Dyskonty skutecznie wypierają z rynku konkurencję. Mimo to pod bokiem wyrósł im gracz wyceniany na giełdzie na 4 mld zł.
Warszawskie Bemowo to pod względem nasycenia sklepami spożywczymi specyficzna dzielnica. Można wyjść z Biedronki i po przejściu 200 metrów wejść do kolejnej. Kwadrans spaceru wystarczy, żeby dotrzeć do trzech kolejnych sklepów tej sieci. W sąsiedztwie Kaufland, po dwa Lidle i Tesco. W nowo powstających blokach upchane mniejsze sklepy – Żabka, Abc, Globi. Niektórzy takiej konkurencji nie wytrzymują. Auchan zamknął przejęty po Realu hipermarket, to samo stało się z mniejszą Stokrotką. Jeśli wierzyć Google Maps, najbliższy market sieci Dino Polska jest w Bieniewicach, pół godziny jazdy samochodem. Dość daleko jak na sieć, której logo dopełnia hasło „Najbliżej Ciebie”. Ale z drugiej strony dobrze obrazuje to potencjał, który może przełożyć się na przyszłe zyski firmy.

Postawili na proximity

Założone 18 lat temu przez Tomasza Biernackiego w wielkopolskim Krotoszynie Dino jest na razie siecią regionalną. Główny udziałowiec kontroluje 51 proc. akcji firmy. Po giełdowym debiucie posiadany przez Biernackiego pakiet wyceniany jest na ponad 2 mld zł. Taki majątek daje miejsce na początku drugiej dziesiątki najbogatszych Polaków.
Rozwój sieci znacznie przyspieszył w 2010 r., kiedy Biernacki przekonał do zainwestowania w spółkę 200 mln zł fundusze Enterprise Investors (EI). W ciągu sześciu lat liczba sklepów wzrosła z 97 do 639 na koniec marca 2017 r. Dino było w tym czasie jedną z najszybciej rozwijających się sieci supermarketów. Pod względem tempa wzrostu sprzedaży w sklepach już istniejących w każdym roku wyprzedzało Biedronkę. Zdecydowana większość placówek zlokalizowana jest w południowo-zachodniej Polsce. Dino nie musiało rozpychać się łokciami w takich miejscach jak warszawskie Bemowo, bo wypracowało model biznesowy, który pozwala zarabiać nawet w mniejszych miejscowościach (Bieniewice mają 1400 mieszkańców).
Reklama
– Zanim dostrzegliśmy potencjał i możliwości ekspansji w segmencie proximity, wypróbowywaliśmy kilka różnych formatów. To dało nam większą wiedzę na temat rynku oraz uświadomiło, jaki model biznesu chcemy rozwijać – mówi Szymon Piduch, prezes Dino Polska.
Przez pojęcie supermarketów proximity eksperci rozumieją sklepy o powierzchni 200–500 mkw., oferujące od 4 do 8 tys. artykułów, z których 90 proc. to produkty spożywcze. Biedronka i Lidl zaliczane są do dyskontów – tego rodzaju sklepy mogą mieć większą powierzchnię, ale niekoniecznie bogatszą ofertę, w której znaczący udział mają marki własne. Podział między obydwoma formatami jest umowny i nieostry, bo największe sieci dyskontowe już od dawna powiększają ofertę, stając się w praktyce supermarketami. Ten model sprzedaży towarów pierwszej potrzeby, a także mniejsze samoobsługowe sklepy, oferujące podstawowe produkty (np. Żabka), stopniowo wypierają z rynku małe, osiedlowe sklepiki, niezrzeszone w żadnej sieci. Podgryzają także wielkie hipermarkety.

