilnować sześć kompanii policji. Ponadto do akcji zostanie skierowanych sto trzyosobowych grup patrolowych. Teren, na którym rok temu doszło do ekscesów, ma być ogrodzony, a osoby wchodzące kontrolowane.

W noc sylwestrową przed dworcem głównym i katedrą w Kolonii doszło do masowych napaści seksualnych i rabunkowych na kobiety. Grupki mężczyzn tworzyły sztuczny tłok, osaczały kobiety i napastowały je, a następnie okradały. Zbyt słabe siły policyjne przez wiele godzin nie były w stanie opanować sytuacji.

Policja początkowo nie poinformowała opinii publicznej o prawdziwej skali wydarzeń, z opóźnieniem zareagowała też większość mediów. Wypadki w Kolonii miały istotny wpływ na zmianę podejścia społeczeństwa niemieckiego do uchodźców.

Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)