Donald Trump już podczas kampanii wyborczej zapowiadał, że nie jest wielbicielem OZE, tylko węgla i atomu, a jako prezydent wypowie paryskie porozumienia klimatyczne i uchyli przyjęty za Baracka Obamy Plan Czystej Energii. Teraz za słowami idą czyny.

W październiku Scott Pruitt, szef rządowej Agencji Ochrony Środowiska, złożył formalny wniosek o uchylenie Planu Czystej Energii, który reguluje m.in. działalność elektrowni węglowych. W lutym 2016 r. Sąd Najwyższy zablokował obowiązywanie planu do czasu, aż sąd niższej instancji rozpatrzy pozew przeciwko niemu.

– Jesteśmy zdecydowani naprawić błędy administracji Obamy poprzez uporządkowanie propozycji regulacyjnych. Każda zasada zastępująca dotychczasową zostanie wprowadzona uważnie, odpowiednio, z pokorą, przy wysłuchaniu wszystkich, których ma dotyczyć – stwierdził Pruitt.

Jak pisaliśmy, czysty węgiel Donalda Trumpa okazał się mrzonką. Departament Energii wyliczył, że do 2030 r. w całych USA nie ma w planie ani jednej nowej elektrowni węglowej ani jądrowej - wyłącznie wyłączenia przestarzałych mocy.
Niedawno zapowiedziano więc spowolnienie tego procesu poprzez subsydiowania elektrowni węgla i atomu. W tym samym czasie administracja zaproponowała 3,8 mld dolarów gwarancji kredytowych, co ma ułatwić dokończenie budowy elektrowni atomowej Vogtle w stanie Georgia. Jej budowa ruszyła w 2009 r., jest opóźniona (m.in. z powodu bankructwa firmy Westinghouse Electric, która była jednym z wykonawców), a budżet – 25 mld dolarów – dawno został przekroczony.

Podatkowe uderzenie

Reklama

Ale jeszcze ważniejsze są zapowiadane działania fiskalne. W producent energii odnawialnej uderzyć mogą zarówno szykowane przez Biały Dom reformy w podatkach dla przedsiębiorstw, jak i zasygnalizowany przez szefa Agencji Ochrony Środowiska zamiar definitywnego wycofania się z kredytu podatkowego dla producentów czystej energii.
Prawo do kredytu podatkowego mają zarówno farmy wiatrowe, jak i producenci energii słonecznej. W końcu 2015 r. Kongres przedłużył obowiązywanie kredytu. Zgodnie z tą decyzją kredyt dla farm wiatrowych ma zostać wygaszony w 2020 r., a dla producentów energii słonecznej w 2022 r.

W ocenie ekspertów, obniżenie podatków sprawi, że odnawialne źródła energii staną się droższe. Spadnie bowiem popyt na kredyt podatkowy ze strony firm, w tym przede wszystkim banków i instytucji ubezpieczeniowych, które teraz kupują go od farm słonecznych i wiatrowych i obniżają dzięki temu płacone państwu daniny. Obrót kredytem podatkowym finansuje nawet 50 proc. kosztów inwestycji związanych z uruchomieniem farmy. Według wyliczeń jednej z komisji Kongresu USA, w latach 2016-2020 wartość kredytu podatkowego udzielonego tylko energetyce słoneczne wyniesie 12,3 mld dolarów.

Cła na panele

W energetykę słoneczną uderzyć może też podniesienie ceł na importowane panele słoneczne oraz ewentualne wprowadzenie kwot importowych. Tu sytuacja nie jest jeszcze przesądzona, ale wiele wskazuje, że i do tego dojdzie.

O wprowadzenie ceł importowych na panele zwrócił się ich amerykański producent Suniva, który w kwietniu wystąpił o sądową ochronę przed wierzycielami. Cła miałby być środkiem zaradczym pozwalającym zrestrukturyzować zadłużenie Suniva. Pomysł spodobał się administracji Donalda Trumpa, a z urzędu zajmuje się nim Komisji Handlu Międzynarodowego (ITC).

Cła, według propozycji Suniva, miałyby wynosić w pierwszym roku obowiązywania 40 centów za wat mocy wytwarzanej przez panel, a cena wata mocy nie mogłaby być niższa niż 78 centów. Aktualnie ceny paneli – po ostatnich wzrostach spowodowanych obawami, że cła wejdą w życie – wynoszą średnio ok. 32 centów za wat.
Propozycję zgłoszoną przez Suniva poparł amerykański oddział SolarWorld, bankrutującego niemieckiego producenta paneli. Pomysł krytykują organizacje zrzeszające amerykańskie firmy z branży energetyki słonecznej. Jedna z nich – Solar Energy Industries Association – ocenia, że wzrost cen paneli spowoduje likwidację 88 tys., czyli ok. 1/3 miejsc pracy istniejących w branży w USA. Zwolennicy pomysłu szacują, że dzięki podniesieniu ceł zachowanych zostanie ok. 38 tys. miejsc pracy u amerykańskich producentów paneli.

Na razie nie zapadła decyzja co do działań zaradczych, ale są sygnały, że zostaną wdrożone. W końcu września panel komisarzy ITC jednogłośnie poparł pomysł ich wprowadzenia. Panel zasugerował, by kraje z którymi USA mają umowy o wolnym handlu podzielić na dwie grupy. Dla pierwszej, które w sumie mają 5 proc. udział w imporcie paneli (obejmowałaby m.in. Kanadę i Singapur) ograniczenia nie byłyby wprowadzone, zaś druga, z której pochodzi 28 proc. importu paneli – złożona z Korei Południowej i Meksyku – zostałaby nimi objęta. Najwięcej paneli – ok. 30 proc. – importowanych jest z Malezji. Korea Południowa z udziałem na poziomie 21 proc. jest drugim graczem. Kolejne 26 proc. importu rozdzielone jest mniej więcej po równo między Chiny, Tajlandię i Wietnam.

Ostateczną decyzję, o rekomendacji dla prezydenta Trumpa ITC ma podjąć do 13 listopada. Nawet jeśli opinia będzie negatywna nie można wykluczyć, że administracja podchwyci pomysł.

Według danych Międzynarodowej Agencji Energii w ub.r. w USA zainstalowano panele o łącznej mocy 15 GW, o 100 proc. większej niż w 2015 r. Zgodnie z wcześniejszymi prognozami GTM Research, w latach 2018-2022 miały być zainstalowane panele o łącznej mocy 72,5 GW. Teraz analitycy firmy szacują, że jeśli cła wejdą w życie łączna moc zainstalowana w tym czasie spadnie do 36,4 GW, w scenariuszu z minimalną ceną 78 centów za wat lub do 25 GW, gdy minimalna cena zostanie dodatkowo powiększona o cło.

Czy da się zatrzymać zmiany? O tym w dalszej części artykułu na portalu wysokienapiecie.pl

Autor: Tomasz Świderek, WysokieNapiecie.pl