Prezydent Andrzej Duda zapowiedział w niedzielę, że będzie czynił wszystko, co w jego mocy, aby kwota wolna wzrosła do 8 tys. zł. Jego zdaniem poniesienie kwoty wolnej do 6,6 tys. zł, to pierwszy krok do pełnej realizacji obietnicy złożonej w wyborach.

Duda pytany był w TVN24 m.in. o to, czy podoba mu się sposób, w jaki większość sejmowa uchwala ustawy; w ostatniej chwili, bez analizy. Padł przykład ustawy podnoszącej kwotę wolną od podatku dla najmniej zarabiających z 3091 zł do 6,6 tys. zł. Prezydent musiał podjąć w tej sprawie bardzo szybką decyzję, bo do końca listopada br. nowelizacja musiała być opublikowana w Dzienniku Ustaw, a opuściła Sejm 29 listopada.

"Musiałem podjąć rzeczywiście bardzo szybką decyzję. Termin się kończył z dwóch przyczyn: po pierwsze dlatego, że wszelkie zmiany podatkowe muszą zostać przyjęte, ale jeszcze w dodatku zostać opublikowane przed 1 grudnia, a dwa - był też wcześniej wyrok Trybunału Konstytucyjnego wydany za czasów rządu PO, który de facto nakazywał podniesienie kwoty wolnej, a przede wszystkim wygaszał przepisy, które do tej pory mówiły o kwocie wolnej. One musiały zostać zastąpione jakimiś innymi przepisami" - wyjaśnił prezydent.

Prezydent został zapytany, czy nie był zdegustowany tym, że w ostatniej chwili otrzymał ustawę na biurko. "Byłem zdegustowany" - przyznał. Zaznaczył, że sam walczył o to, żeby kwota wolna została podniesiona i złożył projekt realizujący jego zobowiązanie podjęte w kampanii wyborczej.

Na uwagę, że zgodnie z tymi obietnicami kwota wolna miała zostać podniesiona w zasadzie od razu i dla wszystkich, a nie tylko wybranej grupy, prezydent odparł: "Nie zaprzeczam, absolutnie". Podkreślił jednak, że rząd i parlament dokonał w ciągu ostatniego roku bardzo istotnych "zmian naprawczych" w Polsce, które są bardzo kosztowne dla budżetu, np. program 500+, którego on jest zwolennikiem.

Reklama

>>> Czytaj też: Miliard złotych za zmiany w kwocie wolnej. Co to oznacza dla budżetu?

500 plus kosztowne, ale opłacalne

"To istotna pomoc dla rodzin wychowujących dzieci. Jest to zatem program, który jest propaństwowy, bo chodzi po pierwsze o podniesienie poziomu życia rodzin wychowujących dzieci - i ten program to realizuje - a po drugie chodzi o to, żeby dać taki impuls prodemograficzny, co ma w ogóle bardzo szeroko charakter państwowy, bo wszyscy wiemy, jaka jest sytuacja demograficzna" - mówił prezydent.

Dodał, ze ten program jest kosztowny dla budżetu, ale patrząc długofalowo jest nie tylko opłacalny, ale konieczny dla dobra Polski i społeczeństwa.

Prezydent pytany był o ewentualną zmianę, aby 500 zł nie otrzymywali najbogatsi, a kwotę wolną dostali wszyscy. "Czynnik prodemograficzny ma mieć charakter powszechny i tutaj zgadzam się z tą decyzją, którą podjęła pani premier i podjął parlament (...), że 500+ ma być dla wszystkich. Podzielam tę decyzję. Jeżeli ktoś jest zamożny, uważa się za zamożnego i uważa, że nie musi brać 500+, niech to będzie jego decyzja (...)" - ocenił.

Dodał, że zgodnie z jego zobowiązaniem wyborczym i zobowiązaniem PiS, obniżono wiek emerytalny - co także jest kosztowne, podniesiono (od 1 stycznia 2017 r.) do 2 tys. zł miesięcznie minimalne wynagrodzenie, wprowadzono też minimalną stawkę godzinową.

"Wszystkie te dobre zmiany, które były wprowadzane, one mają swój koszt. W związku z czym, pani premier rozmawiała ze mną i powiedziała tak: - nie damy rady podwyższyć jednolicie kwoty wolnej od podatku, tak jak złożyłeś to w swoim projekcie ustawy, nie damy rady tego zrobić. Więc ja powiedziałem: - ale zależy mi na tym, żeby przynajmniej ten proces się rozpoczął, żebyśmy dochodzili, oczywiście w trakcie kadencji, w kolejnych latach do tego progu, tych 8 tys. zł (...) stopniowo, ale idźmy w tym kierunku. Czyli rozpocznijmy te kroki, bo to jest konieczne" - mówił. Podkreślił, że te kroki zostały właśnie rozpoczęte.

