Od dobrych kilku lat w najszybszym tempie wzrasta sprzedaż SUV-ów (Sport Utility Vehicles), czyli sportowych i użytecznych samochodów, które w ogromnej większości nie są ani sportowe, ani użyteczne. Samochody te sprzedają się na całym świecie, jak świeże bułki i nawet wyższe niż w innych typach aut zużycie benzyny i oleju napędowego nie potrafi zniechęcić do kupowania SUV-ów.

Według szacunków brytyjsko-japońskiej firmy JATO w bieżącym roku po raz pierwszy w historii ponad 51 proc. wyprodukowanych samochodów osobowych stanowić będą SUV-y różnych wielkości i ich „kuzyni” (mniejsze SUV-y, czyli crossovery). W ubiegłym roku ich udział w globalnej sprzedaży samochodów osobowych wyniósł 47 proc., w 2016 r. 44 proc, a w 2015 roku - 40 proc. Na całym świecie sprzedano w ubiegłym roku (od 1 stycznia do 30 listopada) aż 11,8 mln różnych SUV-ów czyli o 12,3 proc. więcej w porównaniu do analogicznego okresu w 2016 roku.

Ogromny wzrost sprzedaży SUV-ów rozpoczął się ponad 20 lat temu w Stanach Zjednoczonych, gdzie ich udział w ogólnej sprzedaży samochodów osobowych przekracza 40 proc. i stale rośnie. Największe koncerny samochodowe, takie jak Fiat Chrysler Automobiles i Ford, zamierzają produkować w fabrykach zlokalizowanych w tym kraju prawie wyłącznie SUV-y, a tylko niewielki procent ich całkowitej produkcji będą stanowić „klasyczne” auta osobowe.

>>> Czytaj też: Oto państwa, w których nie trzeba ubezpieczać samochodu

Trudno dopatrzyć się mniej lub bardziej racjonalnych przesłanek przemawiających za przesiadką z „klasycznych” aut osobowych do SUV-ów. Znaczącą rolę przy wyborze SUV-a odgrywa raczej dążenie do zapewnienia większego bezpieczeństwa i względy prestiżowe. SUV-y bowiem spalają więcej paliwa i tym samym bardziej zanieczyszczają środowisko naturalne. A to z kolei kłóci się z dążeniem do życia w zdrowym, pozbawionym smogu środowisku. Ponadto utrzymanie tych modnych aut kosztuje ich posiadaczy znacznie więcej (stałe wydatki na benzynę, ubezpieczenie, naprawy, etc.) niż użytkowników mniejszych aut osobowych.

Reklama

Co więc posiadacz SUV-a zyskuje? Frajdę z jazdy sportowym autem? Z pewnością nie, bo moc silników ogromnej większości SUV-ów nie ma nic wspólnego z silnikami o mocy kilkuset koni mechanicznych, montowanych w prawdziwych autach sportowych. SUV-y nie są także wyjątkowo użytkowymi autami (wbrew swojej nazwie), ani też nie są w ogromnej większości autami terenowymi, którymi można jeździć nie tylko po „ubitych” drogach, lecz także po bezdrożach. Większość z nich nie ma napędu na cztery koła, a jedyne właściwości terenowe to wyższy prześwit i obszerniejsza kabina pasażerska, a także większa masa własna takiego auta. Tę ostatnią cechę większość posiadaczy SUV-ów ceni chyba najbardziej i utożsamia ją z większym bezpieczeństwem podróżowania takim „solidnym” autem. Jest to trochę iluzoryczna wygoda, gdyż w wielu typach innych aut osobowych wyższe parametry bezpieczeństwa uzyskuje się nie tylko poprzez większą masę auta. Wprawdzie kierowca SUV-a siedzi wyżej i tym samym lepiej widzi co się dzieje na drodze, ale jego masywne auto ma gorsze od lżejszych aut osobowych właściwości jezdne i przede wszystkim zużywa więcej benzyny lub oleju napędowego.

Od dawna przewagę w tym segmencie samochodów mają producenci japońscy, którym usiłują dorównać francuskie, południowokoreańskie i niemieckie koncerny samochodowe. Niemiecki Volkswagen przespał swoją szansę, gdyż dopiero kilka lat temu zaczął produkować w większych ilościach swoje SUV-y (Tuarega i Tiguana), a całkiem niedawno wielkiego crossovera Atlas, przeznaczonego na chłonny rynek amerykański. W bieżącym roku Volkswagen wprowadzi na rynek pięć nowych SUV-ów, w tym trzy w Chinach, a do 2020 roku chce produkować aż 20 różnych modeli SUV-ów i crossoverów.

Auta te produkują w mniejszych ilościach także producenci luksusowych samochodów, tacy jak Rolls-Royce czy Maserati. Przykładowo Lamborghini oferuje swojego SUV-a o wymownej nazwie „Urus” o mocy aż 650 KM, osiągającego „setkę” w ciągu zaledwie 3,6 sekund. Będzie to więc rzeczywiście bardzo sportowy i pewnie też użyteczny SUV. Będzie to jednak bardzo drogie auto, za które w wersji podstawowej trzeba będzie zapłacić aż 201 tys. dolarów (170 tys. euro). W 2018 roku także Ferrari wprowadzi do sprzedaży swój luksusowy SUV (FUV) dla bardzo zamożnych klientów. Wszyscy producenci SUV-ów cieszą się z rosnącego popytu na te paliwożerne auta. Dzięki większym wpływom z ich sprzedaży mają obecnie więcej środków na rozwój produkcji aut elektrycznych. A te ostatnie to przyszłość motoryzacji i ich sprzedaż będzie w najbliższych kilkunastu latach wzrastać w podobnych tempie, jak obecnie wzrasta sprzedaż SUV-ów. Potwierdzają to dotychczasowe wyniki największego producenta tych samochodów, koncernu Tesla, który w bieżącym roku wyprodukuje aż 500 000 elektrycznych aut czyli o dziesięć razy więcej niż kilka lat temu.

>>> Czytaj też: Auta elektryczne wcale nie takie ekologiczne. Wychodzą na jaw ukryte koszty