Sieć się podwoi

Pod względem liczby sklepów Dino wyprzedziło już Lidla. I nie zamierza zwalniać tempa – do 2020 r. spółka chce mieć 1,2 tys. placówek, a docelowo 2,7 tys. To przede wszystkim te zapowiedzi kupują dziś giełdowi inwestorzy, wyceniając firmę 26 razy wyżej, niż wynoszą jej roczne zyski. Na takie uznanie nie może liczyć na przykład Emperia (sklepy Stokrotka). Na podobnym poziomie jak Dino wyceniany jest Eurocash, którego akcje jeszcze kilka lat temu były pozycją obowiązkową w portfelach funduszy inwestycyjnych i emerytalnych. Eurocash zarządza sieciami Abc, Delikatesy Centrum i Lewiatan, jest także największym w kraju dystrybutorem produktów pierwszej potrzeby do sklepów tradycyjnych, którym zabiera klientów Dino. To jeden z powodów, dla których cena akcji Eurocash spadła w ostatnim roku o jedną trzecią. Teraz Dino może podkraść firmie Luisa Amarala także inwestorów. Warunkiem jest jednak utrzymanie dwucyfrowego tempa wzrostu. Pierwszy raport finansowy opublikowany po giełdowym debiucie zasugerował inwestorom, że jest to możliwe. Przychody firmy były o 29 proc. większe niż rok wcześniej. Wyniosły 910 mln zł. Zysk netto sięgnął 30,5 mln. Urósł o 30 proc.
– Wycena Dino zakłada, że spółce uda się zrealizować ambitne plany. To może być o tyle trudne, że każdy, kto chce zbudować sieć ogólnopolską, musi zderzyć się z Biedronką. Na razie Dino rywalizuje z liderem rynku w ograniczonym stopniu, ale jeśli zamierza utrzymać wysokie tempo wzrostu, to teraz musi to zrobić na szeroką skalę – zauważa Piotr Bogusz, analityk DM mBanku.
Jednym ze znaków zapytania jest także model biznesowy – budowane sklepy są własnością firmy i stają na jej działkach. To z jednej strony sprawia, że otwieranym placówkom szybciej udaje się osiągnąć próg rentowności (nie płacą czynszu), z drugiej wymaga większych inwestycji na starcie. Dlatego firma na razie nie płaci dywidendy. A koszty tych inwestycji będą się zwiększać w miarę zbliżania się Dino do centrów dużych miast.

Ten sukces można powtórzyć

Ani dla rozwoju firmy, ani branży eksperci i analitycy nie widzą zagrożenia w przenoszeniu się handlu ze sklepów stacjonarnych do internetu. Ten trend, najsilniej widoczny w przypadku elektroniki i AGD, nie dotyczy żywności. Za pośrednictwem sieci kupujemy mniej niż 1 proc. tego rodzaju produktów.
– Sukces e-commerce w handlu żywnością nie jest przesądzony. Brakuje klarownego modelu biznesowego, który pozwoliłby sklepom internetowym zdominować codzienne zakupy Polaków. Markety w pobliżu miejsca zamieszkania czy pracy są nadal naturalnym i pierwszym wyborem dla przeważającej większości klientów. Z tego względu dobrze zarządzana sieć, charakteryzująca się przemyślaną lokalizacją sklepów, w dalszym ciągu może być atrakcyjną inwestycją – zapewnia Michał Rusiecki, partner w EI, w odpowiedzi na pytanie, czy gdyby dziś do jego firmy raz jeszcze przyszedł Tomasz Biernacki, to mógłby liczyć na wsparcie.
Trudno się dziwić, skoro na inwestycji w Dino fundusze osiągnęły średnioroczną stopę zwrotu przekraczającą 30 proc. To była jedna z najlepszych inwestycji w ponad 25-letniej historii EI.
Sukces odniósł także główny udziałowiec firmy, ale się z nim nie afiszuje. Wzorem Marka Piechockiego, założyciela LPP, Biernacki chroni swoją prywatność – nie publikuje zdjęć, nie udziela wywiadów. Inwestorzy liczą, że na tym analogie się nie skończą, a kurs Dino będzie się wspinał równie szybko, jak przed laty LPP. ⒸⓅ

>>> Polecamy: Zakupoterapia. Polacy znaleźli nowy sposób na odreagowanie i poprawę samopoczucia