Procedura wyboru dostawcy technologii do elektrowni jądrowej miałaby być dwuetapowa. W 2018 r. wyłoniono by jeden-dwa podmioty, a ostateczny wybór powinien nastąpić po negocjacjach trwających rok, czyli jeszcze w 2019 r. - podał dyrektor departamentu energii jądrowej ME Józef Sobolewski.

Dyrektor Sobolewski przedstawił informacje na temat przygotowań do podjęcia przez rząd ostatecznej decyzji ws. polskiej elektrowni jądrowej podczas polsko-japońskiego seminarium nt. infrastruktury energii jądrowej w poniedziałek w Krakowie. Jak podkreślał w rozmowie z PAP, ME przeanalizowało dosłownie wszystkie dostępne schematy finansowania i znalazło pewne optymalne rozwiązania, które w perspektywie roku 2030 zapewniają produkcję energii po cenie konkurencyjnej na przyszłym rynku.

Jak podkreślali japońscy uczestnicy seminarium zorganizowane przez JICC - centrum współpracy międzynarodowej organizacji japońskiego przemysłu jądrowego JAIF - Japonia służy swoją wiedzą i doświadczeniem dla bezpiecznego rozwoju energii jądrowej w Polsce. Jednak zadaniem JICC nie jest ingerowanie w polski proces decyzyjny. Także angażowanie się w przetarg to sprawa producentów, nie nasza - powiedział PAP Kazuhito Koyama z JICC.

Kilka lat temu ministerstwa gospodarki obu krajów podpisały memorandum o współpracy w dziedzinie pokojowego wykorzystania energii jądrowej w Polsce. Na jego mocy w sposób transparentny wspieramy Polskę, nie angażujemy się w kwestie biznesowe - dodał Koyama.

Japończycy regularnie przedstawiają w Polsce funkcjonowanie swojej infrastruktury energii jądrowej, wnioski z doświadczeń, w tym i z awarii w Fukushimie, systemy kształcenia kadr i zarządzania zasobami ludzkimi. Jak podkreślają, elektrownia jądrowa to projekt z perspektywą stuletnią. Według ich szacunków, w kraju bez atomu, jak Polska, przygotowania do budowy pierwszego reaktora trwają 5-10 lat, a sama budowa 5-8 lat. Blok jądrowy działa potem co najmniej 60 lat, a kolejne 20-40 trwa jego rozbiórka.

Reklama

Bezpieczne operowanie elektrownią wymaga jednak odpowiednio wyszkolonych ludzi, organizacji i współpracy władz, regulatora, przemysłu. A także - czemu poświęcono dużo czasu - intensywnych i ciągłych działań edukacyjnych i informacyjnych. W tym kontekście Japończycy przedstawiali m.in. swoje działania podjęte po awarii w Fukushimie. W sześć i pół roku po wypadku, w Japonii działa pięć spośród około 40 reaktorów energetycznych, które spełniają albo teoretycznie mogą spełnić ostrzejsze wymogi bezpieczeństwa.

W sierpniu 2017 r. japoński rząd zdecydował się rozpocząć rewizję polityki energetycznej, tak by powrócić na większą skalę do korzystania z energetyki jądrowej. O ile w 2010 r. japońskie reaktory dały 29 proc. zużytego w kraju prądu, a obecnie jest to zaledwie kilka proc., to na 2030 r. planuje się dojście do poziomu 22-24 proc. Prace te wstrzymało na razie rozpisanie przedterminowych wyborów.

Sobolewski zapowiedział ponadto, że raport powołanego w 2016 r. przez ministra energii komitetu ds. reaktorów wysokotemperaturowych potwierdzi przydatność tego typu konstrukcji w polskim przemyśle. Raport został już zaakceptowany przez ministra i wkrótce zostanie opublikowany.

Według niego studium potwierdza celowość badań, budowy i wykorzystania w przemyśle wysokotemperaturowych reaktorów typu HTGR (High Temperature Gas Reactor) i VHTR (Very High Temperature Reactor). Ten pierwszy może dostarczać ciepła do wytwarzania pary wodnej o temperaturze ponad 500 stopni Celsjusza, wykorzystywanej do procesów chemicznych. Ten drugi może dostarczać temperatur rzędu 1000 stopni, potrzebnych np. do produkcji wodoru.

Jak mówił, 13 wielkich polskich fabryk chemicznych potrzebuje 6500 MW ciepła o temperaturze 400-550 stopni, a reaktory mogłyby zastąpić węgiel i częściowo gaz w jego produkcji. Pierwszym krokiem ma być budowa eksperymentalnego reaktora o mocy ok. 10 MWt w NCBJ w Świerku. Docelowo w Polsce przydatne byłyby reaktory o mocy 150-300 MWt i 15-18 MWe.