Wielkie firmy uwielbiają opowiadać, że chcą działać jak start-upy. Okazuje się to bardzo trudne w realizacji.
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
Niektórzy z was, drodzy czytelnicy, znają to z własnego podwórka. Duża, opasła firma deklaruje, że od tej pory będzie zwinna jak start-up. W biurach pojawiają się pufy, piłkarzyki, od czasu do czasu pizza oraz świeże owoce w skrzynkach. Szumu wokół tego jest tyle, jakby przedsiębiorstwo się przebranżowiło i zaczęło wysyłać ludzi na Księżyc. Organizowane są zebrania, na których zatrudniony z zewnątrz „kołcz” tłumaczy, jak ważna dla firmy jest jej kultura.
I właściwie tyle. Po początkowym okresie burzy i naporu wszystko cichnie, pizza znika, zebrania się kończą, a stół do piłkarzyków – chociaż jeszcze od czasu do czasu ktoś w nie pyka – zaczyna zbierać kurz. Wszystko wygląda tak jak dawniej. Po wielkiej zmianie organizacyjno-kulturowej pozostają jedynie anegdoty opowiadane przy dystrybutorze z wodą i na papierosie. Okazuje się, że bardzo trudno jest wygonić „ducha Molocha”.
Reklama

CAŁY TEKST W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP