Wielu firmom jest już za ciasno w Polsce i Europie, dlatego chcą zdobywać globalne przyczółki. Jednak bez sprawnego lobbingu ze strony instytucji państwowych podbijanie świata będzie trudne.
Małe firmy mają stawać się średnimi, średnie dużymi, a duże – championami, którzy będą w stanie rywalizować z globalną konkurencją – taką wizję nakreślił wicepremier Mateusz Morawiecki przy okazji prezentacji swojej strategii gospodarczej. Jednym z jej filarów uczynił zaś ekspansję zagraniczną polskiego kapitału i wsparcie dla eksporterów. Żeby plan wypalił, firmom nie wystarczy dobry produkt czy usługa i dostęp do finansowania. Konieczne jest też wsparcie na poziomie rządu i administracji publicznej. Tak zrodziła się wizja stworzenia nowej dyplomacji ekonomicznej. Państwo ma podążać za przedsiębiorcami w świat, ale też przecierać im szlaki na nowe rynki i pomagać oswajać ryzyko związane z pojawieniem się pod bardziej egzotycznymi szerokościami geograficznymi.
Przedsiębiorcy oczekują przede wszystkim realnej pomocy w promocji marki made in Poland. Ta z sukcesami przebija się już do świadomości międzynarodowych partnerów, ale są takie miejsca, w których bez wsparcia państwa niewidzialna ręka rynku nie zawsze sobie radzi. A co za tym idzie, nawet najlepszy towar może się nie przebić.
Ciężar tego zadania wzięła na siebie instytucja powstała na fundamencie Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych. Oprócz zmiany nazwy na Polską Agencję Inwestycji i Handlu zmieniła się również jej strategia. PAIH buduje swoje przyczółki na całym świecie, reformując istniejące przy ambasadach wydziały promocji handlu i inwestycji. Mają przekształcić się one w sieć nowoczesnych trade offices, które zajmą się nie tylko promowaniem Polski jako miejsca, w którym warto budować fabryki i lokować kapitał, ale także pomogą odnaleźć się przedsiębiorcom w miejscach, do których nasz eksport i inwestycje bezpośrednie jeszcze nie dotarły.
Zagraniczne biura handlowe są już ulokowane m.in. w Iranie, Wietnamie czy Meksyku. W najbliższych miesiącach zawitają do Argentyny, Algierii, Kazachstanu czy Indonezji. Tomasz Pisula, prezes PAIH, wielokrotnie podkreślał, że dywersyfikacja rynków zbytu zawsze wychodzi przedsiębiorcom na dobre, a są takie miejsca, gdzie łatwiej robić biznes, jeśli obok stoją przedstawiciele administracji publicznej.
Reklama
Najlepszy przykład to otwierający się na kapitał zagraniczny Iran. Tam dyplomacja na poziomie rządowym kładzie fundament pod aktywność prywatnego biznesu. Podobne mechanizmy działają w innych krajach Azji czy Afryki. Dlatego w lobbowaniu na rzecz polskich firm uczestniczą nie tylko ministerstwa czy instytucje publiczne, ale również głowa państwa. Prezydent Andrzej Duda, podobnie jak jego poprzednik, podczas wizyt zagranicznych zabiera ze sobą przedsiębiorców i do agendy spotkań wpisuje fora biznesowe i gospodarcze.
Kilka miesięcy temu prezydent ogłosił, że obecność polskich firm na świecie jest jednym z jego priorytetów. – Chcę wspierać wasze interesy i ich bronić. Bo dla mnie są to interesy Rzeczypospolitej – deklarował przedsiębiorcom Andrzej Duda.
Biznes oczekuje, że za słowami pójdą czyny. Karol Zarajczyk, prezes Ursusa (w ostatnich latach postawił na ekspansję na rynku afrykańskim), od dłuższego czasu zwraca uwagę, że barierą jest często ochrona lokalnych rynków. Ursus boleśnie przekonał się o tym w Niemczech, gdzie dopiero interwencja wicepremiera Morawieckiego odblokowała sprzedaż jego produkcji. Podobne problemy przedsiębiorcy napotykają wszędzie, a im bardziej egzotyczna destynacja, tym trudniej uprawiać skuteczną dyplomację ekonomiczną. Szczególnie jeśli dysponujemy słabo rozwiniętą siecią biur handlowych, a jedna ambasada obsługuje kilka krajów, jak to ma miejsce w Afryce.
Wzorcem mogą być na tym polu Stany Zjednoczone, które rozwinęły sieć swoich izb handlowych na cały świat. Pojawiały się tam równolegle z inwestycjami amerykańskich podmiotów albo przecierały im szlaki. W Polsce American Chamber of Commerce zaczął działać, jak tylko wystartowała gospodarka wolnorynkowa.
Polska dyplomacja ekonomiczna radziła sobie przez lata gorzej na świecie niż sama marka made in Poland, której sukcesy widać po rosnącym udziale eksportu w naszym PKB. Problemy na tym odcinku punktowała m.in. NIK. Zwróciła uwagę, że w latach 2010–2015, pomimo wysiłków ówczesnych rządzących, nie udało się zbudować spójnego systemu budowania wizerunku, powołane w tym celu instytucje nie działały, jak należy, i nie stworzono odpowiedniej strategii promocji kraju za granicą. Dzisiaj plan został zarysowany, a państwo wyposażono w nowe instytucje. Kluczowe jest jednak, czy deklaracje przełożą się na wymierne efekty – wygrane przetargi, zamówienia, wybudowane zakłady. ⒸⓅ

