Na wolnym rynku przedsiębiorcy wykorzystają każdą naszą słabość. W efekcie często podejmujemy decyzje, które nie są dla nasz korzystne – piszą George A. Akerlof, Robert J. Shiller w książce „Phishing for Phools: The Economics of Manipulation and Deception”.

Autorzy piszą w publikacji, że w 1930 r. słynny brytyjski ekonomista John Maynard Keynes opublikował esej, w którym przewidywał że do 2030 r. standard życia na świecie będzie osiem razy wyższy. W USA w 2010 r. PKB na osobę było 5,6 raza większy, niż w 1930 r. Biorąc pod uwagę, że zostało jeszcze trochę czasu do 2030 r. wygląda na to, że przepowiednia Keynsa będzie zadziwiająco trafna (zadziwiająco, bo bardzo niewiele prognoz sprzed kilkudziesięciu lat się spełniło).

Nie podają danych dla Polski, ale na podstawie danych holenderskiego historyka Angusa Maddisona można oszacować, iż wzrost bogactwa w naszym kraju był podobny (z 1994 dolarów amer. w 1930 r. do 10 762 dol. w 2010 r. ). W jednej kwestii Keynes się jednak mylił, tzn. uważał że kolejne pokolenia nie będą się martwić o pieniądze, ale o to co robić z wolnym czasem, ponieważ średni tygodniowy czas pracy spadnie do 15 godzin.

>>> Czytaj też: Socjalizm dla bogatych, wolny rynek dla biedaków. Dlaczego system gospodarczy jest niesprawiedliwy?

Brytyjczyk pisał, że w 2030 r. przeciętne kobiety i mężczyźni będą doświadczać nerwowego załamania charakterystycznego w latach 30. XX w. dla żon zamożnych arystokratów lub biznesmenów, które nie musiały pracować na utrzymanie i nie mogły sobie same znaleźć zajęcia, które zajmowałoby im czas. Tymczasem nie tylko nic takiego nie nastąpiło, ale często zdarza się, że przeciętni obywatele w bogatych krajach muszą pracować na dwie zmiany, by zapłacić rachunki, choć mają kilka razy więcej pieniędzy do dyspozycji, niż ich dziadkowie.

Reklama

Ta prognoza Keynesa jest nietrafna, dlatego że reprezentuje typowy sposób myślenia ekonomistów o zachowaniu ludzi. Mianowicie zakładają oni, że ludzie są racjonalni. Tymczasem rzeczywistość pokazuje coś zupełnie odmiennego. Wolnorynkowa konkurencja sprawia, że producenci starają się za wszelką cenę sprzedać nam swoje produkty i usługi nawet jeżeli ich nie potrzebujemy. Wolny rynek wmawia nam potrzeby, a my ponieważ nie jesteśmy tak racjonalni jak chcieliby tego ekonomiści, pozwalamy na to.

Wiele wskazuje na to, że gdy PKB znowu kilkukrotnie wzrośnie nadal będziemy pracować na dwóch etatach, by związać koniec z końcem. Autorzy twierdzą we wstępie, że napisali tę książkę z punktu widzenia ludzi, którzy podziwiają wolny rynek. Uważają jednak, że system wolnorynkowy jest pełen oszustw i manipulacji. Ich zdaniem każdy powinien zdawać sobie z tego sprawę. Jeżeli mamy nawet najmniejszą słabość działając na wolnym rynku przedsiębiorcy zrobią wszystko, by ją wykorzystać.

Autorzy podają przykład automatów do gier, które niszczyły życie tak wielu osobom, że w większość krajów zostały poddane ścisłej kontroli. Przykładem odmiennego podejścia jest stan Nevada, którego częścią jest Las Vegas. Tam automaty do gier można znaleźć prawie wszędzie, na stacjach benzynowych, w supermarketach, na lotniskach, a przeciętny dorosły wydaje dziewięć razy więcej pieniędzy na hazard, niż wynosi średnia w kraju.

Zdaniem autorów takie rzeczy jaka automaty do gier to rynkowy odpowiednik raka w zdrowym ciele. Oczywiście można argumentować, że jeżeli ktoś wybiera jakiś produkt, czy usługę to widocznie jej chce. Kto ma prawo oceniać, że na prawdę jest inaczej? Otóż autorzy twierdzą, że mają to prawo, ponieważ bez przerwy widzą ludzi, którzy podejmują decyzje, których nikt nie mógłby chcieć. Bo trudno podejrzewać, by miliony Amerykanów chciały być otyłe czy być uzależnione od alkoholu, tytoniu czy też być ścigane przez komornika.

