Start-upy to firmy w fazie rozwoju więc początkowo nie zarabiają w ogóle, chodzi przede wszystkim o utrzymanie swoich założycieli, jeśli pozwala na to zgromadzony z różnych źródeł kapitał. Gwarancją dochodu i zarobków dla pracowników stają się dopiero w miarę regularne przychody.

W Polsce spośród około 3000 start-upów ciągle nieproporcjonalnie dużo rozwija się w oparciu o środki własne, czyli z reguły pochodzące od triady 3F czyli rodziny, przyjaciół i niefrasobliwych (czyli tzw. głupców). Kapitał do własnego start-upa wnoszą też założyciele posiadający doświadczenie w firmie rodzinnej lub korporacji – ponad 80 proc. firm w fazie ekspansji ma właśnie takich założycieli. Według raportu Polskie Startupy 2017 wyłącznie z własnych środków utrzymuje się aż 62 proc. młodych firm. I mimo wdrażanych różnych programów wsparcia, głównie państwowego, liczba takich jednostek rośnie. Musi to spowalniać ich wzrost, który w różnych dziedzinach, jak choćby biotechnologia, ochrona zdrowia wymaga sporych nakładów inwestycyjnych. To powoduje, że data uzyskania pierwszych przychodów się oddala. Najszybciej generują je młode firmy w obszarze mody i designu, technologii marketingowych i narzędzi dla deweloperów.

Pozytywnie na wyniki wpływa też działalność eksportowa, bo szybciej nadaje biznesowi odpowiedniej skali. Około połowy start-upów to właśnie eksporterzy, spośród których 60 proc. osiąga regularne przychody – to półtora razy więcej niż w populacji wszystkich polskich młodych biznesów. Na wyniki eksporterów wpływa fakt, że ich odbiorcami są klienci z USA i Europy Zachodniej (Niemcy, Wielka Brytania), gdzie ceny i marże są wyższe. Dlatego start-upy eksportujące należą też do najlepiej zarabiających. Większą szansę na wyższe zarobki daje dostarczanie produktów i usług klientom biznesowym (B2B) (57 proc. oferuje takie rozwiązania, niż detalicznym – 18 proc. Pozostali mają odbiorców na obu rynkach. Jak wynika z przytaczanego raportu, najlepiej radzą sobie start-upy sprzedające rozwiązania z zakresu big data - modelowy polski start-up robi oprogramowanie do analityki big data i sprzedaje je firmom, głównie małym i średnim zatrudniającym do 250 osób. Dobre wyniki osiągają też firmy sprzedające technologie dla marketingu (regularne przychody deklaruje 40 proc. z nich) i działające w obszarze analityka/narzędzia badawcze/business intelligence – tu regularnie zarabia co trzeci. Ryzykowna może być produkcja technologii dla energetyki oraz obszar rozszerzonej i wirtualnej rzeczywistości.

Przychody start-upów nie przyprawiają jednak raczej o zawrót głowy. Około 60 proc. z nich osiąga wartość sprzedaży na poziomie 100 tys. złotych miesięcznie, a jedynie 15 proc. powyżej pół miliona. Lepiej wypadają też te firmy, które w ostatniej rundzie finansowania otrzymały wsparcie zewnętrznego funduszu venture capital, przede wszystkim krajowego. W grupie 18 najlepiej zarabiających start-upów (średni przychód miesięczny za pół roku 2017 powyżej 1 mln zł) znalazły się cztery z krajowym VC (pozyskanym w ramach ostatniej rundy finansowania) oraz po trzy doinwestowane przez krajowego lub zagranicznego inwestora.

>>> Czytaj też: Polska startupowa ziemia obiecana za unijne pieniądze. Wszyscy polują na jednorożca

Reklama

Wiele start-upów rozwija się bez znacznego powiększania zatrudnienia. Z analizowanego badania wynika, że 71 proc. start-upów w połowie 2017 roku deklarowało, że zatrudnia pracowników. W typowej tego typu firmie pracują 1-2 osoby. Często skalowanie biznesu nie powoduje szczególnego wzrostu zatrudnienia - dotyczy to firm technologicznych. Generalnie jednak zatrudnienie zaczyna rosnąć w momencie ekspansji i osiągania przychodów. Młode, ale już dojrzałe firmy, poszukują sprzedawców, marketingowców i programistów. W przypadku tych dwóch pierwszych grup pożądane jest doświadczenie zagraniczne i to jest największe wyzwanie rozwojowe, bo mniej niż jedna trzecia zatrudnia obcokrajowców - w Kalifornii 50 proc. Jednak tylko 22 proc. start-upów zatrudniających pracowników ma ich więcej niż dziesięciu. Dotyczy to głównie podmiotów przekraczających miesięczny przychód w wysokości miliona złotych – niemal trzy czwarte z nich zatrudnia więcej niż 50 osób.

Uzyskanie informacji o zarobkach i innych formach motywacji pracowników w start-upach nie jest proste. Większość pytanych nie reaguje na przesłane ankiety. Pozostali udzielają raczej ogólnikowych odpowiedzi. - Formy zatrudnienia bywają różne – dominują umowy o pracę, są kontrakty i umowy zlecenia, wynikające np. z etapu rozwoju start-upa – mówi Grzegorz Kanka, członek zarządu Cognitum, podmiotu działającego w obszarze rozwiązań AI (sztuczna inteligencja), posiadającego 15 pracowników i generującego wciąż jeszcze nieregularne przychody, ale z inwestorem venture capital. Im wcześniejszy etap rozwoju firmy, tym mniej pracowników pobierających regularne wynagrodzenie, a właściciele w ogóle nie nastawiają się na zarobki. Ich i innych pracowników motywują szanse na dochody i udziały w przyszłości. Trochę inne zdanie ma Sebastian Maśka, prezes Versum, firmy specjalizującej się w oprogramowaniu do zarządzania i promocji salonów urody. To już duża firma w fazie dojrzałości i skalowania biznesu. "Zarobki w start-upie powinny pojawić się możliwie szybko, podobnie jak możliwie szybko klienci start-upu powinni płacić za usługi, które są im oferowane. Za pracę należy się wynagrodzenie, dlatego w Versum nawet staże czy dni próbne zawsze wiążą się z wynagrodzeniem" - mówi. Ten podmiot też ma wsparcie funduszu venture i grupy inwestorów indywidualnych.

Założyciele pytanych start-upów podkreślają, że dokładają starań, aby wynagrodzenia za pracę odzwierciedlały wyniki, na które członek zespołu ma wpływ, o co czasem trudno w innych dużych firmach. Na wynagrodzenie wpływa też: doświadczenie i kompetencje, zdolności językowe umożliwiające współpracę z klientami i partnerami zagranicznymi, umiejętność prowadzenia zespołu i zaangażowanie w pracę. Duże start-upy mogą zaoferować poziom zarobków przekraczający średnie rynkowe, czyli mniej więcej 4-6 tys. złotych netto, choć przedstawiciele firm nie podają średniej wartości, bo jest to mylące i zależy od konkretnego stanowiska pracy – programisty, sprzedawcy czy marketingowca. Więcej na ten temat można dowiedzieć się, jeśli ma się dostęp do zamkniętych grup adresowanych do startupowców, chociażby na Facebook-u czy Goldenline. Tu oferty na poziomie 10 tys. złotych nie należą do rzadkości. Tyle oferuje dla developera PWA start-up technologiczny pracujący nad rozwiązaniami scooter-sharing. Kwotę nawet między 15 a 20 tys. złotych miesięcznie daje do dyspozycji młoda firma przygotowująca programy lojalnościowe, chociaż Senior Java developer to już nie szeregowy programista. Tak wysokie gaże związane są jednak z wymogiem założenia własnej działalności gospodarczej. Kierownik sprzedaży w start-upie technologicznym należącym do grupy Dirlango może liczyć na 6 tys. złotych na rękę. Podawane są też stawki godzinowe dla pracy przy konkretnych projektach – np. skandynawski start-up pracujący nad aplikacją dot. transportu grupowego daje developerowi Node od 110-135 złotych za godzinę. Dla porównania światowa mediana zarobków dla tego stanowiska to 80 tys. dolarów rocznie.

Wiele firm oferuje elastyczne godziny pracy i przynajmniej częściowo pracę zdalną. Dostępna jest szeroka oferta dodatkowych benefitów: ubezpieczenie, opieka medyczna, dostęp do zajęć sportowych, bezpłatne posiłki – owoce, a nawet śniadania, imprezy firmowe, a także …. parking rowerowy. Tym sposobem firmy zabiegają o specjalistów, których deficyt na rynku rośnie. Ale dla wielu pracowników może większe znaczenie motywacyjne ma co innego. Lubię jak dużo się dzieje – przekonuje Grzegorz Węglarz – marketing manager w Versum. Dlatego najważniejszy jest własny rozwój i możliwość stałego wpływ na kształtowanie firmy. Podkreśla, że nigdy nie czuje się anonimowym trybem maszyny, a sposób prowadzenia firmy, w tym szacunek dla pracowników musi być zbieżny z jego wartościami.

Te czynniki są jeszcze ważniejsze w odniesieniu do start-upów na wczesnym etapie rozwoju, gdzie pieniądze i dodatkowe benefity nawet nie są w sferze marzeń. Tu założyciele pracują często w czasie wolnym, a ewentualnych pracowników zatrudniają na czarno, albo płacą udziałami za poświęcony czas (tzw. umowy założycielskie) i wyczekują inwestora, bo wtedy mogą zobaczyć realne pieniądze. - Regularne przychody przyjdą w momencie, gdy firma znajdzie właściwy model biznesowy i przyjmie się na rynku – wyraża nadzieję Agnieszka Filipowska współzałożycielka Cocon Cotton z Wrocławia, start-upu zajmującego się dystrybucją własnych wzorów pościeli. Z kolei pytani o motywację młodzi przedsiębiorcy w gdyńskiej Strefie Startup mówią ironicznie: praca w trybie 24h oraz częsta depresja. Muszą wiedzieć, że skala porażek i upadków w start-upowej branży jest przytłaczająca i dochodzi do 90 procent. Pozostaje wytrwałość i wiara, że załapią się na pozostałe 10. Jeśli nie wypali jeden pomysł trzeba uczyć się na porażkach i spróbować z innym.

>>> Polecamy: Start-up, czyli udawany biznes. Ani zysków, ani miejsc pracy