Jeszcze do niedawna poziom 80 USD za baryłkę wydawał się barierą mało realistyczną do pokonania, głównie ze względu na fakt, że najwięksi producenci ropy naftowej, w tym głównie Stany Zjednoczone i Rosja, zwiększali produkcję tego surowca, a Arabia Saudyjska deklarowała potencjał do wzrostu wydobycia w dowolnej chwili.

Jednak kwestia Iranu zaczęła coraz bardziej przekładać się na obawy o produkcję ropy naftowej na świecie, zwłaszcza że ostateczny termin wprowadzenia sankcji przypada już na początek listopada, więc coraz więcej państw i konkretnych firm wygasza już współpracę z Iranem i zaopatruje się wśród innych dostawców.

Sytuacja w Iranie była głównym tematem rozmów producentów ropy naftowej w Algierii w minioną niedzielę. Spotkały się państwa OPEC oraz kraje, które wraz z nimi podpisały naftowe porozumienie, czyli przede wszystkim Rosja. Jednak, wbrew oczekiwaniom, państwa te wcale nie zadeklarowały chęci szybkiego zwiększania wydobycia ropy naftowej. To zaniepokoiło inwestorów, zwłaszcza że zapasy ropy naftowej na świecie ostatnio spadały, a kłopoty z produkcją dotyczą nie tylko Iranu, lecz także innych producentów (w tym głównie Wenezueli).

Niechęć do zwiększania produkcji ropy może świadczyć o tym, że Arabia Saudyjska i Rosja czują się komfortowo przy tym poziomie cen ropy naftowej, albo o tym, że kraje te nie posiadają zbyt dużego potencjału do zwiększania produkcji w tym momencie. Zupełnie inną postawę prezentują Stany Zjednoczone, co pokazały ostatnie nawoływania Donalda Trumpa do pozostałych producentów ropy o wpływ na obniżkę cen tego surowca.

Reklama

Paweł Grubiak - prezes zarządu, doradca inwestycyjny w Superfund TFI