Proces odbył się w sprawie korupcyjnej, która od roku wstrząsa Koreą Południową i kosztowała już urząd poprzednią głowę państwa, prezydent Park Geun-hye. Chodziło o „dobrowolne wpłaty”, jakie przedstawiciele koreańskiego biznesu uiszczali na rzecz fundacji założonej przez nieoficjalną doradczynię głowy państwa, Choi Soon-sil. Chociaż nie pełniła żadnej, państwowej funkcji, miała ogromny wpływ na prezydent Park. Dostrzegł to biznes, który w Korei Południowej jest przyzwyczajony do bliskich związków z polityką i potraktował jako wskazówkę do działania.

Samsung na rzecz fundacji należącej do Choi wpłacił niecałe 40 mln dol. Oprócz tego Lee usłyszał kilka innych zarzutów. Jego linia obrony? Nie miał o niczym pojęcia, ponieważ w firmie odpowiada za strategię, a nie bieżącą działalność operacyjną. Zaniedbał nadzór, więc doszło do nieprawidłowości.

Sprawa jest poważna, bo w oczach Koreańczyków uwidacznia ciemne strony symbiozy między polityką a biznesem. To jeden z kluczowych czynników „cudu nad rzeką Han” - przemiany w ciągu półwiecza Korei Południowej z rolniczego kraju w przemysłową potęgę i technologicznego lidera.

Lee Jae-yong nie jest jedynym szefem czebola, który stanął przed obliczem sądu. Przygody z wymiarem sprawiedliwości miał również jego ojciec, poprzedni szef Samsunga, Lee Kun-hee (zapadł parę lat temu w śpiączkę, wtedy stery konglomeratu przejął jego syn), któremu stawiano zarzuty przestępstw podatkowych. Dotychczas obywało się jednak bez dotkliwych kar, bowiem członkowie rodzin stojących za czebolami cieszyli się wyjątkowymi względami władzy jako autorzy koreańskiego cudu gospodarczego. Tylko Samsung (z koreańskiego „trzy gwiazdy”) odpowiada za jedną piątą koreańskiego eksportu.

Reklama

Teraz może się to zmienić, ale proces ten będzie zachodził raczej stopniowo. Południowokoreański model okazał się zbyt skuteczny, żeby ryzykować teraz przebudowę jego fundamentu.

Biznes w Korei Południowej zawsze znajdował się blisko polityki, a właściwie polityków. Tak było również w przypadku Lee Byung-chula, założyciela Samsunga i dziadka obecnego szefa spółki, który w piątek usłyszał wyrok. Byung-chul żył dobrze z powojennym liderem kraju, prezydentem Sygmanem Rhee, co pozwoliło mu – m.in. dzięki dostępowi do państwowych pożyczek – zbudować małe imperium.

System ten udoskonalił jednak Park Chung-hee, prezydent kraju w latach 1963 – 1979, który doszedł do władzy na drodze przewrotu wojskowego. Park po dojściu do władzy przetrzepał skórę biznesowi, który postrzegał jako źródło korupcji (Lee uratował się przed więzieniem tylko dlatego, że podczas przewrotu Parka nie było go w kraju). Rozumiał jednak, że bez ludzi biznesu nie uda mu się zrealizować mocarstwowej wizji Korei. W związku z tym zawarł z biznesem niepisany układ: pomożecie w realizacji mojej wizji, a w zamian zostaniecie preferencyjnie potraktowani w dostępnie do państwowych funduszy. Jak nietrudno się domyślić, Park szybko znalazł gorliwych zwolenników.

Jednym z nich był Chung Ju-yung, założyciel Hyundaia (samo słowo po koreańsku znaczy „nowoczesny”). Chung był kluczowy dla realizacji wizji szybkiej industrializacji kraju, jaką snuł Park. Prezydent, po wizycie w Niemczech wymarzył sobie, że Koreę Południową zepnie sieć dróg szybkiego ruchu takich, jak niemieckie autobahny. Budowę pierwszej takiej arterii o długości 428 km, która miała połączyć Seul z położonym na południu i szybko rozwijającym się portem w Pusan, odradzali mu nawet najbliżsi doradcy. Koszt inwestycji przekraczał wysokość krajowego budżetu w 1967 r.

Prezes Hyundaia, podówczas już największej firmy budowlanej w kraju, po raz pierwszy spotkał się z Parkiem w cztery oczy właśnie w sprawie budowy tej drogi. Park chciał skonsultować z Chungiem kosztorys inwestycji. Chung wziął wyliczenia Ministerstwa Budownictwa, ślęczał nad nimi przez trzy tygodnie, a następnie wrócił z własnymi szacunkami – stanowiącymi 40 proc. wyjściowej kwoty. Prezydent był sceptyczny, ale Chung przekonał głowę państwa swoim entuzjazmem. Park uczynił Hyundaia szefem konsorcjum, które miało zbudować drogę i odblokował na inwestycję fundusze pochodzące z japońskich reparacji wojennych.

Park nie tylko zapewniał biznesowi dostęp do środków (wcześniej dzięki kredytowi państwowemu Hyundai zbudował własną cementownię), ale też pilnował, aby były właściwie wydawane. Prezydent często wpadał znienacka na plac budowy wymarzonej trasy wczesnym rankiem – i ku swojemu zdziwieniu, często widział tam już Chunga poganiającego robotników. Ekspresówkę Seul – Pusan zbudowano w imponującym tempie 2 lat i pięciu miesięcy.

Od tej pory Chung stał się zaufanym współpracownikiem Parka, chociaż nie piastował żadnej formalnej funkcji. Spotykali się często na stopie prywatnej. Podczas wielogodzinnych rozmów w Niebieskim Domu, czyli siedzibie głowy państwa, rozmawiali o tym, co zrobić, żeby Korea Południowa stała się rozwiniętym krajem. Park uczynił Chunga m.in. odpowiedzialnym za rozwój przemysłu stoczniowego w kraju.

Te nieformalne związki sprawiały, że biznes był w stanie przepchnąć w kręgach rządowych również własne pomysły. Kiedy Park nie chciał zgodzić się na udzielenie Hyundaiowi środków na rozpoczęcie produkcji samochodów, Chung molestował w tej sprawie premiera i szefa wywiadu. Dopiero we trzech udało im się przekonać prezydenta.

Samsung również był beneficjentem tego systemu, chociaż w inny sposób niż Hyundai. Przynajmniej w jednym źródle znajdziemy wzmiankę o tym, że to właśnie Lee Byung-chul przekonał świeżo upieczonego prezydenta Parka w 1963 r., że będzie potrzebował wsparcia biznesu dla swojej wizji budowy koreańskiej potęgi (tym źródłem jest „Krótka historia Korei” autorstwa Michaela Setha). Co jest ciekawe, bo panowie podobno nie przepadali za sobą. Park uważał, że Lee był w czepku urodzony (faktycznie, wywodził się z zamożnej rodziny), zaś Lee uważał prezydenta za prostaka bez szkoły. Co więcej, Samsung za czasów reżymu Parka musiał oddać na rzecz państwa kilka swoich biznesów, w tym bank, fabrykę nawozów oraz stację radiową.

Park nie rzucał jednak kłód pod nogi firmie (wręcz przeciwnie) co było kluczowe dla realizacji przez Lee wizji wejścia w branżę, którą uważał za najbardziej przyszłościową: elektronikę. Chociaż więc Samsung nie dostawał takich zleceń, jak Hyundai, to państwowa protekcja pozwalała na rozwój firmie i zdobywanie środków na inwestycję w elektronikę i rozwój kolejnych produktów: od telewizorów czarno-białych, przez kolorowe, a następnie rozwój produkcji chipów komputerowych, od pamięci RAM zaczynając.

Zresztą ze związków z polityką zrodziły się nie tylko te dwie firmy. Koncern Daewoo powstał dzięki temu, że jego założyciel znał się z Parkiem jeszcze z czasów przed przewrotem w 1963 r. Huty stali w kraju powstały tylko dzięki temu, że Park uparł się, że Korea Południowa musi mieć własną produkcję w tym względzie – i wyznaczył jednego ze swoich pułkowników do nadzorowania projektu. Wreszcie za jedną z przyczyn kryzysu azjatyckiego uważa się „kapitalizm kolesi”, czyli sytuację, w której bliskie związki między przedstawicielami rządu, finansjery i biznesu doprowadziły do udzielenia wielu kredytów na nierentowne inwestycje (z powodu przeinwestowania upadło m.in. Daewoo, kiedyś poważny gracz w Polsce).

Nawet jeśli dzisiejszy wyrok oznacza, że w podejściu do narodowych czempionów coś się w Korei zmieni, to nie będzie to szybki proces – w myśl starego powiedzenia „socjalizm – tak, wypaczenia - nie”, obecny system wciąż będzie miał wielu zwolenników.

>>> Polecamy: Stępione pazury azjatyckiego tygrysa. Korea Południowa jest w kryzysie