W połowie 2011 r. spółka Amber Gold przejęła większościowe udziały w liniach lotniczych Jet Air, następnie w niemieckich OLT Germany, a pod koniec 2011 r. w liniach Yes Airways. Powstała wtedy marka OLT Express - linie OLT Express rozpoczęły działalność 1 kwietnia 2012 r.

Po upadku OLT Express pod koniec lipca 2012 r. okazało się, że ze spółką współpracował pracujący w Porcie Lotniczym w Gdańsku Michał Tusk.

Jarosław Krajewski (PiS) pytał świadka kiedy dowiedział się, że szef Amber Gold Marcin P. jest osobą prawomocnie skazaną za przestępstwa gospodarcze.

"Dokładnej daty oczywiście nie jestem w stanie powiedzieć (...) nie pamiętam czy wiedziałem o konkretnym wyroku. Powiedziałbym tak, że taka podejrzana otoczka wokół Amber Gold była mi znana" - odpowiedział. Zaznaczył, że nie pamięta od kiedy było mu to wiadome. "Na pewno w listopadzie 2011 r. tak" - dodał.

Reklama

"Czyli rozumiem, że przed podjęciem formalnej współpracy z OLT Express miał pan wiedzę na temat przestępczej działalności pana Marcina P." - dopytywał Krajewski.

"To pan powiedział. Nie miałem wiedzy o przestępczej działalności dlatego, że poruszamy się w sferze pewnych niuansów. Nikt nie napisał wprost w 2011 czy 2010 roku, że Marcin P. to przestępca, a Amber Gold to piramida finansowa. To były różnego rodzaju sugestie, opinie" - odpowiedział Michał Tusk.

"Na pewno wiedziałem o tym, że Amber Gold, który jest inwestorem w OLT Express jest firmą, która budzi wiele wątpliwości" - dodał świadek. Jak mówił, jest też możliwe, że wiedział, iż Marcin P. miał w przeszłości jeden wyrok.

W trakcie przesłuchania Tusk poinformował, że szefa Amber Gold poznał w listopadzie 2011 r., kiedy jako dziennikarz "Gazety Wyborczej" spotkał się z nim, by porozmawiać na temat inwestycji jego spółki w biznes lotniczy. "Była to zgłoszona inicjatywa, tekst, który chciałem napisać i go napisałem" - powiedział Tusk.

O nawiązanie współpracy z liniami lotniczymi OLT Express, których właścicielem była firma Amber Gold, zapytał świadka Jarosław Krajewski (PiS).

M. Tusk odpowiedział, że prezes gdańskiego portu lotniczego Tomasz Kloskowski powiedział mu o tym, że "jest linia, która się rozwija w Gdańsku, że brakuje jej ludzi". Tusk mówił, że Kloskowski powiedział mu, że jego zdaniem posiada on "umiejętności i wiedzę, która mogłaby im się przydać" i spytał czy jest zainteresowany.

"Ja wtedy odpowiedziałem: tak, w sensie potwierdziłem to. To była końcówka 2011 r., albo początek 2012 r." - dodał M. Tusk.

Jak zeznał efektem tej rozmowy było jego spotkanie z Marcinem P. i Jarosławem Frankowskim z OLT Express. "Daty też nie pamiętam dokładnie, na pewno miało to miejsce pomiędzy moją rozmową z Kloskowskim, a podjęciem współpracy fizycznej z OLT Express, czyli podejrzewam, że był to znowu przełom 2011/12 r.; grudzień, styczeń, luty, ten okres czasu" - powiedział.

Krajewski powiedział zaś, że według ustaleń komisji śledczej Michała Tuska od 15 marca 2012 r. łączyła z OLT Express umowa o świadczenie usług doradczych i menadżerskich, zaś od 16 kwietnia 2012 r. był on ponadto zatrudniony w Porcie Lotniczym Gdańsk na pełen etat na stanowisku specjalisty do spraw marketingu, a do zakresu jego obowiązków należała m.in. współpraca z liniami lotniczymi operującymi do i z Portu Lotniczego Gdańsk. "Czy pan potwierdza?" - zapytał Krajewski. Świadek potwierdził.

"Moja współpraca z OLT Express była elementem mojego życia prywatnego"

Jarosław Krajewski (PiS) przytoczył maila M.Tuska z 17 lipca 2012 roku do dyrektora zarządzającego OLT Express Jarosława Frankowskiego o treści: "Rozumiem, że nie planujecie kąsania LOT-u bezpieczeństwem, myślisz, że mogę w takim razie te swoje zestawienie incydentów i zdarzeń z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, podesłać znajomym dziennikarzom, może teraz dla odmiany przywalą LOT-owi".

