Nie można mówić, że nasza firma to już tylko nazwa. Jest know-how, są ludzie, jest bardzo nowoczesny zakład produkcyjny i bardzo atrakcyjny rynek - z Robertem Neymannem, prezesem Biotonu, rozmawia Patryk Słowik.



Kieruje pan największą polską spółką biotechnologiczną. Ale ile w Biotonie jest historii, a ile prawdziwego biznesu? Ile nazwy, a ile realnej działalności?
Trudno mi się odnosić do historii, bo wchodziłbym w jej ocenianie, a to nie jest moją rolą. Z mojej perspektywy ważne jest to, co przed nami i jak możemy wykorzystać niewątpliwe atuty, jakie ma Bioton, dla budowania jego przyszłości.
Szkoda, bo warto mówić wprost o błędach.
Reklama
Warto, ale najpierw jednak trzeba znać wszelkie okoliczności. Nie wypada mi się wypowiadać na temat tego, co należało robić kilka czy kilkanaście lat temu, gdy dziś mamy 2018 r. – łatwo jest oceniać z perspektywy czasu. Ale na pierwszy rzut oka widać, że był czas, gdy Bioton nie schodził z łamów gazet, była narracja „jesteśmy producentem tak potrzebnej insuliny, zaraz będziemy najwięksi na świecie”. Tyle że największym na świecie Bioton nie został. Osobiście wolę większą wstrzemięźliwość w słowach, za to mniejszą w czynach. Prehistoria już za nami. Historia to pojawienie się nowego inwestora w 2015 r. I teraźniejszość, czyli coś, co dla mnie jest szczególnie istotne – czas od 2017 r., gdy dołączyłem do firmy, aż do teraz.
Podobno ludzie uczą się na błędach. Wyciągnął pan jakieś wnioski z błędów z tej prehistorii?
Nie należy próbować stać się mocarstwem, gdy nie ma się ku temu przesłanek. Bioton to rzeczywiście największa polska firma biotechnologiczna, ale trzeba działać rozważnie. Przykład: spółka dystrybucyjna SciGen w Singapurze, którą niedawno sprzedaliśmy. Jej zakup kilka lat temu był finansowo nieopłacalny. Na sam zakup wydano 30 mln dol. Kolejne 80 mln dol. to pożyczki z Biotonu udzielone SciGen, który miał budować fabryki w Izraelu, Indiach i Chinach – nic z tego nie powstało. Finalnie wychodząc z tych projektów, Bioton odzyskał jedynie około 32 proc. zainwestowanych środków, natomiast dług z tytułu pożyczki udzielonej przez Bioton SciGenowi pozostał. Aby go zwrócić, SciGen musiałby generować zyski na poziomie 2017 r. przez kolejne 42 lata, co jest raczej mało realne na dzisiejszym rynku bez dodatkowych inwestycji. Ostatecznie w ramach tej transakcji Bioton odzyskał blisko 100 mln zł w gotówce oraz przejął licencję na produkcję i sprzedaż insuliny, którą posiadał SciGen. I wracając do pytania: tego właśnie nauczyła mnie historia Biotonu. Tego, że oczywiście można kupować spółki, należy wręcz chcieć podbijać świat. Ale aby to zrobić, trzeba być do tego dobrze przygotowanym i wiedzieć, po co się to robi.
Przekonuje mnie pan do tego, by uznać, że w Biotonie została już tylko nazwa. A cała reszta to nowa firma tworzona od podstaw.
Nie miałbym śmiałości, by powiedzieć, że zaczynamy od zera. Byłoby to nie w porządku w stosunku do ludzi, którzy są w Biotonie od lat. Często wiedza i umiejętności tych osób po prostu nie były odpowiednio wykorzystywane. To naprawdę świetna ekipa. Bioton ma też technologię produkcji insuliny, która to technologia jest niebywale skomplikowana. Na świecie znajdziemy dużo firm, które są w stanie wyprodukować np. szklankę insuliny, ale niewiele tych, które są w stanie wyprodukować jej tony. Szacujemy, że na świecie jest ok. 12 firm, które mają zdolności przemysłowej produkcji insuliny. Słyszałem ostatnio wypowiedź jednego z uczestników rynku farmaceutycznego, że biotechnologia to są Himalaje farmacji. To prawda. To cały proces, który polega na pracy z żywym organizmem, jego modyfikowaniu i robieniu tego na gigantyczną skalę, przy zachowaniu pełnej powtarzalności, kontroli procesów, a wszystko zaczyna się od tego, że schodzimy do poziomu łańcucha DNA pojedynczej bakterii. Nie można więc mówić, że Bioton to już tylko nazwa. Jest know-how, są ludzie, jest bardzo nowoczesny zakład produkcyjny i jest bardzo atrakcyjny rynek. Czy tego chcemy, czy nie – diabetologicznych pacjentów będzie przybywało, wszystkie statystyki na to wskazują. Wiąże się to z trybem i długością życia oraz lepszą diagnostyką chorych. Wszystko to razem powoduje, że segment insulinowy rośnie. Jest rynek, jest technologia i są ludzie. Trzeba to po prostu wszystko mądrze poskładać.