Opinia Pawła Dobrowolskiego - głównego ekonomisty Polskiego Funduszu Rozwoju

Trzeba zacząć do Unii Europejskiej
Naczelnym zadaniem naszej dyplomacji gospodarczej jest spowodować, by w końcu zadziałała traktatowa wolność przepływu usług w UE. Wspólny rynek zorganizowany jest na czterech wolnościach przepływu: ludzi, towarów, kapitału i usług. Dla nas najważniejsza jest ta ostatnia. Nie mamy kapitału, którym możemy wykupić zachodnie firmy. Nie mamy wielu patentów i firm z ugruntowaną na światowych rynkach pozycją. Wyciekanie Polaków do Irlandii, Anglii i Niemiec chroni ich przed bezrobociem, ale doprowadzi do niewydolności naszego systemu emerytalnego. Dlatego dla nas w Europie Wschodniej najważniejsza i najkorzystniejsza jest wolność przepływu usług. Do świadczenia wielu z nich nie potrzeba dziesiątek patentów i wielkich pieniędzy. Wystarczy chęć do pracy. Niestety wolność przepływu usług jest najsłabiej działającą wolnością w UE. I jest wolnością, którą Emmanuel Macron chce jeszcze bardziej ograniczyć. Protekcjonizm starej Europy na szkodę Unii jest tak stary jak ona sama. W latach 80. i 90. dumpingiem socjalnym miało być otwieranie przez koncerny z Francji czy Niemiec nowych fabryk w Grecji, Hiszpanii i Portugalii. Wszystko przez niższe koszty pracy. W 1987 r. zgrozę wywoływał fakt, że w fabryce Coca-Coli w Portugalii za godzinę pracy płacono 3,2 dol., a w tym samym czasie w Niemczech Zachodnich było to 19,2 dol. Próbowano zapobiegać rzekomemu dumpingowi socjalnemu przez uchwalenie unijnej płacy minimalnej. Na szczęście psujstwo to zablokował Londyn. Dziś to my potrzebujemy stanąć na straży unijnych wartości przeciw protekcjonizmowi Macrona. Naszym narodowym interesem jest dopuścić do wolnej konkurencji na rynku usług UE. ⒸⓅ

>>> Polecamy: Promocja marki made in Poland. Rząd chce pomóc w ekspansji naszych firm za granicą