Krajewski pytał świadka, dlaczego pisał do Frankowskiego ws. możliwości "przywalenia LOT-owi". M.Tusk powiedział, że pojawiały się publikacje stawiające pod znakiem zapytania kwestie technicznego bezpieczeństwa operacji OLT Express. "Zajmowałem się również wsparciem pijarowym OLT Express, więc przejrzałem raporty Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych (...) z których wynikało, że w okresie od momentu, jak działa OLT Express, miał on znacznie mniej różnego rodzaju incydentów, niż miał LOT" - zaznaczył.

"W tym momencie zaproponowałem, żeby przygotować tego typu publikację, materiał. To standardowa robota pijarowa" - wyjaśnił M.Tusk.

Krajewski pytał, dlaczego będąc pracownikiem Portu Lotniczego Gdańsk, proponował jednemu z klientów Portu, podjęcie działań mających na celu szkodzenie narodowemu przewoźnikowi lotniczemu.

"Wykonywałem dwie prace, pracowałem w Porcie Lotniczym Gdańsk, i jako jego pracownik wtedy, kiedy była taka potrzeba, konieczność, pomagałem wszystkim przewoźnikom, w tym Polskim Liniom Lotniczym LOT, a w tym momencie wykonywałem pracę dla OLT Express i wykonywałem ją tak, jak potrafię, m.in. tworząc tego typu raporty, czy publikację" - powiedział M.Tusk.

>>> Czytaj też: Horała: Rola Michała Tuska w sprawie Amber Gold zasługuje na wyjaśnienie

Poinformował, że Frankowski nie odpowiedział mu na jego maila. "Sprawa nigdy nie wyszła poza fazę jakiejkolwiek realizacji" - zapewnił.

Przewodnicząca komisji śledczej Małgorzata Wassermann (PiS) pytała świadka, jak jego pomoc dla linii lotniczych ma się do przekazywania znajomym dziennikarzom materiałów, w których mają "przywalić" LOT-owi.

M.Tusk powiedział, że mail do Frankowskiego, to nie była część jego pracy dla Portu Lotniczego Gdańsk. "Ten mail, to element mojej pracy (...) w ramach umowy o współpracy z OLT Express. Ten mail nie ma związku z moją pracą na lotnisku" - powiedział.

"Moja współpraca z OLT Express była elementem mojego życia prywatnego, nie była wprost powiązana z moją pracą na lotnisku" - dodał.

"Józef Bąk" to nazwa skrzynki mailowej

Tusk został zapytany przez posła PiS Jarosława Krajewskiego o to, czy w korespondencji e-mailowej z Jarosławem Frankowskim z OLT Express, posługiwał się "opisem nadawcy Józef Bąk". Michał Tusk wyjaśnił, że "Józef Bąk" to nazwa skrzynki e-mailowej. "Z tego, co pamiętam nie ma żadnego maila, w którym podpisałbym się +Józef Bąk+" - dodał.

Krajewski dalej dociekał, co miało na celu posługiwanie się imieniem i nazwiskiem "Józef Bąk" w korespondencji mailowej z OLT Express. "Panie pośle, nie posługiwałem się nigdy imieniem i nazwiskiem +Józef Bąk+ w korespondencji z OLT Express" - powtórzył Tusk. Podkreślił, że skrzynkę e-mailową o nazwie "Józef Bąk" zarejestrował w 2000 roku, kiedy był w drugiej klasie liceum. "I to była moja prywatna skrzynka mailowa. Korespondencji z użyciem tej skrzynki pocztowej, także z przedstawicielami OLT Express podpisywałem się nie wiem, inicjałami, tak jak to jest przyjęte między ludźmi, którzy się znają" - dodał syn b. premiera Donalda Tuska.

Zapewniał też, że każda osoba, która otrzymywała e-maila z tej skrzynki, wiedziała kto jest autorem wiadomości. "To jest być może zabawny element; wiem, że on tutaj budzi rozmaite reakcje u członków komisji - od rozweselenia po jakieś niestworzone teorie" - dodał Michał Tusk.

Tusk pytany przez posła Kukiz'15 Tomasza Rzymkowskiego, czy przed podjęciem pracy dla OLT Express rozmawiał na temat ze swoim ojcem, ówczesnym premierem Donaldem Tuskiem, odpowiedział, że nie pamięta dokładnie, żeby na ten temat rozmawiał z ojcem.

