"To nie jest tak, że losy Europy zależą od Tuska i od mojej ewentualnej drugiej kadencji. Tu bardziej rozmawiamy o reputacji Polski. W sytuacji, w której jakiś kraj ma przedstawiciela na najwyższym urzędzie w Europie i grymasi z tego powodu, nie może być traktowany do końca poważnie i to jest problem" - powiedział Tusk w opublikowanym w środę wywiadzie dla Onet.pl.

Przewodniczący Rady Europejskiej podkreślił, że zajmuje się w Radzie Europejskiej ważnymi dla naszego kraju sprawami, takimi jak zacieśnienie więzi w Europie i utrzymanie dobrych relacji z Niemcami i Francją. "Robię to dość skutecznie dziś w Brukseli. To, że nie jest to polityka, jaką prezentuje polski rząd - tak to prawda, ale ja naprawdę inaczej definiuję polskie interesy niż PiS. Powiem twardo: uważam, że je precyzyjniej i lepiej definiuję" - oświadczył były premier.

PiS "ustawia Polskę bokiem do Europy" - powiedział Tusk, dodając, że w tej sytuacji on sam powinien niwelować negatywne skutki tej polityki. "Za 10 lat mało kogo będzie obchodziło, czy Tusk miał drugą kadencję, czy PiS wygrał wybory, czy przegrał, jeśli okaże się, że Europa się rozpadła, a Polska znalazła się w kompletnym osamotnieniu na peryferiach. Tego nam nikt nie wybaczy. Ja tutaj na PiS za bardzo nie liczę, bo uważam, że czy świadomie, czy nieświadomie robią wszystko, żeby ten czarny scenariusz stał się prawdopodobny" - oświadczył szef Rady Europejskiej.

"Moim zadaniem dziś jest wyłącznie to, żeby ten czarny scenariusz się nie zrealizował" - dodał. Wskazał, że jeśli zbyt wielu "będzie sypało piach w tryby, jeśli zbyt wielu będzie z satysfakcją mówiło +Unia się kończy+", a według niego są wśród takich osób również premierzy krajów unijnych, to może to mieć bardzo złe konsekwencje dla Wspólnoty.

Reklama

Tusk nie zgodził się z tezą, że Polska jest osamotniona w UE. "Jestem tutaj też po to, żeby nie było tego poczucia osamotnienia. Mówiąc serio duże wrażenie robi na wszystkich moich rozmówcach w Europie, kiedy mówię: +proszę zrozumcie, nie do końca proeuropejskie zachowania Warszawy nie mają nic wspólnego z nastawieniem Polaków do UE" - zaakcentował.

Jak zaznaczył rząd tej czy innej ekipy to zawsze coś istotnego, ale z punktu widzenia naszej historii to "incydenty", tymczasem wejście do UE i wzmacnianie w niej naszego kraju to długotrwały proces. "Mam nadzieję, że dzisiejsza ekipa warszawska go nie zatrzyma" - powiedział były lider PO.

Szef Rady Europejskiej podkreślał też, że rola Niemiec wzrośnie w UE po decyzji Brytyjczyków, którzy opowiedzieli się za opuszczeniem Wspólnoty. "Niektórzy będą z tego powodu narzekać, inni być może się cieszyć, ale nie ulega wątpliwości, że Niemcy będą (...) +więksi+ bez Wielkiej Brytanii w Europie" - zaznaczył.

Jak mówił w interesie Europy jest, by ta relatywnie stabilna, liberalna demokracja w Niemczech okazała się jak najbardziej trwała. Jego zdaniem nie ulega wątpliwości, że odpowiedzialność za bezpieczną i liberalną Europę będzie spoczywała na tym kraju w większym stopniu niż do tej pory. Dodał przy tym, że niemiecka kanclerz Angela Merkel stała się personalnym punktem odniesienia dla wielu.

"Ale oczywiście bez dobrej woli i jednoznacznej solidarności, w tym ze strony Polski, bo de facto mówię o wszystkich państwach członkowskich, UE może nie przetrwać. Wiem, że to brzmi dramatycznie, ale dziś widać wyraźniej niż kiedykolwiek wcześniej, że utrzymać UE, a to jest bardzo skomplikowany i delikatny mechanizm, jest trudno i wymaga to nieustannej opieki i pieczołowitości ze strony wszystkich aktorów" - powiedział były polski premier. (PAP)