Duda pytany był także, czy może zadeklarować, iż w 2020 r., kiedy dojdzie do kolejnej kampanii prezydenckiej, z kwoty wolnej od podatku w wysokości 8 tys. zł będą mogli korzystać wszyscy podatnicy. "Będę czynił wszystko, co w mojej mocy, żeby ona była. Natomiast +w mojej mocy+ w tym momencie ogranicza się wyłącznie do apeli" - powiedział. Wyjaśnił, że trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że prezydent ma prawo inicjatywy ustawodawczej, ale jest pozbawiony wpływu na to, co potem robi Sejm.

Co z frankowiczami?

Poruszono temat obietnicy wyborczej dotyczącej frankowiczów. Prezydent był pytany, czy nie powinien ich przeprosić i powiedzieć, że się pomylił, przesadził z szacunkami, bowiem budżet państwa nie udźwignie kosztu takich zmian.

"Oczywiście zgadzam się, że osoby, które wzięły kredyty przeliczane na franki szwajcarskie są w trudnej sytuacji w wielu przypadkach" - powiedział. Dodał, że nie wszyscy, bowiem są tacy, którzy mają po osiem mieszkań.

"Mnie zależy na tym, żeby im pomóc i działam w tym kierunku mimo tego, że rzeczywiście są zgłaszane wobec mnie pretensje, często językiem bardzo nieprzyjemnym, ale trudno - taka jest też rola prezydenta, żeby takie rzeczy przyjąć ze spokojem" - mówił.

Pytany o to, czy jest nadzieja, żeby sprawę frankowiczów rozwiązać podobnie, jak w przypadku kwoty wolnej, prezydent odparł: "Uważam, że absolutnie jest. Prowadziłem szerokie konsultacje, także z udziałem środowiska tych właśnie osób, które wzięły kredyty przeliczone na franki szwajcarskie. Szukałem różnych rozwiązań. Tutaj jest konieczność, aby prezydent RP prowadził odpowiedzialną politykę, także bezpieczną dla sektora finansowego, dla systemu finansów w państwie, także systemu bankowego" - zaznaczył.

Przyznał, że z tego co wie od ekspertów, gdyby dziś doszło do przewalutowania kredytów frankowych (po kursie historycznym), to mogłoby dojść do krachu. "Jeżeli ja mam taką informację, że mogłoby dojść do krachu, to muszę zachować ostrożność. Prezydent musi być odpowiedzialny. Ja jestem odpowiedzialny, w związku z czym (...) zrobiłem coś, co ja zakładam, że jest pierwszym krokiem. A więc kwestia mojego projektu ustawy dotyczącej rozliczenia tzw. spreadów. To jest pierwszy krok" - mówił.

"Zgadzam się, że to jest drobny krok. Jeśli ktoś się czuje tym urażony, jest mi przykro z tego powodu. Przepraszam, że na razie jest taka ustawa, ale chcę, żeby było jasne - ja czynię dalsze kroki. Dalsze kroki to także m.in. to, co może zostać zrobione przez Komisję Nadzoru Finansowego, przez Narodowy Bank Polski" - mówił.

Podkreślił, że rozmawia systematycznie z prezesem NBP Adamem Glapińskim, który zapewnia, że w każdej chwili jest gotów wyjaśnić, w jaki sposób podejmowane są działania zmierzające do rozwiązania sytuacji osób, które wzięły kredyty przeliczane na franki.

Prezydent był też pytany, czy podoba mu się, kiedy osoby związane za politykami PiS otrzymują "synekury" w spółkach skarbu państwa.

"Mnie się podoba to, że jeżeli pojawia się informacja o jakiejś nieprawidłowości, to premier Beata Szydło bardzo zdecydowanie reaguje. To mi się podoba, bo tego wcześniej nie było. Jeżeli są nieprawidłowości - to człowiek traci stanowisko i pani premier tutaj jest absolutnie zdeterminowana" - powiedział prezydent.

>>> Czytaj też: Zemsta na aroganckich elitach. "Der Spiegel": Kaczyński obiecuje Polakom ochronę przed globalizacją