W USA, jednym z najbogatszych krajów świata, ponad połowa obywateli twierdzi, że w ciągu miesiąca prawdopodobnie nie dałaby rady uzbierać 2 tys. dolarów, czyli ok. 7 tys. zł. Z tym, że przez „uzbierać” rozumiemy każdą zgodną z prawem możliwość: wypłacić z konta, pożyczyć od rodziny, pożyczyć z banku, zarobić itd.

Książka Akerlofa i Shillera budzi moje mieszane uczucia. Z jednej strony stawią interesującą, kontrowersyjną dla wielu tezę, która dodatkowo zyskuje na znaczeniu, że obydwaj autorzy są laureatami Nagrody Nobla z ekonomii. Z drugiej strony publikacja jest w zdecydowanej większości mało ciekawa. Tezę tę ilustrują ogólnie znane, a zatem mało interesujące przypadki. Wszyscy wielokrotnie czytaliśmy o tym jak to naciągani są kupujący samochody, domy czy lekarstwa. Dodatkową wadą z polskiego punktu widzenia jest to, że autorzy często odnoszą się do amerykańskiej rzeczywistości politycznej i gospodarczej, co dla przeciętego Polaka może być mało interesujące.

Problem z tą publikacją jest też taki, że ciekawego w niej materiału jest zaledwie na felieton. Zresztą chyba sami autorzy trochę zdają sobie z tego sprawę, bo w tytule epilogu pytają: „co jest nowego w naszej książce?”, by następnie tłumaczyć się z tego, że wiele kwestii przez nich opisanych jest doskonale znanych i nie ma w niej żadnej „nowej ekonomii”. Wygląda więc na to, że autorzy ostrzegając czytelników przed pułapkami wolnego rynku sami zastawiają na nich własną zasadzkę, próbując sprzedać za 18 dol. (czyli ok. 70 zł) książkę, która nie jest tych pieniędzy warta.

>>> Polecamy: Zakwasy wolnego rynku. 25 lat biegu do bogactwa doprowadziło nas do kontuzji

Obu autorom należy jednak podziękować za poruszenie tematu, który w polskich warunkach jest rzadko dyskutowany, choć wnioski wynikające z książki Akerloffa i Shillera zaczynją być wykorzystywane w praktyce przez polskich polityków. Oto na przykład ostatnio, po 25 latach eksperymentu z wolnym rynkiem wróciliśmy bez większego rozgłosu do systemu zaopatrywania w podręczniki, który obowiązywał w PRL (państwo zamawia jeden podręcznik i rozdaje go uczniom). I wydaje się, że wszyscy (może poza wydawcami) są z tego zadowoleni.

Warto wykorzystać książkę noblistów jako pretekst do dyskusji nad wprowadzeniem regulacji na kolejnych rynkach, na których przedsiębiorcy wykorzystują nasz brak racjonalności do tego by sprzedać nam rzeczy, których nie potrzebujemy, po wygórowanych cenach (chociażby na rynku leków bez recepty). A o tym, że nikt nie jest w stanie oprzeć się rynkowym manipulacjom świadczy fakt, iż podatni są na nie nawet nobliści z ekonomii. Autorzy przyznają w książce, że w trakcje zbierania materiałów do publikacji zorientowali się, iż niepotrzebnie reperowali swoje auta, zgodnie z zaleceniami producentów, tylko w autoryzowanych zakładach, bo mogli naprawić je równie dobrze, a znacznie taniej w niezależnych warsztatach.

George A. Akerlof otrzymał Nagrodę Nobla z ekonomii w 2001 r. Robert J. Shiller w 2013 r. Akerlof pracuje na Georgetown University, Shiller na Yale. Naukowcy wcześniej wydali razem dwie książki „Animal Spirits: How Human Psychology Drives the Economy” (wydana w 2010 r. w Polsce pod tytułem „ Zwierzęce instynkty: Czy ludzka psychika napędza globalną gospodarkę i jaki to ma wpływ na światowy kapitalizm?) i „Why It Matters for Global Capitalism” („Dlaczego to ma znaczenie dla globalnego kapitalizmu).