"To, co mogę potwierdzić, co pamiętam, to pamiętam, że rozmawiałem z nim wtedy o tym, że chcę przejść na lotnisko i że nie będę pracował w +Gazecie Wyborczej+ i to ostatnie mu się nie spodobało, że nie będę dziennikarzem, ponieważ to była rzecz, która miała dla niego ogromne znaczenie i uważał, że jest to dobra, bezpieczna i taka właściwa ścieżka rozwoju dla mnie" - mówił.

"Ja teraz nie jestem w stanie panu jednoznacznie potwierdzić po 5 latach, że wtedy mówiłem o tym, że będę pracował w OLT Express, więc na pewno było spotkanie dotyczące, że tak powiem, moich planów życiowych" - dodał.

Dopytywany, czy jego ojciec wyrażał wątpliwości co do podjęcia współpracy z OLT Express M.Tusk podkreślił, że nie prowadzi notatek z rozmów rodzinnych. Pytany, czy nie wyklucza, że taka rozmowa o wątpliwościach, co do jego pracy w OLT Express mogła mieć miejsce odpowiedział: "nie wykluczam".

Rzymkowski przytoczył w trakcie przesłuchania także zeznania Jarosława Frankowskiego (dyrektora zarządzającego OLT Express - PAP), w których - jak mówił poseł Kukiz'15 - pojawia się stwierdzenie, że szef Amber Gold Marcin P. poinformował go w rozmowie, że Michał Tusk nie był zainteresowany współpracą, bo "tata mu nie pozwolił".

Pytany, czy potwierdza te zeznania M. Tusk powiedział, że nie potwierdza. "Na pewno takich słów nie użyłem, bo to nie jest mój język i to by było dla mnie uwłaczające i w ogóle nie było takiego tematu" - powiedział.

Dopytywany, że wcześniej nie wykluczył rozmowy z ojcem na temat jego wątpliwości, co do OLT Express odpowiedział, że nie wykluczył, że tematem jego rozmowy z ojcem "mogła być praca dla lotniska lub OLT Express".

"Nie wiem tego, nie pamiętam, natomiast, skoro nie pamiętam jej za dobrze, tzn. że ona nie mogła być jakąś wyjątkowo stresującą dla mnie rozmową czy zapadającą w pamięć, więc na pewno nie było tam jakiś rad czy obostrzeń, które miałyby skutkować takim komunikatem" - podkreślił M.Tusk.

"Gdyby rzeczywiście było tak, że tata mi zabronił, to w tym momencie, dlaczego miałbym w końcu jednak tę współpracę rozpocząć? Nie widzę tutaj logicznego sensu" - dodał.

"Dla mnie nie było konfliktu interesów"

O to, czy nie było konfliktu interesów w kontekście działalności zawodowej świadka w porcie lotniczym i współpracy z należącymi do Amber Gold liniami lotniczymi OLT Express, pytał poseł Witold Zembaczyński (Nowoczesna).

"Dla mnie nie było konfliktu interesów ponieważ nie miałem ani razu sytuacji, w której musiałem rozważać, że zrobię coś dla jednego co będzie złe dla drugiego. Takiej sytuacji nie było" - powiedział Tusk.

"(...) mnie obowiązywał kodeks pracy dla Portu Lotniczego Gdańsk i obowiązywała mnie specyficzna umowa szczegółowa, która określała zakres zadań, które mam wykonywać dla OLT" - dodał.

Zembaczyński dopytywał też świadka, czy posiadał on formalną, pisemną zgodę prezesa lotniska na dodatkowe zatrudnienie. "Nie, nie miałem formalnej zgody, natomiast to była powszechna wiedza, ja się z tym nie kryłem. Wiedział o tym mój kierownik, moi współpracownicy w dziale, każdy o tym wiedział" - odpowiedział M.Tusk. Zwracał jednocześnie uwagę, że zatrudnianie pracownika linii lotniczych przez lotnisko "może być atutem dla lotniska".

Polityk Nowoczesnej pytał też o straty gdańskiego lotniska w związku z upadłością spółek OLT Express. We wtorek prezes tego lotniska Tomasz Kloskowski zeznał przed komisją śledczą, że straciło ono 4 mln zł w związku z niezapłaconymi fakturami.

"Te 4 mln zł to niezapłacone opłaty lotniskowe, których i tak by nie było gdyby OLT Express nie istniało, te niezapłacone faktury by się nie pojawiły. Natomiast pojawiło się dużo innych przychodów, których też by nie było gdyby nie było OLT Express" - mówił M.Tusk.

"Gdybyśmy podliczyli dokładnie i uczciwie (...) to zapewnie wyszłoby, że lotnisko zarobiło" - dodał.